Piękne polskie zwieńczenie mistrzostw Europy w Monachium. W niedzielny wieczór złoty medal w biegu na 100 metrów przez płotki zdobyła Pia Skrzyszowska. Srebrne medale zdobyła żeńska, a brązowe męska sztafeta 4 x 100 metrów – obie sukces okrasiły rekordami Polski! W sumie w Monachium biało-czerwoni zdobyli 14 medali – najwięcej w kontynentalnym czempionacie od 1966 roku.
Świadkami polskiego wieczoru w Monachium – zwieńczającego ciepłą i słoneczną niedzielę – był wypełniony niemal po brzegi Olympiastadion. Gro kibiców przyszło dopingować niemieckich oszczepników, ale dla równie licznie przybyłych sympatyków lekkoatletyki z biało-czerwonymi flagami najważniejszymi konkurencjami były bieg na 100 metrów przez płotki oraz obie sztafety sprinterskie. Najpierw na bieżni rozstawiono płotki, a do półfinału przystąpiła m.in. Pia Skrzyszowska. Wygrała go z czasem 12.66.
– Na rozgrzewce czułam się dobrze, ale półfinał był dla mnie zbyt luźny – przyznała później polska płotkarka.
Na półfinale udział w mistrzostwach Europy zakończyły Klaudie – Wojtunik (13.03) oraz Siciarz (13.00). W finale Skrzyszowska nie pozostawiła rywalkom żadnych złudzeń. Wygrała po pewnym biegu z drugim wynikiem w karierze – 12.53.
– Udało mi się skupić na finał. Wyniki tego biegu były zupełnie inne niż myślałam. Cieszę się bardzo, że mnie udało się zachować koncentrację i spokój. Po prostu ruszyłam z bloków, zajęłam się swoim torem i zupełnie nic nie pamiętam z biegu – analizowała start Skrzyszowska.
Wspaniałe zwycięstwo Skrzyszowskiej było jednak dopiero pierwszym punktem jaki miała do wykonania w niedzielny wieczór. Trener Jacek Lewandowski desygnował bowiem naszą młodą płotkarkę do biegu sztafetowego. Desygnował nie tylko Skrzyszowską. Zaskoczył bowiem składem – na drugiej zmianie biegła Anna Kiełbasińska, na trzeciej Marika Popowicz-Drapała, a na ostatniej Ewa Swoboda. Polski finiszowały drugie, a czasem 42.61 poprawiły rekord Polski. Dla biegnącej na pierwszej zmianie Skrzyszowskiej start w sztafecie miał miejsce raptem nieco ponad pół godziny po finale płotków.
– Bieg płotkarski był dla mnie łatwiejszy, bo nie zmieniała od igrzysk w Tokio. To był trochę szalony pomysł, ale to jest mój najlepszy wieczór w życiu. Jestem mistrzynią Europy i wicemistrzynią w sztafecie! – cieszyła się Pia Skrzyszowska, trenowana przez tatę i kontynuująca znakomite medalowe osiągnięcia swej mamy, przed laty medalistki halowych mistrzostw Europy w skoku w dal.
Złoto Pii Skrzyszowskiej to pierwszy medal Polki w biegu na 100 metrów przez płotki od mistrzostw Europy w Atenach w 1982 roku – wtedy złoto zdobyła Lucyna Langer-Kałek.
Skrzyszowska w jeden wieczór zdobyła dwa medale mistrzostw Europy – niczym Justyna Święty-Ersetic, która cztery lata temu w Berlinie święciła triumf w biegu na 400 metrów oraz sztafecie
– Justyna miała wtedy do przebiegnięcia 800 metrów, a ja tylko 200. To co innego. Natomiast te pół godziny czekania spędziłam w call roomie. Musiałam się szybko przygotować do sztafety. Cieszę się, że dziewczyny mi zaufały, naprawdę wiedziałam, że to był szalony pomysł – cieszyła się Pia.
Polską multimedalistką mistrzostw w Monachium została natomiast odbierająca od Skrzyszowskie pałeczkę Anna Kiełbasińska. Po zdobyciu brązu na 400 metrów i srebra w biegu rozstawnym 4 x 400 metrów w niedzielę wywalczyła trzeci medal.
– Kocham sport i kocham te wszystkie emocje więc jeśli tylko mogę to zawsze chcę pomóc. Gdy z Pią dostałyśmy tą spontaniczną propozycję to nasza odpowiedź była natychmiastowa. W tym szaleństwie po prostu jest metoda. Byłyśmy obie szybkie w tym roku. Oczywiście było ryzyko, ale powiedziałyśmy sobie: wszystko albo nic. I mamy wszystko! Jest rekord Polski. 12 lat temu w Barcelonie byłam rezerwową gdy Marika, której tutaj przekazałam pałeczkę, razem z Martą Jeschke, Weroniką Wedler i Darią Korczyńską, ustanawiała poprzedni rekord. Wtedy było mi przykro, a dziś po tylu latach mam tyle sukcesów na jednych zawodach, że nie wiem co mam ze sobą zrobić – radowała się po zejściu z płyty Olympiastadion Kiełbasińska.
Anna Kiełbasińska dołączyła do sław polskiej lekkoatletyki – trzy medale na jednych mistrzostwach Europy zdobyły wcześniej Irena Szewinska, Ewa Kłobukowska czy Teresa Ciepły.
