Menu
1 / 0
Aktualności /

30 lat temu zmarł Janusz Sidło

30 lat temu zmarł Janusz Sidło

Pierwszy dyplom wywalczony na lekkoatletycznym stadionie… zniszczyła mu matka. Później królował na rzutniach całego świata, a ówczesna prasa nazywała go ambasadorem polskiego sportu. Janusz Sidło, bo o nim mowa – legenda Wunderteamu, wicemistrz olimpijski w rzucie oszczepem – zmarł dokładnie 30 lat temu, 2 sierpnia 1993 roku.

Janusz Kusociński swoje wspomnienia wydał pod tytułem „Od palanta do olimpiady”. Karierę jego imiennika można by zatytułować „Od drapaka do olimpiady”. Dlaczego? Bo właśnie takimi drewnianymi drapakami zaczynał swoją wielką karierę zawodnik, któremu obok rekordów i medali zabrakło w karierze tego najważniejszego – złota olimpijskiego. Złota, którego był bardzo blisko dwukrotnie – w 1956 roku w Melbourne oraz cztery lata później w Rzymie. Gdy zaczynał przygodę ze sportem oszczepnicy korzystali z drewnianych drapaków, na początku lat 50. Held – ten, który jako pierwszy rzucił ponad 80 metrów – zaczął tworzyć nowoczesne oszczepy. I tak z czasem sprzęt jego produkcji, czy skandynawskie Sandviki stały się „bronią” mistrza – Janusza Sidły, „Łokietka”.

Janusz Sidło urodził się 19 czerwca 1933 roku w Szopienicach. Dziś to przedmieścia Katowic, pogranicze z Mysłowicami. Wtedy niewielkie robotnicze miasteczko. Klimat tamtych czasów można poczuć i teraz, bo ówczesna ulica Piastowska – dziś 11 Listopada – sprawia wrażenie, jakby nie zmieniła się wiele od lat. Spójna pierzeja kamienic, którą wieńczą niewielkie tereny zielone. Właśnie tutaj przyszły mistrz oszczepu wychowywał się w tradycyjnej śląskiej rodzinie. Rodzina Sidłów mieszkała w tej samej kamienicy co Czesław Białas – dwa lata starszy od naszego bohatera ciężarowiec, brązowy medalista mistrzostw świata z 1959 roku oraz mistrz Europy z 1957. Przy tej samej ulicy mieszkała też Magdalena Bregulanka – olimpijka z Helsinek (1952) w pchnięciu kulą.

Skwer_Sidly_02062023_fotTomaszKasjaniuk_0019
Ulica 11 Listopada w Katowicach Szopienicach (foto: Tomasz Kasjaniuk)

Ze sportem stykał się od maleńkości, chciał grać w popularne na Górnym Śląsku gry zespołowe – piłkę nożną i hokeja na lodzie. Po wojnie do Chorzowa przyjechali rozliczni lekkoatleci ze Związku Radzieckiego. Sidło śledzi ich poczynania, a największe wrażenie robi na nim ówczesna mistrzyni Europy w rzucie dyskiem Nina Dumbadze. Zafascynowany – jak chce kronikarz tamtych czasów „babą jak piec, a w kole obracającą się jak baletnica – radziecką miotaczką Sidło spróbował swoich sił w rzucie dyskiem, ale po nieudanym starcie trafił na rozbieg do oszczepu. Rzucił 41.90 i wygrał. W nagrodę otrzymał dyplom i zegarek. Gdy zjawił się w domu zezłoszczona matka podarła dyplom i zabrała mu zegarek – dopiero dzień później ojciec przeczytał w gazecie, że triumf był prawdziwy, a nagroda nie pochodziła z nielegalnego źródła.

