Już 5 maja w Warszawie odbędzie się kolejna edycja mityngu w chodzie sportowym Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup połączonego, podobnie jak przed rokiem, z mistrzostwami Polski na dystansie 20 kilometrów. – Przygotowaliśmy nową, szybką pętlę wokół Teatru Wielkiego. Liczę, że stanie się ona ulubioną trasą zawodników ze światowego chodu – mówi organizator wydarzenia, czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski.
W latach 1996 – 2004 Robert Korzeniowski zdobył cztery złote medale olimpijskie, trzy razy był mistrzem świata i dwukrotnie mistrzem Europy. W 2003 roku ustanowił rekord świata w chodzie na 50 kilometrów uzyskując na ulicach Paryża czas 3:36:03. Od lat aktywnie działa na rzecz promocji swojej konkurencji – jest założycielem klubu RK Athletics oraz Fundacji Roberta Korzeniowskiego. Jako ambasador World Athletics promował drużynowe mistrzostwa świata w Antalyi, które odbyły się w 2024 roku. Jest organizatorem wydarzeń sportowych z zaliczanym do cyklu World Athletics Race Walking Tour Gold mityngiem Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup na czele. Z Robertem Korzeniowskim rozmawiamy między innymi o jego ocenie debiutującej w programie igrzysk sztafety mieszanej, przyszłości chodu sportowego, zbliżających się mistrzostwach Polski połączonych z mityngiem w chodzie sportowym w Warszawie oraz polskich szansach na kwalifikacje olimpijskie.
Jesteśmy po debiucie sztafety w chodzie na dystansie maratońskim podczas drużynowych mistrzostw świata w Antalyi. Jak to wszystko wyglądało od kuchni, tam na miejscu w Turcji? Przed startem było dużo znaków zapytania związanych z tym wydarzeniem.
Właściwie wszystkie kwestie były otwarte. Jak pokażą się nasze sztafety, jak będą wyglądały na tle innych. W ogóle jak zarządzać siłami, logistyką tego startu. Nie było to proste, bo panowały trudne warunki. To był środek dnia, absolutny upał, totalne nasłonecznienie.
Dawid Tomala mówił, że to było dziwne uczucie zatrzymać się, odczekać dłuższą chwilę i ruszyć na nowo do walki. Jak się przygotowywać do takiego startu?
Myślę, że te przygotowania muszą mieć odpowiednie odzwierciedlenie w treningach. Warianty zatrzymywania, utrzymywania gotowości, badania parametrów ciała muszą być przewidywalne. Rozmawiałem z Włochami, którzy wygrali sztafetę – oni mieli to sparametryzowane. Wcale nie bali się tego, że byli w pewnym momencie na piątym-szóstym miejscu. Poza strefą medalową. Mieli wszystko wyliczone i wiedzieli co robić w strefie wypoczynku. To ogromne pole do popisu dla trenerów, fizjologów, fizjoterapeutów oraz samych zawodników. To był pierwszy krok, który świat zrobił w tej konkurencji. Warunki były tak jak mówiłem trudne, ale w Paryżu może być jeszcze trudniej. Tylko wyniki mogą z kolei być lepsze, bo będziemy już więcej wiedzieli jak do tego podejść.
Wspominałeś o Włochach, którzy w Antalyi nie mieli żadnego wniosku o dyskwalifikację. Sędziowie mieli takie wytyczne z World Athletics, aby wyjątkowo rygorystycznie podchodzić do oceny stylu chodu.
Było jasno powiedziane, że premiowana będzie dobra technika. Zresztą, gdyby nie sześć wniosków drużyny Ben Hlima-Chojecka to oni byliby przed Tomalą i Zdziebło. Takie są zasady gry. Włosi pracowali mocno nad sferą techniczną. Wszyscy, którzy te lekcje odrobili, byli zadowoleni. A Brazylijczycy, którzy byli faworytami do zwycięstwa w sztafecie musieli płacić za błędy techniczne Viviane Lyry. Rozgoryczony był Caio Bonfim, medalista mistrzostw świata z Budapesztu, bo on pracował z Lyrą nad tym wynikiem. Tutaj warto też pochylić się na problemem tego, jak pracować z młodzieżą, żeby wymagać od nich dobrego modelu technicznego. Trenerzy powinni twórczo podchodzić do pracy, do tego, jak zawodnicy winni zmieniać się technicznie w czasie swojej kariery.
W Antalyi w tych trudnych warunkach pogodowych, o których wspominałeś Polakom szło różnie, ale ostatecznie udało się wywalczyć przepustkę na igrzyska.
Tak, mamy jedną kwalifikację olimpijską. Niektórzy narzekają, że to kwalifikacja z 23 miejsca. Ja uważam, że kwalifikacja to kwalifikacja. Po prostu jest. Teraz do zawodników należy przygotowanie się do startu, a po stronie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki jest wytypowanie, kto będzie nas reprezentował w Paryżu. Pamiętajmy, że w Turcji nasi zawodnicy zdobyli kwalifikację dla kraju, nie imienną.
