Menu
1 / 0
Aktualności /

KRZYSZTOF BRZOZOWSKI: Nie mogłem zawieść

Trzy rekordy Polski w kilkadziesiąt minut? Krzysztof Brzozowski to jeden z największych talentów w historii polskiego pchnięcia kulą. W środę, 15 lipca, kończy dopiero 16 lat, a ma już na koncie tytuł wicemistrza świata kadetów.

Trzy rekordy Polski w kilkadziesiąt minut? Zawodnik Płomienia Sosnowiec, Krzysztof Brzozowski to jeden z największych talentów w historii polskiego pchnięcia kulą. W środę, 15 lipca, kończy dopiero 16 lat, a ma już na koncie tytuł wicemistrza świata kadetów, wywalczony kilka dni temu w Bressanone.

Pochodzi z Czeladzi, a trenuje w Sosnowcu. Do Bressanone jechał z drugim wynikiem na listach światowych i na takim miejscu ukończył rywalizację w MŚ. Lepszy okazał się tylko Amerykanin Ryan Crouser. Z utalentowanym polskim kulomiotem rozmawialiśmy kilka godzin po tym, jak wylądował na warszawskim lotnisku Okęcie, wracając z Włoch.


Medaliści 6. Mistrzostw Świata Kadetów w pchnięciu kulą (fot. jr)

Jechałeś do Bresanone będąc pod dużą presją. Byłeś jednym z faworytów i nie zawiodłeś.

KRZYSZTOF BRZOZOWSKI: Podszedłem do tych zawodów bardzo poważnie. Już eliminacje były udane. Nie czułem stresu, miałem świadomość celu, jaki przede mną stoi. Chciałem załatwić to już w pierwszym pchnięciu i udało się. Awansowałem do finału i mogłem spokojnie przygotowywać się do decydującej rozgrywki. Presja? Może tak to wyglądało z boku. Ale kiedy jest się w kole w trakcie zawodów, do głowy przychodzą zupełnie myśli. Od dawna przygotowywałem się do tej imprezy. W najważniejszym momencie po prostu nie mogłem zawieść.

Jak z Twojej perspektywy wyglądała walka o medal?

Konkurs finałowy był bardzo ciekawy. Już pierwsze pchnięcie dało mi prowadzenie w konkursie, choć... było nieudane. Amerykanin spalił swoją próbę. Po drugiej kolejce spadłem na czwartą lokatę. Wyprzedzili mnie: Amerykanin, reprezentant RPA i Austriak. Jakoś nie mogłem się podnieść aż do czwartej kolejki. Wtedy nastąpiła jakaś większa mobilizacja. Ustanowiłem pierwszy tego dnia rekord Polski – 20.34. W piątej kolejce dołożyłem 32 centymetry i wyszedłem na drugie miejsce. Na koniec poprawiłem się jeszcze na 20.89, ale nie zdołałem wyprzedzić Crousera.

Osiągnąłeś znakomity wynik, ale rywal był jeszcze lepszy. To rzeczywiście gigant, który może zdominować światowe pchnięcie kulą za kilka lat?

Amerykanin jest rok starszy ode mnie, ma około 195 centymetrów wzrostu. Ja jestem o 10 centymetrów niższy. Crouser jest szczupły, pcha ciekawie z doślizgu i ma potworną „parę w łapie“ i dynamiczną końcówkę. Co tu dużo mówić – w tej chwili Amerykanin jest bezkonkurencyjny. Podejrzewam, że pchnięcia w granicach 21 metrów oddaje na sporym luzie.

Tobie też podobno zdarzają się takie próby, ale na razie tylko podczas treningów.

Rzeczywiście. Sam byłem zaskoczony swoją formą. Nie miałem co prawda taśmy, żeby zmierzyć treningowe pchnięcia, ale na pewno było tam dalej niż podczas zawodów.

Jak wyglądają Twoje treningi? Przyzwyczajasz się już powoli do dużo cięższej kuli seniorskiej, która waży 7,26 kilograma?

W tym sezonie trenowałem i startowałem pchając kulą 5-kilogramową. To były sprawdziany przed mistrzostwami świata kadetów. Ale zdarzył mi się bardzo dobry start „siódemką“ – 16.89 m. Pan Janusz Rozum powiedział mi niedawno, że to najlepszy wynik w kategorii piętnastolatków w historii europejskiego pchnięcia kulą. Teraz będę się starał złamać barierę 21 metrów „piątką“. Jestem w stanie to zrobić już wkrótce. Mam sporo siły, choć nie pracuję jeszcze na jakichś dużych obciążeniach. Na razie skupiamy się głównie na rzutach i pchnięciach. W poprzednim sezonie trenowałem jeszcze dość sporo rzut dyskiem. W tym roku nastawiliśmy się z trenerem na kulę, ale mam też w planach start w konkursie dyskoboli.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z lekkoatletyką?

Mój sport wziął się tak naprawdę z niczego. Wuefista namówił mnie, żebym wystartował w zawodach szkolnych. Pobiłem w pchnięciu kulą rekord Czeladzi w kategorii licealistów, choć wtedy dopiero zaczynałem gimnazjum. Jedna z nauczycielek powiedziała, żebym spróbował treningów w Płomieniu Sosnowiec. Przyszedłem i tak już zostało. W Czeladzi nie ma warunków do ćwiczeń. A Płomień jest dobrym klubem. Do Sosnowca mam blisko, codziennie jadę autobusem około 10 kilometrów na trening.

Masz swoich lekkoatletycznych idoli? Czy jednym z nich jest Tomasz Majewski?

Oczywiście, to jedna z największych gwiazd polskiego sportu. Nie spotkaliśmy się nigdy, widziałem go tylko przed rokiem podczas Memoriału Kusocińskiego. Poza tym jedynie w telewizji. Ale od zawsze fascynował mnie Niemiec Ulf Timmermann. Chodzi nie o jego wyniki, które bywają kwestionowane, ale o bajeczną technikę.

Jakie masz marzenia? Czy twoim celem jest znalezienie się kiedyś na olimpijskim podium?

Naturalnie. Polska ma już dwóch mistrzów olimpijskich w pchnięciu kulą. Dlaczego nie mogłaby mieć trzeciego?

Rozmawiał Rafał Bała

Trener Andrzej Kurdziel o Krzysztofie Brzozowskim:

Jest utalentowany i pracowity do bólu. Poza tym mądry i dobrze ułożony. Nasza współpraca układa się znakomicie. Trenujemy sześć razy w tygodniu. Przed zawodami Krzysiek ma dzień odpoczynku, a następnie start. Sukces w Bressanone to zasługa jego wytrwałości i systematyczności. Pod tym względem jest wzorem do naśladowania. Plan na kolejny sezon to udział w pierwszych Światowych Igrzyskach Młodzieży. A już wkrótce chcielibyśmy, by kulą 5-kilogramową przekroczył granicę 21 metrów. Na razie trenujemy pod kątem startów kulą 5-kilogramową. Czasem do treningów używamy lżejszego, cztero- i trzykilogramowego sprzętu, żeby ćwiczyć szybkość. Ale zdarzają się też zawody najcięższym, seniorskim sprzętem, na przykład gdy nasz klub bierze udział w zawodach I ligi seniorów. Krzysiek pchnął już „siódemką“ prawie 17 metrów. To godne uznania. Pcha techniką doślizgową. Być może w przyszłości zamienimy ją na obrotową, w każdym razie będziemy próbować.

Powrót do listy

Więcej