Pod koniec lat 40. poprawił rekord Polski juniorów. W 1949 otrzymał powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski na pierwszy powojenny mecz lekkoatletów. Na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie nasza kadra mierzyła się z Rumunią. Miejsce w składzie Sidło zabrał Zygmuntowi Szelestowi. Młody chłopak wszedł na stadion wśród wielu doświadczonych zawodników. Nie miał wtedy pojęcia, że za kilka lat to on będzie wprowadzał Polaków na stadiony świata jako kapitan reprezentacji, najważniejsza postać Wunderteamu. Zanim się nią stanie zwróci na niego uwagę Witold Gerutto – legenda przedwojennej lekkoatletyki i współtwórca cudownej drużyny. W Zakopanem na obozie kadrowym Gerutto zerknął na trenującego tam Sidłę, aczkolwiek nie wyraził się pochlebnie o sposobie w jakim rzuca nasz bohater. Styl rzutu zmienił się gdy Sidło zaczął trenować z Zygmuntem Szelestem – człowiekiem, który eksperymentując na sobie wymyślał moc ćwiczeń, które skutecznie wpływały i na technikę rzutu i na osiągane odległości. 

Jeśli chodzi o relacje Sidły z Szelestem warto jeszcze wspomnieć jedno wydarzenie. Jesień 1949 roku – zawody w Katowicach. Na starcie m.in. brązowy medalista olimpijski z Londynu (1948) Węgier József Várszegi. W drużynie Polski – Janusz Sidło i Zygmunt Szelest. Panowie zajęli odpowiednio trzecie i czwarte miejsce.

Zygmunt Szelest – twórca polskiej szkoły oszczepu, wybitny nauczyciel i trener – stanął na drodze Sidły w 1951 roku. Szkoleniowiec był świeżym absolwentem stołecznej Akademii Wychowania Fizycznego. Nasz bohater – właśnie zmieniał barwy klubowe ze Stali Katowice na Spójnię Gdańsk (dziś SKLA Sopot) i kształcił się w V Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku-Oliwie. Na Wybrzeże z górniczego Śląska ściągnął go trener Żyliński. W Trójmieście mieszkał trzy lata pojedynkując się m.in. z łucznikami – oni strzelali do tarcz, on rzucał oszczepem. I wygrywał. Po pierwszym olimpijskim starcie – w Helsinkach – oraz poprawieniu rekordu Europy – w Jenie – przeniósł się do Warszawy i pozostał w tym mieście już całe dorosłe życie. Na kampusie bielańskiej Akademii Wychowania Fizycznego pod czujnym okiem Szelesta wykuwał swoją formę do kolejnych – blisko dwudziestu – sezonów. 

Przełomowym momentem w karierze Sidły był zdecydowanie mecz NRD – Polska, który wieńczył sezon lekkoatletyczny 1953. Pewny zwycięstwa po próbie na 77.32 Polak nie chciał już rzucać. Poprawił przedwojenny rekord kraju Eugeniusza Lokajskiego, poległego w Powstaniu Warszawskim. Zdjął pantofle, ale po chwili pojawił się operator niemieckiej kroniki filmowej.

Herr Sidło, proszę wykonać jeszcze jeden rzut dla filmu – prosi Niemiec, a Sidło narzekając na ból pleców nie chce już brać oszczepu w dłoń.

Ostatecznie zdecydował się jeszcze na jedną próbę. Założył kolce, stanął na rozbiegu i… jako pierwszy Europejczyk posłał oszczep poza granicę 80 metrów. Osiągnął 80.15 i ustanowił rekord Europy oraz drugi najlepszy wynik w historii światowej lekkoatletyki.

To było coś niebywałego. Rozbieg był zrobiony na boisku i oszczep przeleciał za bramkę, wbił się w bieżnię – relacjonował rekordowy rzut redaktor Włodzimierz Źróbiak, obecny w Jenie wysłannik Polskiej Agencji Prasowej.

Świetną formę Sidło potwierdził tydzień później rzucając w Warszawie 76 metrów. Na kolejne „80-tki” przyszło mu jednak czekać dwa lata. 29 czerwca 1955 roku w Pradze osiągnął 80.07, a niemal dokładnie rok później – 30 czerwca 1956 roku w Mediolanie – wynikiem 83.66 wpisał się na listę rekordzistów świata! Sukces ten świętował będąc noszonym na rękach przez Carlo Lievore – włoskiego policjanta, oszczepnika i mistrza igrzysk śródziemnomorskich, który 5 lat później też w Mediolanie rzuci 86.74 również poprawiając rekord globu.

