Menu
1 / 0
Aktualności /

Maciej Petruczenko: Nowicki i Kaczmarek mają medale MŚ, ale trudno przewidzieć ile głosów padnie na Swobodę

Maciej Petruczenko: Nowicki i Kaczmarek mają medale MŚ, ale trudno przewidzieć ile głosów padnie na Swobodę

Natalia Kaczmarek, Ewa Swoboda i Wojciech Nowicki – trójka bohaterów lekkoatletycznego sezonu została nominowana w 89. Plebiscycie Przeglądu Sportowego. – Wojciech i Natalia odnieśli wielki sukces zdobywając medale mistrzostw świata, ale trudno przewidzieć też ile głosów padnie na Ewę, która cieszy się wielką popularnością wśród kibiców – zauważa w rozmowie z nami honorowy redaktor naczelny Przeglądu Sportowego Maciej Petruczenko.

Związany od przeszło półwiecza z Przeglądem Sportowym red. Maciej Petruczenko jest niewątpliwie autorytetem w dziedzinie lekkiej atletyki. Jako naoczny świadek niezliczonych wydarzeń jest skarbnicą wiedzy o polskim sporcie. W dniu rozpoczęcia 89. Plebiscytu Przeglądu Sportowego rozmawialiśmy z honorowym redaktorem naczelnym Przeglądu Sportowego o lekkoatletycznych nominacjach, anegdotach i ciekawostkach związanych nie tylko z Balem Mistrzów Sportu oraz problemach współczesnej lekkoatletyki.

Natalia Kaczmarek, Ewa Swoboda, Wojciech Nowicki to lekkoatletyczne nominacje w tegorocznym Plebiscycie Przeglądu Sportowego. Kto z tej trójki jest faworytem do zajęcia najwyższego miejsca?

Można się zastanawiać czy Wojciech Nowicki, czy Natalia Kaczmarek. Przypuszczam, że z uwagi iż jest jakąś wielką nowością sukces Natalii Kaczmarek to ona może dostać najwięcej głosów. Odniosła w tym roku wielkie sukcesy. Miała nie tylko srebrny medal na mistrzostwach świata w Budapeszcie, ale wygrała też parę innych bardzo ważnych biegów. Nie mogę też nie wspomnieć o tym co zawsze sprzyja, czyli osobistej urodzie.

Konkurencja, którą uprawia Natalia – bieg na 400 metrów – jest prestiżowa i to też może przełożyć się na głosy w Plebiscycie.

Na pewno. W biegu na 400 metrów zawsze pasjonujący jest finisz. Można przypuszczać, że akurat w tym przypadku to Natalia Kaczmarek będzie najwyżej sklasyfikowana. Trudno nam jednak teraz zgadnąć ile głosów padnie na Ewę Swobodę, która cieszy się wielką popularnością wśród kibiców.

Ona, w przeciwieństwie do Natalii i Wojciecha, nie miała medalu w Budapeszcie, zdobyła go podczas halowych mistrzostw Europy w Stambule. Ale rzeczywiście występ Polki w finale biegu na 100 metrów podczas globalnego czempionatu to było wielkie wydarzenie.

Może tak być, że najwięcej głosów padnie właśnie na Ewę. Ona jest niezwykle spektakularna i zwraca na siebie uwagę też swoją osobowością. To dobrze, bo wszystko co się robi też dla spopularyzowania lekkiej atletyki i sportu polskiego jest bardzo dobre.

Lekkoatletyka ma trójkę przedstawicieli w gronie nominowanych, ale inne sporty też nie pozostają w tyle.