– Jestem z siebie dumna! Ale to co dziś zrobiłyśmy wszystko, to w jaki stan mentalny się wprowadziłyśmy jest niesamowite. Przecież z Mariką zrobiłam pierwsze zmiany na treningu, a z Pią żadenej! Po prostu powiedziałyśmy, że sobie ufamy i to zaprocentowało – podkreśliła Kiełbasińska.
Najbardziej doświadczoną zawodniczka w naszej sztafecie była biegnąca na trzeciej zmianie Marika Popowicz-Drapała, która w Monachium zdobyła trzeci w karierze medal mistrzostw Europy w biegu rozstawnym.
– Wierzyłam w tą ekipę. Wiadomo, że pierwszy moment był dla nas szokujący. Musiałam to przetrawić. Natomiast jestem taką dziewczyną, która po prostu działa. Jeśli dostaję szansę to chcę ją wykorzystać. Nigdy nie zwątpiłam w tą drużynę. Po to wróciłam do sportu najpierw po zerwaniu więzadeł, a później po urodzeniu dziecka. Wciąż wierzyłam, że jesteśmy w stanie zdobywać medale i bić rekordy Polski. Nie pomyliłam się! – cieszyła się zawodniczka bydgoskiego Zawiszy.
Na czwartej zmianie zobaczyliśmy Ewę Swobodę.
– Podawałyśmy z Mariką kilka razy, ale to chyba był pierwszy w którym uwierzyłyśmy, że możemy. Udało się! Zmieniałyśmy na 28 stóp i myślę, że to była dobra decyzja. Jesteśmy wicemistrzyniami Europy! – cieszyła się Swoboda.
Liderka polskiej ekipy sprinterek przyznała, że teraz mogą z większą pewnością walczyć o jeszcze wyższe cele, chociaż przed biegiem nie brakowało stresu.
– Nie spodziewałam się, że możemy zdobyć medal. Stresowałam się tym jak usłyszałam w jakim składzie biegniemy. Ale zamknęłyśmy niektórym usta. Teraz mamy srebro i czekamy na złoto! Nic nie jest dla nas niemożliwe – zapewniła Ewa Swoboda.
Ojcem sukcesu żeńskiej sztafety był Jacek Lewandowski, który zagrał pokerowo ustalając jeden z najbardziej niespodziewanych składów w historii polskiej lekkoatletyki.
– Ten pomysł urodził się w mojej głowie po eliminacjach. Wtedy dziewczyny uzyskał czas 43 sekundy z hakiem. Ponownie. Pomyślałam, że trzeba coś wymyślić żeby powalczyć o medal. Po finale 4 x 400 metrów rozmawiałem z Anią i powiedziała, że jest gotowa biegać. Zresztą już w Eugene była gotowa, ale tam uniemożliwił to program zawodów. Z tata i trenerem Pii ustaliliśmy, ze będzie biegać. Jedynym problemem było 38 minut przerwy między finałami. Na szczęście udało się wszystko załatwić od strony logistycznej, bo przy takich dystansach to jest wystarczająca przerwa – mówił trener Lewandowski.
Zanim mogliśmy cieszyć się z sukcesu sprinterek po brązowy medal i rekord Polski – 38.15 – sięgnęli panowie. Nasz zespół wystartował w składzie Adrian Brzeziński, Przemysław Słowikowski, Patryk Wykrota i Dominik Kopeć. Bieżnia w Monachium – podobnie jak przed 20 laty podczas rozgrywanych tutaj mistrzostw Europy – poniosła biało-czerwonych sprinterów po medal
– Jako cała czwórka ustanawiamy rekord kraju. Myślę, że to był cel każdego z nas. Długo pracowaliśmy nad zmianami i dlatego każdy z nas jest zadowolony. Gdy byłem w blokach wierzyłem, że będzie ten sukces, że nie mogę zawieść kolegów – podkreślał Adrian Brzeziński.
Na ostatniej zmianie zobaczyliśmy Dominika Kopcia, który nie dał się wyprzedzić rywalom i przyprowadził polski zespół na brązowej pozycji.
– Do końca nie byłem pewny czy mamy medal. Wiedziałem, że jesteśmy w czubie i nie mogę zawieźć kolegów – mówił zawodnik Agrosu Zamość.
Reprezentacja Polski zdobyła w Monachium 14 medali. To największy dorobek biało-czerwonych od czempionatu w Budapeszcie w 1966 roku. Podczas trzech poprzednich edycji mistrzostw Polska zdobywała po 12 krążków. W klasyfikacji medalowej zajęliśmy szóste miejsce, ale więcej miejsc na podium wywalczyli tylko gospodarze (16) i świetnie dysponowani Brytyjczycy (20). W zestawieniu puntkowym nasz zespół zajął piąte miejsce (128 pkt.).
Za dwa lata mistrzostwa Europy odbędą się w Rzymie. Kilka dni temu podano termin ich rozgrywania – to okres pomiędzy 7 i 12 czerwca, ponad miesiąc przed igrzyskami w Paryżu. Za sześć lat wielka europejska lekkoatletyka zagości natomiast na Stadionie Śląskim.
Monachium, Maciej Jałoszyński / foto: Marek Biczyk, Tomasz Kasjaniuk