Menu
1 / 0
Aktualności /

ME W BARCELONIE: Rekord Polski Trybańskiej, awans tyczkarzy i płotkarzy

Cztery lata temu, podczas mistrzostw Europy w Goeteborgu. Małgorzata Trybańska zajęła 11. miejsce. Teraz jest już doświadczoną zawodniczką. Udowodniła to w eliminacjach trójskoku na Stadionie Olimpijskim w Barcelonie, ustanawiając rekord Polski.

Cztery lata temu, podczas mistrzostw Europy w Goeteborgu. Małgorzata Trybańska zajęła 11. miejsce. Teraz jest już doświadczoną zawodniczką. Udowodniła to w eliminacjach trójskoku na Stadionie Olimpijskim w Barcelonie, ustanawiając rekord Polski.

 

 

Spokojny rozbieg, idealne trafienie w belkę, ładny lot i znakomite lądowanie. Tak wyglądał pierwszy… i ostatni skok Małgorzaty Trybańskiej w eliminacjach mistrzostw Europy w Barcelonie. Wiatr 1,8 m/s, wynik 14.44 m. Rekord Polski poprawiony o 17 centymetrów! To szósty wynik eliminacji. – Przyznaję, chciałam załatwić sprawę jednym skokiem, ale nie spodziewałam się, że skoczę aż tak daleko – powiedziała podopieczna trenera Janusza Merwy. Po wyjściu z piasku była trochę zdezorientowana, bo nie mogła znaleźć tablicy ze swoim wynikiem. Podeszła więc do sędziów i kiedy usłyszała od nich o swoim rezultacie, nastąpił wybuch radości – Chciałabym powtórzyć ten wynik w finale, a co to da, nie mam pojęcia.

 

Małgorzata Trybańska (fot. Adam Nurkiewicz)

 

Druga z naszych trójskoczkiń, Anna Jagaciak, była piętnasta z wynikiem 14.03 m. To rezultat lepszy od jej rekordu życiowego, ale uzyskany przy zbyt sprzyjającym wietrze (ponad 3 m/s). Żeby awansować do finału zabrakło 4 centymetrów. – Bardzo żałuję pierwszego skoku, bo minimalnie go spaliłam, a pofrunęłam daleko poza granicę 14.20 m – powiedziała środowa finalistka konkursu skoku w dal. – Eliminacje i finał w pierwszej konkurencji dały mi się we znaki. Kiedy obudziłam się w czwartek rano czułam, że trochę trzęsą mi się nogi. Zmęczenie dało mi się we znaki, ale i tak w trójskoku nie było przecież źle. Ogólnie tę imprezę mogę uznać za udaną. Szkoda tylko, że w finale skoku w dal nie zdołałam pofrunąć na 6.50-6.60. Ale wszystko jeszcze przede mną.

 

Anna Jagaciak (fot. Adam Nurkiewicz)

 

Pełni optymizmu byli nasi tyczkarze. Cała trójka – Łukasz Michalski, Przemysław Czerwiński i Mateusz Didenkow – awansowała do finału. Ten pierwszy wypełnił normę kwalifikacyjną (5.65), pozostałym wystarczyło 5.60 zaliczone w drugiej próbie. To pierwszy przypadek od 1974 roku, żeby trzej polscy tyczkarze wystartowali w finale ME. – Nieważne kto ile skoczył. Liczy się to, że wszyscy trzej jesteśmy w finale. Tam nasze karty znów będą białe i trzeba je zapisać. Oby jak najpiękniej – mówił szczęśliwy Michalski. - Trzej polscy tyczkarze w finale, a więc liczymy na potrójny doping kibiców. Medale są ważne, ale ktoś, kto myśli tylko o nich, nie zajdzie daleko. Trzeba się skupić przede wszystkim na skakaniu, żeby każdy element wykonać jak najlepiej. Na co liczę w finale? Granica przyzwoitości to 5.70. Jeśli uda się skoczyć wyżej, będzie to już spore osiągnięcie.