W tym roku mamy nawet nadspodziewanie mocną konkurencję jeśli chodzi o plebiscyt. Grono nominowanych to przedstawiciele bardzo urozmaiconych sportów. Będzie na pewno bardzo ciekawe, to nie ulega wątpliwości, kto zostanie zwycięzcą i jak to się skończy. Wszystko będzie jasne podczas styczniowego Balu Mistrzów Sportu. Będzie on bardzo ciekawy, szkoda tylko, że nie wszyscy potencjalni laureaci będą mogli w nim uczestniczyć np. Iga Świątek. Lekkoatleci tradycyjnie dominowali i w plebiscycie i na Balu Mistrzów Sportu. Myślę, że w przyszłym roku z uwagi na igrzyska olimpijskie ponownie zbiorą się by mieć jak najwięcej kandydatur plebiscytowych.

W przyszłym roku czeka nas przecież jubileuszowa, bo 90-ta edycja Plebiscytu.

Tak jest.

Spójrzmy zatem na historię. Przy okazji rozpoczęcia tegorocznego Plebiscytu redaktor naczelny Przeglądu Sportowego Paweł Wołosik wspominał takie sławy przedwojennej lekkoatletyki jak Halina Konopacka, czy Wacław Kuchar. Później prym wiedli tacy wybitni zawodnicy jak Irena Szewińska, Janusz Sidło. Redaktor, jako uczestnik Balów Mistrzów Sportu od przeszło półwiecza, z pewnością może się podzielić z naszymi czytelnikami niezliczonymi lekkoatletycznymi anegdotami związanymi z tym wydarzeniem

To prawda. Jeśli chodzi o lekkoatletykę to ja jeszcze byłem długoletnim bywalcem gal światowych organizowanych przez IAAF w Monako. Właśnie tam zdarzyło mi się stanąć koło jednego ze znakomitych niemieckich dyskoboli. Różnica wzrostu między nami była poważna, co wzbudziło śmiech jego narzeczonej. Jednak poprosiłem go o przymiarkę dłoni i okazało się wtedy, że moja była większa. Czasami tak się zdarza, że nie samym wzrostem można zaimponować. Wróćmy jednak do naszego Balu Mistrzów Sportu. Bardzo, bardzo, bardzo wiele ciekawostek przychodzi mi do głowy. Najbliższa mi postać, czyli Irena Szewińska która przecież czterokrotnie wygrywała Plebiscyt Przeglądu Sportowego, była też etatową bywalczynią balów i zawołaną tancerką. Myślę, że mogę po latach zdradzić, że jej wspaniały małżonek i mój serdeczny przyjaciel Janusz Szewiński za bardzo nie lubił tańczyć. Zdarzało się zatem aby dodatkowo się zabezpieczyć, że za jej plecami opłacał tancerzy. Irena o niczym nie wiedziała, a tańczyła z ochotą szczególnie, że miała niezmożoną kondycję. Bywał na balu, zawsze starając się górować nad otoczeniem, nasz mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Władysław Komar. On z kolei z uwagi na to, że od pewnego momentu występował na estradach jako piosenkarz to też wielokrotnie domagał się, aby dopuszczono go do mikrofonu by mógł śpiewać na czyjąś cześć.

Władysław Komar mimo swojej zacnej postury miał bardzo artystyczną duszę.

To nie ulega wątpliwości. Natomiast jak pamiętam do występu artystycznego na balu w którymś roku została też namówiona Kamila Skolimowska. Wraz z innymi sportsmenkami stworzyła ciekawy kwartet. Z tych 52 balów, które mam za sobą mam niemała garść wspomnień jak to wszystko wyglądało. Co tu dużo mówić – po każdym roku tego sportowego wysiłku Bal Mistrzów Sportu był wspaniałym i znakomitym relaksem dla wszystkich. Dodatkowo spotkanie przedstawicieli różnych dyscyplin było dla wszystkich niesłychaną frajdą. Wspominam to z rozrzewnieniem, rozczuleniem.

No właśnie – bal to szansa na spotkanie nie tylko obecnych bohaterów świata sportu, ale też wielkich gwiazd, które przed laty dumnie startowały z orzełkiem na piersi.