Między tymi trzema osiemdziesiątkami polski oszczepnik dominował w Europie. W 1954 roku został w Bernie mistrzem kontynentu rzucając nieco ponad 76 metrów. Od pamiętnego październikowego rzutu z Jeny, aż do konkursów olimpijskich w Melbourne Sidło miał odnotowane 56 startów – wygrał… 53 razy.

Kulminacją tego etapu kariery „Łokietka” były igrzyska w Melbourne. Po ustanowieniu rekordu świata Sidło leciał na Antypody jako zdecydowany faworyt rywalizacji. Co prawda z Norwegii docierały już głosy o niezłej formie Egila Danielsena to jednak Sidło – niekwestionowana gwiazda konkurencji – miał grać w Australii pierwsze skrzypce. Długą podróż niezastąpiony duet Szelest-Sidło rozpoczął w Jugosławii – tam na chorwackim wybrzeżu reprezentacja szlifowała formę. Później nastąpił wieloetapowy lot przez Azję do Melbourne, gdzie naszą kadrę witali polonusi. Nachodzi 26 listopada, dwudziestu jeden miotaczy z 12 krajów – w tym dwoje Polaków Janusz Sidło i Jan Kopyto – staje na starcie olimpijskiej potyczki. Potyczki, o której wiele napisano i która z pewnością jest jedną z najciekawszych w historii. Jest chłodno, nad obiektem dość mocno powiewa. Spieszący się na start Sidło potyka się podbiegając do autobusu. Podkręcił nogę, więc przed samym występem lekarz kadry serwuje mu zastrzyk uśmierzający ból. Po pierwszej serii jest trzeci, w drugiej spada na piąte miejsce (wtedy wirtualny brąz ma Kopyto). Nadchodzi trzecia kolejka. Sidło staje na rozbiegu, biegnie i posyła oszczep wysoko ponad murawą Melbourne Cricket Ground. Sprzęt wbija się daleko za tabliczkami oznaczającymi próby rywali. 79.98 – rekord olimpijski i pewne prowadzenie. Tymczasem zrezygnowany Danielsen zdejmuje kolce. Niczym Sidło przed trzema laty w Jenie, chociaż towarzyszą mu zupełnie inne emocje niż Polakowi w październiku 1953 roku. Nagle sędziowie oznajmiają Norwegowi, że awansował do wąskiego finału, w którym wystartuje szóstka najlepszych. Przerzucił o 12 centymetrów Francuza Macqueta, który w historii życia Sidły odegra jeszcze jedną rolę, ale o tym później. Różne są wersje wydarzenia jakie miało miejsce w czwartej serii olimpijskiego konkursu. Sidło rzuca w niej 79.70. Co robi Egil Danielsen? W jeden wersji Sidło pożycza mu swój oszczep, według innej Norweg kosztuje kawy i pobudzony kofeiną – której jego organizm nie znał – z impetem ciska oszczep daleko poza wszelkie znaczniki. 85.71. Jedną próbą odbiera Sidle rekord olimpijski, rekord świata i – co chyba najważniejsze – marzenia o złocie igrzysk.

Sidło spuścił głowę, ale natychmiast się otrząsnął i serdecznie pogratulował zwycięzcy. Otoczył go ramieniem, jakby sam czuł się odpowiedzialny za ten świetny wyczyny – relacjonował wydarzenia w Melbourne dziennikarz francuskiego L'Équipe.

