Wojciech Nowicki po pełnym dramaturgii konkursie obronił tytuł mistrza Europy w rzucie młotem. Srebrną medalistką europejskiego czempionatu została w siedmioboju Adrianna Sułek.
Potężna ulewa i burza jakie nawiedziły Monachium po godzinie 19:00 sprawiły, że konkurs rzutu młotem musiał rozpocząć się z nieco ponad 30 minutowym opóźnieniem. Mokre koło, panujący chłód oraz solidna mżawka były wyznacznikiem finałowych zmagań. W tym entourage ‘u pogodowym nasi miotacze rozpoczęli konkurs ze zmiennym szczęściem. Najpierw Nowicki rzucił 78.95 i objął prowadzenie, a po chwili młot wyrzucony z impetem przez Fajdka trafił w siatkę.
– Pierwszy rzut był naprawdę super, ale młot się wyślizgnął z ręki. Pewnie bez problemu na medal. Później trochę stresu. Czegoś brakowało, tak musiało być. Przeszła mi po mistrzostwach świata przez głowę taka myśl, że może na mistrzostwach Europy będę czwarty – śmiał się Fajdek.
Druga kolejka przyniosła jeszcze lepszy rzut Nowickiego – na 80.90 – oraz kolejne nerwy mistrza świata. Młot wyrzucony przez Fajdka wylądował poza sektorem. Gdy w trzeciej kolejce Bence Halász osiągnął 80.92… Nowicki odpowiedział rzutami na 80.91 i 80.66. Ale to nie było ostatnie słowo podopiecznego Joanny Fiodorow. Gdy nad stadionem zmniejszył się nieco deszcz posłał młot na 82 metry – to najlepszy wynik w tym roku na świecie oraz drugi w jego karierze.
– Nie spodziewałem się, że tyle uda się rzucić. To 80.90 i 80.91 to były super wyniki. Czułem, że jak dobrze poskładam się technicznie to będę w stanie jeszcze coś dołożyć, ale nie spodziewałem się, że rzucę 82 metry – analizował Nowicki.
Powoli w konkursie do gry zaczął wracać także Fajdek – sędziowie zmierzyli mu kolejno 78.43 i 78.49. W rzucie z szóstej serii osiągnął 79.15. To pozwoliło zająć czwartą lokatę, 30 centymetrów za Norwegiem Henriksenem.
– W konkurs wszedłem dobrze, tylko same zawody się opóźniły. Nie lubię takich sytuacji. Czekamy cały dzień na start, a tutaj było bezsensowne czekanie. Mam tak, że się przegrzewam. Nie jest wtedy tak jak powinno być, energia ucieka. Trudno utrzymać koncentrację przez dwie godziny, a przecież jest koniec sezonu, wszystko boli – mówił Fajdek.
Podopieczny Szymona Ziółkowskiego przyznał jednak, że takie konkursy jak ten w Monachium są potrzebne i dają nowe bodźce pracy.
– Dałem się z siebie wszystko, ale to jest tylko sport. Nie zawsze się wygrywa. Ale takie konkursy dają naukę, to zaprocentuje bo jak wygrywa się wszystko to motywacja może zniknąć. Ja mam wygrać mistrzostwa świata oraz igrzyska, w których jeszcze nie zwyciężyłem – mówił czwarty młociarz czempionatu.
Polski mistrz Europy – Wojciech Nowicki – cieszy się, że coraz więcej zawodników osiąga dobre wyniki. Dzisiejsze rezultaty Węgra Halásza są wg. naszego reprezentanta dobre dla całej konkurencji.
–Super, że młodzież goni bo to jest dodatkowa motywacja – zaznaczył młociarz Podlasia Białystok, którego w tym sezonie czeka jeszcze jeden start, podczas drużynowych mistrzostw Polski w Karpaczu.
Będąca po szóstej konkurencji – rzucie oszczepem – na trzeciej pozycji klasyfikacji siedmioboju Sułek potrzebowała pobiec 800 metrów na poziomie 2:13.00-2:14.00, aby utrzymać medalową lokatę. Ambitna zawodniczka Brdy Bydgoszcz uzyskała jednak czas lepszy – wygrała bieg z wynikiem 2:09.49 i w sumie zgromadziła 6532 pkt. Startująca w Monachium z urazem mięśnia dwugłowego Polka zdobyła srebro i wicemistrzostwo Europy.
– Jutro na podium pójdę chyba ze sztuczną nogą, od manekina. Z nogą było poważnie, ale to co zrobiłam tutaj jest rzeczą prawdopodobną. Mimo wszystko już wynik na płotkach pokazał, że będzie ciężko ukończyć tą rywalizację. Jeśli walczy się o medal to nawet z bólem można pobiec szybko – mówiła po zejściu z płyty Olympiastadion do tunelu gdzie mieści się strefa wywiadów Sułek.