Kilka lat temu zjawił się, dość niespodziewanie, nasz dawny rekordzista Polski w skoku o tyczce Włodek Sokołowski. Załatwiłem mu wejście na bal, gdyż chciał się spotkać ze starym towarzystwem. Chociaż pół wieku minęło, ale było nie mało ludzi którzy go pamiętali.

Przypomnijmy, że Sokołowski był pierwszym Polakiem, który skoczył o tyczce 5 metrów.

Tak, ale wróćmy do balu. Włodek był niesłychanie wzruszony. Umówiłem się z nim przy tej okazji na wywiad. Opowiedział mi wiele ciekawostek o czasach gdy mieszkał jeszcze w Polsce, bo jak wiadomo później przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Jedną z nich chętnie przypomnę. Otóż Sokołowski obracał się w towarzystwie artystycznym i razu pewnego umówił się z Danielem Olbrychskim, aby obejrzeć jakiś nowy film w Kinie Atlantic. W ostatniej chwili zmienili plany, bo nagle okazało się, że Olbrychskiego znalazła para bardzo znanych aktorów – w tym super sławna Marlene Dietrich. Włodek miał zatem jedyną okazję do porozmawiania z taką gwiazdą światowego filmu. Z jego postacią wiąże się natomiast też inna ciekawostka, związana już ze sportem. Gdy do użytku wchodziły tyczki fiberglassowe Sokołowski został powołany na mistrzostwa Europy do Helsinek. Był rok 1971 i on oraz trójka wieloboistów zostali wyposażeni tylko w jedną taką tyczkę. W obliczu tego, że rywale dysponowali całą gamą takiego sprzętu Sokołowski ukradł jedną konkurentowi fińskiemu i dzięki temu zajął tam piąte miejsce.

Takich historii, już nie związanych z Plebiscytem Przeglądu Sportowego, z pewnością ma redaktor w zanadrzu całe mnóstwo.

Przypomina mi się rok 1982 i mistrzostwa Europy w Atenach. Była wtedy taka sytuacja z Andrzejem Stępniem, który w ćwierćfinale rywalizacji na 400 metrów uzyskał identyczny co do setnych części sekundy wynik jak biegacz włoski.

Prawie jak Ewa Swoboda podczas niedawnych mistrzostw świata w Budapeszcie.

Tak. Ta sytuacja była podobna, ale wtedy jeszcze mało kto wiedział jakie jest wyjście żeby tylko jednego zawodnika premiować awansem. Sędziowie usiedli do nieoficjalnych pomiarów co do tysięcznych części sekundy. Natomiast Stępniowi powiedziano, że odpadł i na drugi dzień przyszedł na stadion w cywilu. Podszedłem wówczas do naszej kadry na trybunach ateńskiego stadionu i gdy zobaczyłem Stępnia w niesportowym stroju zapytałem – Panie Andrzeju, co pan robi przecież za chwilę ma pan start? Pokazałem zdziwionemu biegaczowi listy startowe, a on pożyczył jakieś kolce i spodenki od kolegów i wystartował. Nie był rozgrzany, nie udało mu się awansować, ale jednak wykorzystał swoją szansę.

Mistrzostwa Europy w Atenach mogą się kojarzyć też ze słynną aferą pantoflową, której bohaterem był nasz mistrz skoku wzwyż Jacek Wszoła.

W Polsce był jeszcze stan wojenny i z kraju przysłano do Aten polecenie o wycofaniu Wszoły ze względu na niewłaściwe buty. Ciekawostki zdarzają się bardzo często. To nie ulega wątpliwości.

Wróćmy jeszcze do Plebiscytu Przeglądu Sportowego. Nie zawsze wieńczył go uroczysty bal.

