Już za kilka dni – jako gospodarz mistrzostw świata – Budapeszt będzie na ustach wszystkich kibiców oraz sympatyków lekkoatletyki. Już trzeci raz stolica Węgier zaprasza na międzynarodowe wydarzenie najwyższej rangi – poprzednio w 1966 oraz 1998 były to mistrzostwa Europy, teraz pora na globalny czempionat.
„Jak to będzie w Budapeszcie?” – takie pytanie i dziś zadają sobie sympatycy lekkoatletyki, a postawiono je już blisko 60 lat temu – na początku 1966 roku w styczniowym numerze nieodżałowanego czasopisma „Lekka atletyka”. Dziś to pytanie jest oczywiście bardzo aktualne, a z okazji zbliżających się mistrzostw świata spójrzmy z nieco innej perspektywy na stolicę Węgier.
Węgrzy wnieśli niebagatelny wkład w rozwój i promocję lekkoatletyki. Już na wstępie warto przypomnieć, że ojcem lekkoatletycznych mistrzostw Europy jest właśnie Madziar Sziland Stankovits. Właśnie ten węgierski działacz w połowie lat 20. XX wieku – czyli niemal 100 lat temu – był pierwszym orędownikiem organizacji mistrzostw Europy. IAAF długo opierał się tej inicjatywie. Musiało upłynąć kilka lat, by w 1932 roku światowa federacja lekkoatletyczna uległa europejskim działaczom. Zmieniono zapisy statutu IAAF i w 20 lat po utworzeniu światowej centrali powołano do życia Komitet Europejski. W tym samym czasie powierzono organizację pierwszych mistrzostw Europy Włochom, a tamtejsza federacja wskazała, że najwłaściwszym miejscem do ich przeprowadzenia będzie Turyn. I tak Węgrzy, którzy mistrzostwa wymyślili musieli obejść się smakiem. Sytuacja zmieniła się dopiero 30 lat później. W 1962 roku mistrzostwa Europy pierwszy raz zagościły za żelazną kurtyną – odbyły się w Belgradzie, stolicy Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii. Cztery lata później ponownie ich organizacją zajęła się wschodnia część naszego kontynentu – na mapie organizatorów pojawił się Budapeszt.
Mistrzostwa Europy Budapeszt 1966 stanowiły swego rodzaju apogeum legendarnego Wunderteamu. Cudowna drużyna narodziła się w 1957 roku. Po meczu Polska – Republika Federalna Niemiec w Stuttgarcie, wygranym przez naszą ekipę 117 do 103, nazwy tej – na określenie polskiego zespołu – użyli niemieccy dziennikarze.
W tym wyjątkowym anturażu, jakim obdarzona była polska lekkoatletyka na przełomie lat 50. oraz 60., przyszło Budapesztowi szykować się do organizacji mistrzostw Europy. Obok jakże doświadczonych już zawodników pokroju Wiesława Maniaka, Janusza Sidły czy Józefa Szmidta pierwsze skrzypce w polskiej drużynie grać zaczęły wówczas wschodzące – a jakże już utytułowane – gwiazdy z legendarnym duetem K-K, czyli Kirszenstein-Kłobukowska na czele. Nasze wspaniałe szybkobiegaczki miały już na koncie liczne sukcesy, gdy pod koniec sierpnia 1966 roku w Budapeszcie startowały mistrzostwa Europy.
Siła polskiej lekkoatletyki była naówczas niewyobrażalna – także od strony szerokiego zainteresowania kibiców. Budapeszt położony relatywnie blisko polskiej granicy oraz znajdujący się w tej samej strefie wpływów stał się zatem niezwykle atrakcyjną destynacją dla kibiców polskich lekkoatletów. Ich tłumy – czy to indywidualnie, czy na zorganizowanych przez Orbis wycieczkach – natarły na stolicę Węgier. Na ulicach miasta język polski był słyszalny niemal na każdym kroku. Ale szansy na spotkanie gwiazd polskiej lekkoatletyki na ulicach miasta były mniejsze. Wszystkie reprezentacje zostały bowiem zakwaterowane dość daleko od Népstadionu. Jak donosił w styczniu 1966 roku periodyk „Lekka atletyka” drużyny uczestniczące w mistrzostwach Europy miały zamieszkać w oddalonym o przeszło 25 kilometrów od areny – istniejącym do dziś – ośrodku Instytutu Nauk Agronomicznych w Gödöllő (dziś znanym sympatykom Formuły 1 z racji bliskości słynnego toru Hungaroring).
