Sensacyjne rozstrzygnięcia w finale rzutu młotem podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata. Wojciech Nowicki zdobył srebrny medal, a ze złota niespodziewanie cieszył się 21-letni Kanadyjczyk Katzberg! Czwarte miejsce zajął Paweł Fajdek.
Nowicki po trzech brązowych medalach wywalczonych pomiędzy 2015 i 2019 roku w ubiegłym sezonie zdobył srebro. W tym roku do Budapesztu jechał jako murowany faworyt do triumfu. Był liderem światowych tabel, rzucał regularnie ponad 80 metrów. Finałowy konkurs przyniósł jednak sensacyjne rozstrzygnięcia. W jego pierwszej części daleko rzucał Węgier Bence Halász. Uzyskał 80.82 i objął prowadzenie. Za jego plecami najpierw młody Kanadyjczyk Katzberg rzucił 80.18, a później – w drugiej próbie – Wojciech Nowicki osiągnął 80.70. Nakręcony niezwykle żywiołowym dopingiem wypełnionego niemal po brzegi stadionu Halász w trzeciej próbie zakręcił 81.02 i umocnił się na prowadzeniu. Ten rzut jednak – po chwili – uznano za nieważny, ale nie zmieniła to faktu iż Madziar był liderem. Sytuacja zmieniła się gdy w czwartej serii Nowicki posłał młot na 80.83! W piątej kolejce Nowicki machnął 81.02, ale Kanadyjczyk Katzberg popisał się fenomenalną próbą na 81.25!
– To był pasjonujący konkurs. Walczyliśmy do ostatniej kolejki. Dzięki temu byłem bardzo zmotywowany żeby rzucać daleko. Dzisiaj Kanadyjczyk miał swój dzień. Był fenomenalny, jestem pod wielkim wrażeniem jego postawy. W takim młodym wieku rzuca tak daleko – mówił Wojciech Nowicki, który zakończył zmagania z rezultatem 81.02 i drugim w karierze srebrnym medalem globalnego czempionatu.
Finałowy konkurs stał na znakomitym poziomie. Walcząc o medal trzeba było rzucać ponad 80 metrów. Nowicki zauważył, że już po eliminacjach zwracał uwagę na to, że koło w Budapeszcie będzie sprzyjać uzyskiwaniu takich rezultatów.
– Już po eliminacjach wiedziałem, ze trzeba tu będzie rzucać po 80 metrów żeby walczyć o medal. Młoda krew nas ciśnie, trzeba będzie z roku na rok walczyć – przyznał Nowicki.
Nasz wicemistrz świata był jednak zadowolony z medalu, mimo iż nie wygrał w upalne niedzielne popołudnie złota. Dla niego miejsce na podium jest podtrzymaniem rewelacyjnej serii – wywalczył dziesiąty medal w swoim… dziesiątym starcie na imprezie mistrzowskiej.
– Bardzo się cieszę, że kolejny raz stoję na podium. Trzymam serię i dopóki zdrowie będzie dopisywać będę próbował dalej. Już młodzi rzucają coraz lepiej i możemy wracać z Pawłem z imprez bez medali – podsumował Nowicki.
Czwarte miejsce w konkursie zajął Paweł Fajdek. Pięciokrotny mistrz globu zaczął zmagania od mocnego uderzenia. W pierwszym rzucie posłał młot na 80.00 (minimum olimpijskie), jednak zmagał się nie tylko z rywalami, ale również z podkręconą kostką w prawej nodze.
– Wczoraj były fajne eliminacje, awans po pierwszym rzucie. Niestety wychodząc ze stadionu skręciłem kostkę. Noga bardzo boli i nie jest to komfortowa sytuacja w rzucie młotem – zauważył Fajdek.
Rekordzista Polski przyznał, że po okresie choroby w siedem tygodni zbudował formę na rzucanie w granicach 80 metrów.
– To są mistrzostwa świata. Byłem bardzo zdeterminowany. Trzeba było walczyć. Mocno się napoiłem na pierwszy rzut. Dałem z siebie 90% w pierwszym rzucie, ale noga zabolała i zapaliła się lampka. Na pewno byłem w stanie dziś rzucić 81 metrów, ale ten ból był drażniący i ciężko było się skoncentrować – powiedział Paweł Fajdek dodając, że o szóste złoto powalczy za dwa lata podczas mistrzostw świata w Tokio.
Do finału biegu na 100 metrów nie awansował Dominik Kopeć. Polski szybkobiegacz uzyskał czas 10.15 i zajął w serii półfinałowej siódme miejsce.
– To nie był taki udany start jak w Dessau oraz poprzednie występy z tego sezonu, ale i tak na tak ważnej imprezie uzyskałem dwa bardzo dobre wyniki. Gdyby dorzucić do tych biegów lepszy wiatr w plecy mogłoby być różnie – przyznał sprinter Agrosu Zamość.
Członek reprezentacji Polski, której generalnym sponsorem jest Grupa ORLEN, przyznał, że miał bardzo dobrą pierwszą cześć dystansu. Dowodem tego jest fakt, że Kopeć miał najlepszą reakcję startową w stawce.
– Pierwsza cześć dystansu, do 60 metra, było mega. Później coś nie zagrało. Niestety czegoś zabrakło. Do poprawy jest końcówka dystansu – przyznał Kopeć.
Ambicją najlepszego polskiego sprintera, który w tym roku otarł się o miejsce na podium podczas mistrzostw Europy w hali w Stambule jest poprawienie legendarnego rekordu Polski Mariana Woronina.
– Niezależnie trzeba się cieszyć z tego co jest. Wiem, że stać mnie na wynik poniżej 10 sekund. Może nie w tym roku, ale kiedyś to zrobię – zapewnił Kopeć.
W niedzielę zakończono też rywalizację w siedmioboju. Nasza reprezentantka Paulina Ligarska skoczyła w dal 5.66, rzuciła oszczepem 40.57 i ostatecznie nie stanęła na starcie kończącego rywalizację biegu na dystansie 800 metrów.
Pełne wyniki: Budapeszt
Budapeszt, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk, Marek Biczyk