Menu
1 / 0
Aktualności /

PREZES JERZY SKUCHA PODSUMOWUJE 2010 ROK

PREZES JERZY SKUCHA PODSUMOWUJE 2010 ROK

Najlepszy od 36 lat start w mistrzostwach Europy, udana współpraca z firmą Orlen, zmiany w systemie szkolenia i przenosiny do nowej siedziby – to tylko niektóre tematy, jakie w podsumowaniu lekkoatletycznego sezonu 2010 porusza prezes PZLA, dr Jerzy Skucha.

Najlepszy od 36 lat start w mistrzostwach Europy, udana współpraca z firmą Orlen, zmiany w systemie szkolenia i przenosiny do nowej siedziby – to tylko niektóre tematy, jakie w podsumowaniu lekkoatletycznego sezonu 2010 porusza prezes PZLA, dr Jerzy Skucha.



Rozpocznijmy od kwestii najbardziej wymiernej, czyli wyników sportowych. W marcu odbyły się Halowe Mistrzostwa Świata. W Katarze pogoda bardziej sprzyjała rozgrywaniu zawodów na otwartym stadionie...
To rzeczywiście były nietypowe mistrzostwa. Tym razem bowiem hala była potrzebna nie po to, by zawodnikom było cieplej w trakcie startu, a chłodniej. Przecież w Katarze również w marcu upały są ogromne. Sportowo - dwa brązowe medale. Występ niezły, biorąc pod uwagę to, że nie wszystkie z naszych gwiazd startowały. Oczywiście Ania Rogowska mogła wskoczyć nieco wyżej na podium, ale z kolei medal Adama Kszczota był dla nas miłą niespodzianką. Dzielnie walczyła Karolina Tymińska, z dobrej strony pokazała się Sylwia Ejdys, która często nie miała szczęścia do dużych imprez. Znakomity wynik – halowy rekord Polski 21.20 m – uzyskał w pchnięciu kulą Tomasz Majewski. Poziom konkursu był jednak bardzo wysoki i ten rezultat wystarczył jedynie na piąte miejsce. Potwierdziła się opinia, że przed tego typu imprezą w innej strefie klimatycznej konieczna jest aklimatyzacja. Ci, którzy polecieli do Dauhy ponad tydzień wcześniej zaprezentowali się przeważnie lepiej niż ci, którzy dotarli na miejsce tuż przed zawodami. Ogólnie można HMŚ w Katarze uznać za udane, choć pozostaje lekki niedosyt. Cieszę się jednak, że kilkoro zawodników pokazało się z dobrej strony.
Kilka tygodni później w Bydgoszczy odbyły się przełajowe mistrzostwa świata.
Wystawialiśmy ekipę bo tak należało zrobić jako organizator imprezy. Wiadomo jednak, że w tej dziedzinie nie mamy mocnych zawodników. Dlatego warto pochwalić Kasię Kowalską, która zajęła 36. miejsce w biegu seniorek, to sygnał, że ma kontakt z czołówka światową. Patrząc na te mistrzostwa pod innym kątem, Bydgoszcz, która nie obawia się organizować imprezy mniej popularne, jak choćby przełajowe MŚ, może w przyszłości liczyć na to, że otrzyma prawo organizacji bardziej opłacalnych i widowiskowych zawodów.
Czas na sezon letni, którego pierwszym reprezentacyjnym akcentem były Drużynowe Mistrzostwa Europy.
Zanim jednak do tego doszło, oczy lekkoatletycznego świata zwrócone były na Bydgoszcz, gdzie podczas mityngu Enea Cup Anita Włodarczyk ustanowiła rekord świata w rzucie młotem. Wynik 78.30 świadczy o ogromnym potencjale naszej młociarki, która była w mijającym sezonie jedną z największych gwiazd światowej lekkiej atletyki. Wracając jednak do tematu Bergen, zajęliśmy tam dopiero szóste miejsce. To lokata poniżej możliwości, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników. Przede wszystkim to, że każdemu, kto narzekał na jakieś dolegliwości