Polka podkreślała, że gdyby nie uraz, którego nabawiła się tuż przed wyjazdem do Bawarii mogłaby uzyskać jeszcze lepszy wynik.
– Wiedziałam, że jestem gotowa na rekord Polski. W czwartek mówiłam do trenera, że zrobię tutaj ponad 6800 punktów. Dzień później na płotku naderwałam mięsień dwugłowy. Ten ból towarzyszył mi cały czas. On też wchodził do mojej głowy. W konkurencjach technicznych pozwalał mi startować na wysokim poziomie, ale bałam się trochę skoku w dal. Natomiast po skokach próbnych wiedziałam, że jestem silna. Naprawdę źle było tylko po płotkach, na 200 metrach ten mięsień po prostu bolał – opowiadała Sułek, która startowała w Monachium korzystając z leków przeciwbólowych.
Start w Monachium Sułek z trenerem Markiem Rzepką podzielili na etapy.
– Decyzja czy startuję dalej była podejmowana po poważnych konkurencjach. Najpierw zaryzykowaliśmy po płotkach, potem po 200 metrach. Po oszczepie czekaliśmy, czy jest szansa na medal. Inaczej bym nie pobiegła, ale wystartowałam. Z biegu na 800 metrów jednak już nic nie pamiętam – mówiła Sułek.
Radości z występu Sułek nie krył trener Marek Rzepka. Szkoleniowiec wicemistrzyni Europy przyznawał jednak, że miał obawy dotyczące startu w Monachium.
– Gdy zawodnik łapie takie wysokie dyspozycje jest narażony na kontuzje. Nie wiedziałem do końca na co nas stać. Bałem się, że przyjedziemy tutaj i po pierwszej konkurencji będzie koniec. Ten ból dwugłowego doskwiera przy zejściu z płotka. Wiedziałem, że potem będzie z górki. Ada jak to Ada – obrała sobie cel, wiedziała po co tu przyjechała. Z konkurencji na konkurencję szło coraz lepiej. Pokazała, że jest mega twardzielką i ma mega charakter. Świetnie w niej jest to, że wyznacza sobie nowe cele i je realizuje. Mówiła, że będą życiówki w dal i w oszczepie, ale że po dwóch niemierzonych próbach skacze się w dal 6.55 to jest niesamowite – chwalił swoją podopieczną trener Marek Rzepka.
Druga z naszych wieloboistek, Paulina Ligarska, przebiegła 800 metrów w 2:13.32 i ostatecznie zakończyła mistrzostwa Europy na dziewiątym miejscu z dorobkiem 6090 pkt.
– Po Eugene myślałam, że uda się tutaj zawalczyć o poprawę rekordu życiowego. Nie udało się, czegoś zabrakło. Liczyłam, że jak nie w jednej to w innej konkurencji coś się uda. Wyszło jak wyszło, ale jestem ostatecznie zadowolona – mówiła w strefie mieszanej zawodniczka SKLA Sopot.
Michał Rozmys walczył ambitnie w finale biegu na 1500 metrów, ale ostatecznie finiszował siódmy z czasem 3:37.63.
– Walczyłem tutaj, żeby wygrać. Nie walczyłem o medal, tylko o wygraną. Bardzo dużo poświęciłem na przygotowania do tego sezonu. Zabrakło na końcówce. W trakcie biegu były potknięcia, po 200 metrach dałem się też zamknąć. Byłem przygotowany na bardzo dobry wynik, nawet na 3:30. Dziś popełniłem jednak kilka błędów, które pozbawiły mnie medalu i dobrego rezultatu – analizował bieg Rozmys.
Polak wyraźnie osłabł na ostatniej prostej.
– Moje ciało zamieniło się w taką bryłę. Nie jestem wtedy w stanie wykonać płynnego, luźnego, ruchu. Po prostu usztywnia mnie, zakwasza mnie. To paraliżuje mięsnie, chociaż głowa by chciała. Psychicznie to bardzo trudne, ale sercem walczy się do samego końca – powiedział zawodnik klubu Barnim Goleniów.
Na mokrej bieżni Olympiastadion siódmy w pierwszym biegu półfinałowym był Łukasz Żok (20.93). Kilka chwil później ósmy metę minął Patryk Wykrota (22.84). Do finału sprintu pań nie awansowała Nikola Horowska – ósma w swym biegu z czasem 23.62.
Monachium, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk, Marek Biczyk