Pecha miała rekordzistka biegów płotkarskich Teresa Sukniewicz, która wygrała plebiscyt w roku 1970. Wtedy z uwagi na krwawe wydarzenia na Wybrzeżu bal się nie odbył. O ile pamiętam udekorowano ją jako zwyciężczynię dużo później w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Nie za każdym razem była możliwość żeby w pełni świętować plebiscyt.

Niedawno też COVID-19 uniemożliwił organizację balu w tej formie jaką znamy.

Z dziennikarskiego punktu widzenia to gala, bo balu wtedy nie zorganizowano, była bardzo korzystna dla obecnych tam przedstawicieli mediów. Przez wiele godzin największe sławy sportu polskiego były do ich dyspozycji. Nie było tańców. Szczególną sensacją wtedy była też obecność Igi Świątek, co było następstwem przesunięcia Australian Open.

Iga Świątek wygrała poprzedni plebiscyt zostając drugą po Jadwidze Jędrzejowskiej tenisową zwyciężczynią głosowania czytelników Przeglądu Sportowego, ale to jednak lekkoatleci wiedli przez lata prym.

Ze statystyki wynika, że plebiscyt był absolutnie zdominowany przez lekkoatletów. Zwykle tak było, że oni usuwali innych sportowców w cień. Sytuacja się teraz zmienia. Niby lekkoatletyka jest od lat sportem zawodowym, ale to jednak ciągle zawodowstwo na pół gwizdka w porównaniu z takimi sportami jak piłka nożna czy tenis. Także jeśli chodzi o nagłośnienie. Z tego powodu lekkoatletom jest dziś dużo trudniej walczyć o te czołowe pozycje. Mimo to takie pozycje zajmują, co mnie niesłychanie cieszy.

Może też zmienił się trochę profil polskiego kibica? Zmieniły się jego zainteresowania jeśli chodzi o dziedziny sportu. Przez lata lekkoatletyka, słynny Wunderteam, byli numerem jeden, a z czasem zeszła gdzieś na dalszy plan.

To wszystko wiąże się z promocją medialną. Szczególnie telewizyjną. Kiedyś tych transmisji sportowych było niewiele. Absolutnie dominujące były igrzyska olimpijskie. Była jedna telewizja i lekkoatleci, którzy byli zawsze u nas bohaterami numer jeden igrzysk, siłą rzeczy skupiali na sobie największą uwagę. Teraz jest inaczej. Niezależnie od tego ile mityngów mają nasi czołowi lekkoatleci w ciągu sezonu to taka Iga Świątek gra okrągły rok.

W telewizji jest permanentnie.

Tak, ogląda się ją cały czas. Promocja jest absolutnie nieporównywalna. Już nie mówiąc o specjalistach rzutu młotem, których się bardzo rzadko ogląda w telewizji. Można się i tak cieszyć, że Anita Włodarczyk, Wojciech Nowicki i Paweł Fajdek i tak zajmują bardzo wysokie miejsca w plebiscytach i cieszą się ogromną sympatią widowni. Myślę, że te przyszłoroczne igrzyska w Paryżu będą bardzo dobrą okazją, żeby lekkoatleci odbili sobie tą popularność, jeśli tylko będą sukcesy. Uważam, że zrewanżować za porażkę Katzbergowi powinni się Nowicki i Fajdek. No i liczmy na to, że Anita Włodarczyk powróci do swojej formy. Wciąż jest w stanie zdobywać złote medale globalnych imprez.

Konkludując możemy zatem liczyć, że w 90. Plebiscycie Przeglądu Sportowego, wieńczącym nadchodzący sezon olimpijski, będzie jeszcze więcej nominacji lekkoatletycznych.

Mnie by to bardzo cieszyło. Tym bardziej, że przecież pierwsze zwycięstwo lekkoatletyczne w plebiscycie odniosła pierwsza polska mistrzyni olimpijska, czyli dyskobolka Halina Konopacka.

Maciej Jałoszyński / foto (ilustracyjne): Marek Biczyk

Powrót do listy

Więcej