zdrowotne pozwoliliśmy na odpuszczenie tej imprezy. Miejsce naszej drużyny niezadowalające, ale było też kilka dobrych, indywidualnych występów. Chociażby wygrana Tomasza Szymkowiaka, czy wysoka lokata Artura Nogi. Później mieliśmy mistrzostwa świata juniorów, które odbyły się w Kanadzie. Słaby występ naszej reprezentacji, żadnego medalu. Brak aklimatyzacji dał znać o sobie. Poza tym, nie mamy w tej kategorii wiekowej gwiazd, które są pewniakami do podium. Na pochwałę zasługują natomiast kadeci, którzy startowali w młodzieżowych igrzyskach olimpijskich. W Singapurze lekkoatleci zdobyli cztery krążki, w tym ten najcenniejszy, okraszony rekordem świata kulomiota Krzysztofa Brzozowskiego.
To dodatkowa impreza, którą organizuje się nastolatkom, czy to nie sprawia, że już w tym wieku zbyt mocno obciążany jest ich organizm?
Przed laty, kiedy światowa federacja lekkiej atletyki zapytywała swoich członków o to, czy organizować mistrzostwa świata kadetów byliśmy na nie. Obawialiśmy się, że zbyt wczesna specjalizacja młodzieży może zadziałać negatywnie, spowodować zbytnią eksploatację zawodników. Poza tym wszyscy zdajemy sobie sprawę z przewagi jaką mają w tej sytuacji południowcy czy Afrykanie. Tam po prostu młodzież rozwija się szybciej pod względem fizycznym. Stąd mniejsze szanse choćby takich zawodników jak nasi. Ale mistrzostwa świata kadetów się odbywają, teraz dojdą jeszcze igrzyska młodzieży. Taka jest kolej rzeczy. Na pewno bacznie będziemy obserwować czwórkę naszych medalistów z Singapuru. Mam nadzieję, że ich talent się rozwinie. Nie wykluczone też, że dla innych sam udział w tej imprezie będzie ogromnym bodźcem do dalszego treningu i zyskamy kolejne gwiazdy, już w wieku seniorskim.
Zanim jednak młodzież poleciała do Singapuru miliony Polaków żyły tym, co działo się na barcelońskim Stadionie Olimpijskim.
Występ naszej ekipy w mistrzostwach Europy w Barcelonie został ocenione - nie tylko przez nas, ale i przez krajowe władze sportu i nie tylko – bardzo dobrze. Dziewięć medali to najlepsze osiągnięcie od 1974 roku. A trzeba przecież wspomnieć, że zabrakło trójki naszych medalistów MŚ z Berlinia – obu tyczkarek i wieloboistki Kamili Chudzik. Nie w pełni zdrowi byli Sylwester Bednarek oraz Anita Włodarczyk. W ostatniej chwili kłopoty zdrowotne dopadły Anię Jesień, Marek Plawgo, który poważnie przygotowywał się do tej imprezy nie zdołał wygrać wyścigu z czasem. Podsumowując – sukcesy mogły być większe, ale przecież kilka osób wypadło rewelacyjnie. Za sprawą Marcina Lewandowskiego po raz pierwszy mieliśmy mistrza Europy w biegu na 800 metrów. Znów znakomicie pobiegł Adam Kszczot, miłą niespodziankę sprawiła Joanna Wiśniewska i chyba przede wszystkim rekordowa, brązowa sztafeta kobiet 4x100 m. Cieszę się też z sukcesu Przemysława Czerwińskiego. Okazuje się, że mamy czterech tyczkarzy (Czerwiński, Michalski, Didenkow i Wojciechowski) na dobrym poziomie. Liczę, że trzej z nich pojadą na igrzyska olimpijskie. Mistrzostwa Europy w Barcelonie to na pewno dobry prognostyk przed igrzyskami. Mamy już 10 osób w specjalnym programie ministerialnym: Klub Polska-Londyn 2012. Mijający rok był ważny też pod tym względem, że wykrystalizowała się już kadra na najbliższe igrzyska. Oczywiście ostateczny skład będzie znany dopiero latem 2012, ale jestem pewien, że mamy pod obserwacją wszystkich potencjalnych olimpijczyków. Raczej nikt spoza tej grupy nas już w 2011 czy 2012 roku nie zaskoczy. Na mistrzostwa świata w Daegu polecą ci, którzy będą walczyć również rok późnej w Londynie.