– Nie mamy jeszcze oficjalnie przydzielonego hotelu, ale nasi zawodnicy raczej nie będą musieli dojeżdżać aż tak daleko na starty jak w 1966 roku. Jest kilka hoteli przyznanych uczestnikom mistrzostw świata, ale wszystkie znajdują się w centrum miasta. Dojazd tak na główną arenę mistrzostw, jak i na obiekty rozgrzewkowe nie powinien być szczególnie uciążliwy – mówi na kilka dni przed mistrzostwami świata dyrektor sportowy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Krzysztof Kęcki.
Népstadion, dziś już nieistniejący obiekt, w którego miejscu Węgrzy zbudowali arenę piłkarską poświęconą pamięci legendy futbolu Ferenca Puskása, w 1966 roku mógł pomieścić przeszło 70 000 widzów. Te tłumy – w tym tysiące Polaków – były świadkami najlepszego pod względem dorobku medalowego występu biało-czerwonych na mistrzostwach Europy. Nasza kadra – licząca 56 zawodników – zdobyła 15. medali. Wśród panów po mistrzostwo Europy sięgali Wiesław Maniak (100 metrów), Stanisław Grędziński (400 metrów) oraz męska sztafeta 4 x 400 metrów (Jan Werner, Edmund Borowski, Stanisław Grędziński, Andrzej Badeński). Swój wkład do medalowego worka mieli też drugi na 200 metrów Marian Dudziak, srebrny na 400 metrów Andrzej Badeński, drugi w rzucie oszczepem Władysław Nikiciuk oraz trzeci w pchnięciu kulą Władysław Komar.
Na żużlowej jeszcze bieżni Népstadionu królowały Irena Kirszenstein oraz Ewa Kłobukowska. Na 100 metrów najlepsza była Kłobukowska, która na mecie wyprzedziła Kirszenstein. Na dystansie dwukrotnie dłuższym duet K-K zamienił się miejscami. Do sukcesów obie panie dołożyły jeszcze mistrzostwo Europy w sztafecie 4 x 100 metrów – ten bieg to jedno z najbardziej pamiętanych wydarzeń z historii polskiej lekkoatletyki. Zaczęła Elżbieta Bednarek, później biegła Danuta Straszyńska. Na trzeciej zmianie wystartowała Irena Kirszenstein, ale gwiazdą została ta z czwartej odsłony – Ewa Kłobukowska przybiegła do mety na pierwszej lokacie. Polki wygrały z czasem 44.4 bijąc rekord mistrzostw Europy. Kirszenstein zdobyła trzecie złoto, a oprócz wspomnianych na podium stawały jeszcze Jarosława Bieda (trzecia w skoku wzwyż) oraz Elżbieta Bednarek (trzecia w biegu na 80 metrów przez płotki).
Budapeszt wywiązał się z roli organizatora znakomicie. Po latach ponownie ugości lekkoatletów z całego kontynentu – w 1983 oraz 1988 był gospodarzem halowych mistrzostw Europy. Wielka lekkoatletyka wróciła na Népstadion w 1998 roku. Z dalekiej podróży wróciła też naówczas polska reprezentacja. Po latach posuchy biało-czerwoni zdobyli osiem medali. Na najwyższym stopniu podium stanęła trójka Polaków. Artur Partyka był najlepszy w skoku wzwyż, chodziarz Robert Korzeniowski triumfował na dystansie 50 kilometrów, a Paweł Januszewski w biegu na 400 metrów przez płotki.
– Ten sukces smakował wyjątkowo. Tak naprawdę według wielu nie powinien mieć miejsca. Gdy jesienią 1997 roku w następstwie wypadku samochodowego lekarze odkryli, że mam krwiaka w lewej półkuli mózgu w zasadzie nie miałem prawa nawet myśleć o wyjeździe do Budapesztu. Lekarze zabronili mi uprawiać sport. Jednak krwiak zaczął się wchłaniać, a ja wiosną wróciłem do treningów. Razem z profesorem Januszem Iskrą wykonaliśmy naprawdę wielką pracę. Ale to nadal nie był poziom mistrzowski, co w sumie nie powinno dziwić. Do Budapesztu jechałem jako zawodnik z czasem w drugiej dziesiątce tabel europejskich. Natomiast później przyszedł czas startu, ten który absolutnie nie patrzy na tabele. Ja też nie patrzyłem. Biegałem swoje. W eliminacjach spokojne 49.47, w półfinale poprawiłem własny rekord Polski 48.90. Finał, gdzie faworytem był Maszczenko z Rosji, był moim popisem. 48.17, złoto, rekord Polski. Lepszego scenariusza nie mogłem wymyślić, a medal po takich przeżyciach jak moje smakował wyjątkowo – wspomina dziś Januszewski.