 

Łukasz Michalski (fot. Adam Nurkiewicz)

 

Radości nie krył też Mateusz Didenkow. - Przed kwalifikacjami byłem trochę zdenerwowany. To bardzo ważny moment dla każdego sportowca, czasami najlepsi nie wytrzymują psychicznie i odpadają z zawodów. Nam się udało. Jeśli o mnie chodzi, trener powiedział, że oddałem świetny skok na 5.60. Wtedy byłem pewny, że uda mi się też pokonać poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5.65. Nie dałem rady, ale i tak jestem w finale. A tam wszystko może się zdarzyć, stawka jest w miarę wyrównana. Dużo będzie zależało od wiatru.

Najbardziej doświadczony z całej trójki, Przemysław Czerwiński, jako ostatni oddawał skok w eliminacjach. Udało się wejść do finału z wynikiem 5.60. - Powoli zbliżam się do odnalezienia mojego tyczkarskiego „punktu G” – mówi Przemek. - Mam nadzieję, że znajdę go za dwa dni. Dziś miałem drobne problemy z doborem tyczek. Przed finałem jestem optymistą. Stawka w Europie jest niczym talia kart. Można, potasować, wyciągać dowolną i z tego mogą wyjść cuda. Trzej Polacy w finale? Bardzo się cieszę. Lepiej mieć w konkursie obok siebie kolegów, niż obcokrajowców. Będzie nam raźniej.

Pierwszą fazę eliminacyjną bez problemu przebrnął piąty płotkarz ostatnich igrzysk olimpijskich, Artur Noga. W swojej serii był drugi z wynikiem 13.68. - Ten bieg był na poprawienie psychiki po stłuczeniu, którego  doznałem na jednym z treningów. Musiałem biec dość ostrożnie, ale to wystarczyło, żeby awansować do półfinału. To był równy bieg, choć oczywiście w kolejnych rundach trzeba będzie pójść dużo mocniej. Jeśli wszystko będzie dobrze, nie wykluczam rekordu Polski, czy złotego medalu… - powiedział mistrz świata juniorów sprzed czterech lat. Na łokciu, kolanach, dłoniach Artura widać jeszcze pozostałości poniedziałkowej stłuczki na treningu. – Chciałem pobiec po sprintersku, zahaczyłem o płotek i padłem na rozgrzany tartan. Stąd zdarta skóra, poparzenia. Tamtej nocy nie mogłem spać, tak mnie wszystko piekło. Do tego bolał nadgarstek. Ale teraz jest już w porządku, podczas eliminacji nie czułem żadnego bólu – powiedział Noga. Przed finałem igrzysk w Pekinie Arturowi zdarzył się podobny wypadek. – Wtedy zająłem piąte miejsce, może więc i teraz ta sytuacja jest dobrym prognostykiem przed startem w Barcelonie.

 

Artur Noga (fot. Adam Nurkiewicz)

 

Do półfinału awansował też drugi z naszych płotkarzy, Dominik Bochenek. Zajął trzecie miejsce w swojej serii z czasem (zaledwie 0.02 sek gorszym od rekordu życiowego). – Biorąc pod uwagę błędy jakie popełniłem między trzecim, a czwartym płotkiem, kiedy straciłem rytm, jestem zadowolony z wyniku – powiedział. – Szczerze mówiąc, w tym klimacie czuję się dość kiepsko, ale, podobnie jak innym, na razie idzie mi całkiem nieźle. Mam zakwaszone mięśnie dwugłowe, a to przecież nieczęsto zdarza się w głównej imprezie sezonu. Bardzo chciałbym w Barcelonie awansować do finału. Czy się uda? Zobaczymy.

W I rundzie biegu na 200 metrów mieliśmy dwóch reprezentantów. Dobrze spisał się Kamil Kryński. Mistrz Polski na tym dystansie wynikiem 20.81 (wiatr -1,6 m/s) wyrównał rekord życiowy i zajął drugie miejsce w swojej serii (za Christianem Malcolmem). Piotr Wiaderek był ósmy, z rezultatem 21.20 (w jego biegu przeciwny wiatr wiał z prędkością -0,6 m/s).

W Barcelonie startuje jeden Polski dziesięcioboista – Marcin Dróżdż. Po środowej rywalizacji minę miał nietęgą, bo za przekroczenie linii został zdyskwalifikowany w biegu na 400 m. Później jednak dyskwalifikacje cofnięto i po rzucie dyskiem Polak awansował na 17. pozycję.

 

Z Barcelony

Rafał Bała

Powrót do listy

Więcej