Jakie są perspektywy wynikowe na 2011 rok?
Poprzeczka po ośmiu medalach MŚ w Berlinie została zawieszona bardzo wysoko. Na pewno nie ma nikogo z naszych zawodników, kto mówiłby, że odpuszcza Daegu. Zresztą, tak pewnie będzie również na całym świecie. Mistrzostwa w Berlinie odbywały się w roku poolimpijskim, niektórzy sobie odpuszczali, niektórzy kończyli karierę. Teraz wszyscy mocno nastawiają się na rywalizację w Korei. Trzeba się spodziewać silniejszej konkurencji niż w Niemczech. No i trzeba być po prostu lepszym. Warunki ku temu zostały stworzone.
Teraz kilka słów odnośnie szkolenia.
Tu właściwą osobą do oceny jest dyrektor sportowy, Piotr Haczek. Jak mogę powiedzieć tylko tyle, że od jesieni 2009 było tu sporo pracy związanej z porządkowaniem pewnych kwestii. Nie trzeba było jednak wszystkiego diametralnie zmieniać, nie było zresztą takiej potrzeby. Stworzono natomiast jasne zasady szkolenia, co komu i dlaczego się należy. Były pewne roszady jeśli chodzi o trenerów kadry. Strzałem w dziesiątkę okazało się na przykład przydzielenie młodemu szkoleniowcowi Jackowi Lewandowskiemu grupy sprinterek. Efekt to rekord Polski i brązowy medal mistrzostw Europy. Podsumowując – to był pierwszy rok bardzo samodzielnej pracy Piotra Haczka. Najważniejsze, że tuż po zakończeniu sezonu zaczął wyciągać wnioski na kolejny rok. Bardzo przeszkadzały nam w mijającym roku, szczególnie jeśli chodzi o szkolenie młodzieży, zasady ministerialnych konkursów na środki finansowe dla tych grup. Kilka razy składaliśmy wnioski, nigdy nie wiedzieliśmy, na czym stoimy. Teraz jest już pomysł Ministerstwa na rozwiązanie tej kwestii. W styczniu mamy się dowiedzieć jaka jest pełna kwota na ten cel.
Jak można ocenić poziom lekkoatletycznych imprez, organizowanych w Polsce w 2010 roku?
Bydgoszcz to wysoki standard organizacyjny – zarówno mityng Enea Cup jak i Pedro’s Cup. Potwierdzają to światowe rankingi. W tym roku doszły też do tego przełajowe MŚ. Jestem również zadowolony z mistrzostw Polski w Bielsku-Białej – organizacyjnie i sportowo. Z drugiej strony Memoriał Kusocińskiego zorganizowaliśmy dysponując okrojonym budżetem, w niewielkim stopniu wspomogło nas miasto. Poza tym, przede wszystkim warszawski stadion odbiega poziomem od obiektów o standardach europejskich. Nie udało się, stąd pomysł na zorganizowanie w przyszłym roku „Kusego” w sprawdzonym miejscu, czyli w Szczecinie. Tam jest piękny stadion, publiczność zakochana w lekkiej atletyce i duża życzliwość lokalnych władz. Chciałbym żeby już teraz był to mityng nie gorszy niż Enea Cup, a mamy nawet ambicje, by był lepszy.
Marzy się panu, by Memoriał wrócił do Warszawy?
To nie jest marzenie, to postanowienie. „Kusy” ma wrócić do Warszawy. Został przeniesiony do Szczecina czasowo, dopóki w stolicy nie będzie warunków do zorganizowania takiej imprezy. Chciałbym, by w największym polskim mieście powstał stadion im. Janusza Kusocińskiego i byśmy spotykali się z większą życzliwością władz Warszawy. Jestem przekonany, że to wywalczymy. Na pewno Memoriał wróci do stolicy.