Po porażce w Australii Sidło wrócił na zwycięski szlak. W sezonach 1957, 1958, 1959 startował aż 66 razy i wygrał… 64 konkursy. W trakcie tej serii 22 czerwca 1957 roku w Hamar – rodzinnym mieście Danielsena – dochodzi do pierwszego pojedynku mistrza i wicemistrza olimpijskiego. Pewnie wygrywa Sidło – rzuca 82.88, Norweg ma najlepszą próbę na 72.55.Przez te trzy lata tylko dwa razy był drugi, ale w to wliczają się też eliminacje mistrzostw Europy w Sztokholmie. Mistrzostw, które zapisały się w historii polskiej lekkoatletyki jako jeden z najważniejszych etapów w tworzeniu się Wunderteamu. W sobotę 23 sierpnia biało-czerwoni mieli na koncie już dziesięć medali, w tym siedem złotych. Ósmy krążek z najcenniejszego kruszcu dorzucił – niemal dosłownie – Sidło. Obronił tytuł najlepszego europejskiego oszczepnika, potwierdził swoją dominację i wygrał rzucając 80.18. Jego pogromca z Australii zdobywa srebro rzucając 78.27.

Do Janusza Sidły przywarła jednak – szczególnie w drugiej części kariery – łatka pechowca. Był lekkoatletą wybitnym, utrzymującym się na światowym poziomie przez przeszło 20 lat. Bił rekordy Polski, Europy i świata, zdobył dwa z rzędu mistrzostwa Europy, ale w latach 60. nie wszystko szło po jego myśli. Zaczęło się w Rzymie. Eliminacje olimpijskie zakończył wynikiem 85.14 (ten wynik dał mu na koniec sezonu pozycję lidera światowych tabel). Ze Stadio Olimpico wychodzi zadowolony. W finale – dzień później – był ósmy po próbie na nieco ponad 76 metrów. A celem był medal i rekord świata – z takim nastawieniem stanął na rozbiegu, ale po najdalszym rzucie bezradnie rozłożył ręce. Lepszy był od niego także – podążający przez lata niczym jeden z cieni – Zbigniew Radziwonowicz. Przyczyną takiego stanu rzeczy było… roztargnienie. Z finału wycofał się Norweg Terje Pederson – za parę lat będzie pierwszym w historii, który rzuci ponad 90 metrów – i Sidło zamiast drugi, rzucał pierwszy. Nie dogrzał się i stracił drugą szansę na olimpijskie złoto. Dwa dni po finale Polak wylatuje z Włoch i leci do Oslo. W stolicy Norwegii wygrywa z wynikiem jaki w Wiecznym Mieście dałby mu srebro. Z Rzymem – a w zasadzie jego włoską nazwą – związał się jednak rodzinnie. Urodzona w 1960 roku córka Ewy i Janusza Sidły otrzymała od rodziców imię Romualda, czyli Roma.

Kolejną szansę na triumf w najważniejszej imprezie czterolecia stracił przez deszcz. W Tokio, w 1964 roku, żużlowy stadion wypełniony był kałużami. Poziom olimpijskiego konkursu nie powalał. Przed igrzyskami wspomniany Pederson dwukrotnie poprawiał rekord świata – w Oslo w lipcu rzucił 87.12, we wrześniu 91.72. Główny faworyt zawiódł – rzucił 72.10 i nie awansował do finału, do którego z drugim rezultatem w stawce wszedł Sidło. Finał – Polak rzuca 80.17 i jest liderem. W drugiej serii przerzuca go Łotysz w barwach Związku Radzieckiego Jānis Lūsis. Polak miejsce na podium utrzymywał do czwartej serii mimo zanotowania trzech niemierzonych prób. Nagle dalej rzucili Pauli Nevala (82.66) i doświadczony Gergely Kulcsár (82.32). Trener Zygmunt Szelest doradzał swojemu podopiecznemu: omijaj kałuże na rozbiegu!. Jak głosi legenda, Sidło miał odrzec medal, albo nic. Skończyło się na czwartym miejscu…

Piąte igrzyska, czyli Meksyk 1968, Sidło kończy na siódmym miejscu – rzuca 80.58 i musi uznać wyższość rywali, w tym świetnie dysponowanego w sezonie olimpijskim Władysława Nikicuka, który kilka miesięcy przed igrzyskami odebrał mu rekord Polski rzucając w Saarijärvi 86.10.