Paweł Januszewski po sukcesie w Budapeszcie stanął na podium mistrzostw Europy także cztery lata później. Dla wspomnianego Roberta Korzeniowskiego złoto na Węgrzech było niejako przedsmakiem kolejnych sukcesów. Tymczasem Artur Partyka, dwukrotny medalista olimpijski, w sierpniu 1998 roku zdobył ostatni w karierze medal wielkiej imprezy.
– Wspominam Budapeszt z perspektywy mojego ostatniego medalu dla reprezentacji Polski w karierze. Po tych zawodach nie dane mi było już stanąć na podium wielkiej imprezy. Walka z Daltonem Grantem obfitowała w duże emocje. Brytyjczyk był wtedy w życiowej formie, a ja nie skakałem najlepiej technicznie. Finalnie udało się pokonać Daltona i zdobyć ostatni złoty medal imprezy mistrzowskiej w mojej karierze – wspomina po 25 latach Partyka.
Rekordzista Polski w skoku wzwyż zauważa też, że o ile mistrzostwa Europy w Budapeszcie w 1966 roku były schyłkiem wielkiego Wunderteamu, tak impreza z 1998 roku była narodzinami zupełnie nowej polskiej drużyny lekkoatletycznej.
– Same zawody w Budapeszcie były, jak czas pokazał, narodzinami nowej reprezentacji i tego co później nasza królowa sportu osiągała na wielkich imprezach. Niezapomniana atmosfera i bliskość stadionu spowodowała, że praktycznie cały czas kibicowaliśmy sobie nawzajem tworząc świetny team – podkreśla Artur Partyka, który w 1998 roku w Budapeszcie zaliczył 2.34.
Gdy polscy kibice śledzili kolejne udane poczynania biało-czerwonych, świat emocjonował się też innymi wynikami. W Budapeszcie Christine Arron czasem 10.73 poprawiła rekord Europy w sprincie na 100 metrów. Dublet na 5000 i 10 000 metrów padł łupem świetnej Irlandki Sonii O’Sullivan, której córka – Sophia – ma już za sobą wywalczenie medalu na ziemi węgierskiej, gdyż w 2018 roku została w Győrze wicemistrzynią Europy do lat 18 w biegu na 800 metrów.
Budapeszt po mistrzostwach Europy z 1998 czekał przeszło 20 lat, by ponownie gościć najlepszych lekkoatletów. Po drodze były ambitne węgierskie plany dotyczące organizacji nawet igrzysk olimpijskich, ale one zostały niedawno zrewidowane. Ostatecznie przed pięciu laty Rada Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych potwierdziła, że Budapeszt zorganizuje w sezonie 2023 mistrzostwa świata. Węgrzy zabrali się do przygotowań i najlepszych lekkoatletów globu ugoszczą już nie na Népstadionie, ale na zupełnie nowym obiekcie. W ostatnich latach na południe od centrum miasta, na brzegu Dunaju, powstało narodowe centrum lekkiej atletyki – Nemzeti Atlétikai Központ. Stadion, który podczas mistrzostw świata pomieści blisko 40 000 fanów, powstał w trzy lata. Pierwszy test przeszedł na początku lipca będąc areną 128. edycji mistrzostw Węgier.
Postawione na początku pytanie „Jak to będzie w Budapeszcie?” jest nadal aktualne.
– Postawmy sprawę jasno. To nie będą łatwe zawody. Oczywiście jesteśmy jako reprezentacja silnym i zgranym zespołem. Nasi zawodnicy prezentują wysoką formę, ale poziom światowej lekkoatletyki jest naprawdę wyjątkowy. Szczyty formy zawodnicy budują na rok 2024 i Paryż, ale już w tym sezonie byliśmy świadkami nie jednego rekordu świata. Budapeszt będzie naprawdę wyjątkowym wydarzeniem i mam nadzieję, że Polacy pokażą się tam z dobrej strony – mówi wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Tomasz Majewski, który ze stolicy Węgier ma dobre wspomnienia – w 2004 roku zajął tam, poprawiając rekord Polski, czwarte miejsce w halowych mistrzostwach świata.
19. Mistrzostwa Świata rozegrane zostaną pomiędzy 19 a 27 sierpnia. W tym roku globalny czempionat świętuje 40-lecie. Na pierwszych mistrzostwach – w 1983 roku w Helsinkach – Polska zdobyła cztery medale. Trzymamy kciuki za równie udany występ w Budapeszcie.
Maciej Jałoszyński / foto (dawny Nepstadion w Budapeszcie): Wikimedia Commons, Illustratedjc