Kilkudziesięcioosobowa grupa zawodników i trenerów przygotowuje się w tureckim Belek do mistrzostw świata. Ostatnie treningi wskazują na to, że udało im się przygotowac formę na najważniejszą imprezę sezonu.
Polscy lekkoatleci mają w ośrodku Gloria Resort wszystko czego dusza zapragnie. Imponujacy stadion, dobrze usytuowane rzutnie, w pełni wyposażona siłownia, stołówka z setkami dań do wyboru, basen z lodowatą wodą do regeneracji mięśni, bieżnie o różnym kacie nachylenia. Dalej są jeszcze dwa 50-metrowe baseny, boisko do hokeja na trawie i duża hala do gier zespołowych, ale z tych obiektów nasi na razie nie korzystają. - Właściwie brakuje tylko hali lekkoatletycznej i możnaby spędzać tu na zgrupowaniach cały rok - mówi jeden z trenerów kadry. - W trakcie swojej trenerskiej kariery miałem możliwość obejrzenia podobnych baz treningowych w wielu krajach - dodaje prezes PZLA, Henryk Olszewski. - Ten w Belek jest niemal idealny, z punktu widzenia potrzeb zawodników nie widzę tuż żadnych mankamentów. Myślę, że coś takiego mogłoby być u nas. Ae do tego potrzebna duża mobilizacja i decyzje na poziomie innym niż związkowy - mówi szef PZLA.
Prezes Olszewski przyleciał do Belek w sobotę. Miał okazję zobaczyć m.in. weekendowe treningi Malwiny Kopron, Pawła Fajdka, Piotra Małachowskiego i Roberta Urbanka, czy Konrada Bukowieckiego. - Nie ukrywam, że przyglądając się temu, jak ćwiczą nasi miotacze, poczułem napływ wspomnień z czasów, gdy przygotowywałem do imprez docelowych swoich zawodników. Nie lubię się wypowiadać na temat szans, ale widzę, że nasi są w formie i w gotowości do uzyskiwania najlepszych wyników sezonu. A to może zagwarantować wysokie miejsca - twierdzi Henryk Olszewski.
Niedziela była ważnym dniem m.in. dla dyskoboli. Robert Urbanek i Piotr Małachowski, pod czujnym okiem swojego trenera, a przed laty kolegi i rywala z rzutni - Gerda Kantera - mieli tego dnia imitację konkursu eliminacyjngo, jaki czeka ich w Dausze. - Było tak, jak na normalnych zawodach w dniu eliminacji: próby w kole bez dysku, później rozgrzewkowe rzuty dyskiem i wreszcie trzy próby konkursowe, z odpowiednią przerwą. Wyniki nas satysfakcjonują. Z takimi rzutami z pewnością zakwalifikowalibyśmy się do finałowej dwunastki - mówi z uśmiechem Robert. Warto dodać, że po rzutach naszych dyskoboli dysk lądował poza granicą 64 i 65 metrów.
Dobry trening ma też za sobą Malwina Kopron. - Teraz to było chyba 77 metrów! - krzyknął ktoś z licznych obserwatorów, zgromadzonych wokół rzutni, gdy ćwiczyła tam medalistka mistrzostw świata sprzed dwóch lat. Widać, że jej forma zwyżkuje, potrzeba tylko rozluźnienia w odpowiednim momencie obrotu i młot z pewnością poszybuje bardzo daleko. Podobnie jak kula Konrada Bukowieckiego. Jego niedzielnemu treningowi przyglądał się Michał Haratyk, a odległości mierzył trener i ojciec, Ireneusz Bukowiecki. - Organizatorzy wyrysowali linie, a tę najdalszą, mającą oznaczać 20 metrów, położyli na 20.14 m... - mówił szkoleniowiec, odmierzając od tej linii kilkoma stopami miejsce, w którym spadła kula po próbie jego syna.
Ale najbardziej emocjonującym akcentem wekendowych treningów był sprawdzian czterystumetrowców, rywalizujacych o miejsce w sztafecie. Nie biegali razem, tylko każdy osobno. Najpierw Rafał Omelko, później Wiktor Suwara, Jakub Krzewina i Łukasz Krawczuk. Trzeba dodać, że Krzewina jest w Belek poza pulą PZLA. Chce na własną rękę przygotować się do październikowych Igrzysk Wojskowych, a przy okazji pomóc kolegom w treningach przed mistrzostwami świata. - Nie spodziewałem się tego sprawdzianu, dlatego czułem stres i wysoki poziom adrenaliny. Ale wyszło chyba nawet lepiej niż oczekiwałem - mówił później mistrz Polski, Wiktor Suwara. Jeszcze szybszy był Omelko. Warto dodać, że sprawdzian czterystumetrowców śledziło na stadionie mnóstwo pozostałych reprezentantów Polski. Do tego trenerzy (stoperami czas mierzyło 6 lub 7 szkoleniowców), sztab medyczny i prezes Henryk Olszewski. Co 40-50 metrów stała jedna, dwie osoby, krzyczące: "Mocniej, ręce w górze, dawaj!". Holendrzy i Niemcy, który z boku przyglądali się temu treningowi, z uznaniem patrzyli na współpracę w polskiej ekipie.
Byli też oczywiście chodziarze, którzy kibicowali czterystumetrowcom, a na swój trening musieli czekać jeszcze kilka godzin. - Ruszamy na trasę późnym wieczorem, zapraszamy - śmiał się Rafał Augustyn. - Można nas spotkać w okolicy grubo po północy - dodawał Artur Brzozowski. Nic w tym dziwnego. Ich start na 50 km w Dausze jest przewidziany na 23:30, z powodu wcześniejszych upałów i szalonej wilgotności.
Polakom pozostały jeszcze w Belek ostatnie treningi przed wylotem do Dauhy. W poniedziałek do Kataru udała się już pierwsza grupa: Malwina Kopron z trenerem i fizjoterapeutą oraz prezes Henryk Olszewski. Kolejni reprezentanci Polski wylecą z Turcji w środę.
rav