Fenomen – w 1969 roku 36-letni Sidło rzuca 82.90 i zostaje brązowym medalistą mistrzostw Europy. Rok później 37-letni weteran jedzie do Francji. Do startu pod Paryżem zaprasza go wieloletni druh Michel Macquet – były rekordzista Francji. 7 maja w Mantes rzuca 86.22 – odbiera rekord kraju Nikciukowi, poprawia rekord życiowy i niejako spina klamrą swoją wielką – trwającą ponad dwie dekady – przygodę z wyczynowym sportem.

Karierę sportową Janusz Sidło zakończył w 1973 roku. Rok wcześniej marzył jeszcze o kwalifikacji na szóste igrzyska, ale do Monachium nie pojechał żaden biało-czerwony oszczepnik. Minimum nie udało się wypełnić ani Sidle, ani jego następcom – Nikiciukowi, Jałoszyńskiemu, Krupińskiemu. Ostatni oficjalny wynik – przytaczany w książce „Rzut oszczepem mężczyzn” wydanej w 1984 roku w serii „Osiągnięcia polskiej lekkiej atletyki w 40-leciu PRL” – to 73.49 z 12 października z Rzymu. Później startował jeszcze – dość okazjonalnie – w zawodach weteranów m.in. w Zduńskiej Woli.

Po zakończeniu kariery był trenerem. Prowadził kadrę juniorów w rzucie oszczepem, zawsze służył radą. Został etatowym pracownikiem biura Polskiego Związku Lekkiej Atletyki w legendarnej siedzibie przy ul. Foksal. Współpracował też z Liceum Ogólnokształcącym im. Słowackiego w Warszawie.

Janusz Sidło chorował. Był cukrzykiem. Zmarł 2 sierpnia 1993 roku w Warszawie. Kilka dni później odbył się pogrzeb. Wicemistrz olimpijski został pochowany przy wąskiej alejce – w bliskim sąsiedztwie mogiły zmarłego dwa lata wcześniej swego trenera i mentora Zygmunta Szelesta. Kwartał, w którym pochowano Sidłę oraz Szelesta można nazwać kwaterą oszczepników. Tuż obok siebie spoczywają też Zbigniew Radziwonowicz, Edmund Jaworski, Edward Sumiński.

A tam gdzie wszystko się zaczęło – w Szopienicach – pamięć o mistrzu rzutu oszczepem trwa. 5 września 2011 roku Rada Miasta Katowice nadała terenom zielonym przy ul. 11 Listopada nazwę Skwer Janusza Sidły.

Skwer_Sidly_02062023_fotTomaszKasjaniuk_0004
Skwer Janusza Sidły w Katowicach-Szopienicach (foto: Tomasz Kasjaniuk)

Kariera w liczbach

Nic tak dobrze nie oddaje wielkości karier lekkoatletów jak liczby.

1 – pierwszy polski powojenny mistrz Europy i rekordzista kontynentu

2 – zwycięstwa w Plebiscycie Przeglądu Sportowego

3 – medale mistrzostw Europy

5 – startów w igrzyskach olimpijskich oraz mistrzostwach Europy

7 – miejsc w pierwszej trójce Plebiscytu Przeglądu Sportowego

14 – tytułów mistrza Polski w rzucie oszczepem

18 – kolejnych sezonów z rzędu w czołowej „10” oszczepników rankingu „Track & Field News”

19 – medali mistrzostw Polski seniorów w rzucie oszczepem

21 – lat startów w reprezentacji Polski

43 – konkursy z rzędu bez porażki w latach 1957-1958

62 – starty w meczach lekkoatletycznej reprezentacji Polski

144 – konkursy zakończone z wynikiem ponad 80 metrów

1949 – debiut w reprezentacji Polski podczas meczu z Rumunią w Warszawie

85.06 – średnia 10. najlepszych wyników w karierze

86.22 – rekord życiowy z 1970 roku

Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk, archiwum

Powrót do listy

Więcej