Na początku 2010 roku miało miejsce inne dość istotne – tym razem z punktu widzenia logistycznego – wydarzenie.
Chodzi oczywiście o przeprowadzkę siedziby PZLA. To była rzeczywiście duża operacja. Przez kilka miesięcy szukaliśmy odpowiedniej lokalizacji. Znaleźliśmy bardzo dobrą w pobliżu siedziby PKOl i w dobrym miejscu pod względem komunikacyjnym – w niewielkiej odległości od stacji metra. Przeprowadziliśmy się wiosną. Pracownicy, zawodnicy, trenerzy i działacze, którzy nas teraz odwiedzają twierdzą, że to siedziba godna tak znaczącej instytucji jak PZLA. Decyzja o przeprowadzce była dobra, również dlatego, że w najbliższym czasie okolice starej siedziby przy ul. Kopernika będą na długo pochłonięte przez działania budowlane. Chodzi o budowę drugiej linii metra.
Na koniec pieniądze, czyli co drgnęło w PZLA jeśli chodzi o kwestie sponsorskie?
W 2010 roku sponsorem generalnym Związku został PKN Orlen. Na razie było to spokojne wejście tej firmy w lekkoatletykę. Nie ma się co dziwić, to ogromne przedsiębiorstwo, które oczekuje wymiernych efektów swojego zaangażowania. Z tych środków sfinansowaliśmy m.in. stypendia dla najzdolniejszej młodzieży, nagrody dla czołowych klubów Ekstraklasy, dla medalistów z Barcelony, dla najlepszych w rankingu Złote Kolce itd. Z naszych rozmów podsumowujących rok zarówno z prezesem jak i z dyrektorem ds. marketingu Orlenu wynika, że są bardzo zadowoleni z tego, jak ich finansowy wkład przełożył się na medialny wizerunek firmy. Mogę więc oznajmić, że podpisujemy przedłużenie umowy w większym niż dotychczas zakresie. Nie mogę oczywiście zdradzać szczegółów, ale zapewniam, że pozwoli to pokazać kompleksowo polskim kibicom występ naszych reprezentantów w mistrzostwach świata w Daegu.
Czy są jeszcze dodatkowe opcje sponsorskie jeśli chodzi o PZLA?
Nie ustajemy w staraniach, żeby zainteresować firmy lekkoatletyką. Na razie środki sponsorskie to zaledwie kilka procent naszego całorocznego budżetu, chcielibyśmy, żeby było ich więcej. Między innymi w tym celu powstała Fundacja Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Będzie miała na celu wyszukiwanie sponsorów i dbanie o realizację współpracy z nimi. Dodatkowo powinna z własnej inicjatywy organizować eventy, które będą propagowały lekką atletykę, a przy okazji przyniosą dochód. Poza tym będzie spełniała również rolę edukacyjną – poza kursami trenerskimi i instruktorskimi powinny się pojawić kursy dla szerokiej rzeszy nauczycieli wychowania fizycznego, pod kątem przystosowania ich do naszej dyscypliny, Po kilku takich kursach nauczyciel dostawałby tytuł „Przyjaciela Lekkiej Atletyki”. Chcielibyśmy podwoić liczbę licencji zawodników. Jeśli nauczyciele przychylniej spojrzą na lekkoatletykę wtedy więcej ludzi będzie ją uprawiało. Tego życzyłbym sobie w 2011 roku. A wszystkim kibicom i sympatykom lekkiej atletyki życzę, by w nadchodzącym sezonie mieli jeszcze więcej powodów do radości z wyników naszych reprezentantów. Zawodnikom życzę sukcesów i rekordów, a ich trenerom satysfakcji z wykonanej pracy. Do zobaczenia na lekkoatletycznych stadionach!

Rozmawiał Rafał Bała

Powrót do listy

Więcej