Niestety nasi chodziarze pozostają bez indywidualnych minimów uprawniających ich do startu w Paryżu.
Na pewno mamy wiele do zrobienia w tej kwestii. O włos od uzyskania przepustek są Olga Chojecka i Katarzyna Zdziebło. O nieco większy włos Maher Ben Hlima. On nieźle się zaprezentował w Podiebradach. Miał tam ciężką ostatnią „piątkę”, ale mam wrażenie, że jest w dobrej formie i stać go na naprawdę dobre wyniki.
W Podiebradach, podobnie jak w Turcji, warunku pogodowe nie były sprzyjające.
No właśnie. Dlatego liczę na dobry start Mahera podczas mistrzostw Polski w Warszawie. Start zaplanowaliśmy na 8:30 rano.
Wróćmy jeszcze na moment do tematu sztafety. Ten dystans jak wiemy jest w programie olimpijskim w Paryżu, ale w Tokio na mistrzostwach świata we wrześniu 2025 roku ponownie odbędzie się rywalizacja na dystansie 35 kilometrów.
W Tokio dystans 35 kilometrów jest tylko konsekwencją tego, że tak zostały podpisane umowy marketingowe, kontrakty. Będzie w programie mistrzostw świata niejako siłą rozpędu. Nic nie wskazuje na to, żeby ta konkurencja dłużej funkcjonowała. Więcej faktów świadczy za tym, żeby rozwijana była sztafeta maratońska. Być może nawet, aby dystans maratoński i półmaratoński były tymi obowiązującymi w chodzie. Tak jak to jest na dystansach biegowych w lekkoatletyce. Zauważamy, że kiedyś biegano na 20 kilometrów i chodzono także na 20 kilometrów. Dziś nie biega się „dwudziestki”, biega się półmaraton. Pewnie w chodzie też będziemy zmierzać w tym kierunku, co ja osobiście popieram.
Jako ambasador mistrzostw świata w Antalyi mówiłeś, że ta sztafeta mieszana jest przyszłością chodu sportowego. Trochę trudno się to oglądało w relacji telewizyjnej, ale może to wynikało też z liczby zespołów na trasie.
Myślę, że wynikało to też z braku doświadczenia nadawców, realizatorów. Sam zwróciłem na to uwagę. Brakowało wielu grafik, brakowało zaglądania do padoków. Bardzo wiele bym zmienił w tej transmisji. To może być atrakcyjnie pokazane, ale tutaj była pierwsza próba. Rozmawiałem po zawodach z Jonem Ridgeonem, CEO World Athletics, i on też swoje wnioski ma przekazać realizatorom igrzysk olimpijskich. Musimy się tego wszystkiego nauczyć i wydobyć z tej sztafety wszystko to, co dobre. Sami zawodnicy byli, tak jak Dawid, skonfrontowani z trudnościami fizycznymi, ale też byli zadowoleni z tego, jak to wyglądało. Z pewnością obecność kibiców zrobiłaby też swoje, ale w Antalyi zawody zorganizowano na odludzi, na terenach wystawowych.
Takim wyjściem do kibiców będą mistrzostwa Polski w chodzie sportowym na 20 kilometrów oraz mityng Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup. Organizacja zawodów w takim zabytkowym anturażu, w sercu miasta jest świetną promocją lekkoatletyki i chodu sportowego.
Jak powiedział dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski – właściwie tym samym nawiązujemy do Paryża. Tam igrzyska będą odbywały się w sercu miasta, będą zintegrowane z zabytkami i kulturą. Tak samo robimy to tutaj. Żałuję bardzo, że jako zawodnik nie miałem szansy startować w takich mistrzostwach Polski. Cieszę się, że PZLA zintegrował mistrzostwa z naszym mityngiem i zawodnicy będą mogli wystąpić w takich okolicznościach.
Przed rokiem te zawody odbyły się na koronie Stadionu Narodowego, a jak będzie wyglądała trasa tegorocznych zmagań?
Jako organizator tego wydarzenia zadbałem o to, aby trasa była poprowadzona nie tylko w historycznej części miasta, ale też dawała szansę na historyczne wyniki. Przygotowaliśmy bardzo szybką pętlę wokół Teatru Wielkiego w Warszawie. 1200 metrów i tylko jeden nawrót o 180 stopni. Trasa praktycznie płaska. Będą jeszcze robione poprawki asfaltowe, prawie na całej pętli będzie nowa nawierzchnia. Mam nadzieję, że to będzie ulubiona trasa zawodników ze światowego chodu. Jestem o tym na serio przekonany.
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Co czterokrotnego mistrza olimpijskiego najbardziej martwi, gdy patrzy na polski chód sportowy?
Powinniśmy zastanowić się co zrobić, abyśmy mieli dobrych juniorów. Co zrobić, aby nasi zawodnicy wskakiwali na podium w rywalizacji drużynowej, podobnie jak chodziarze z innych krajów europejskich, które właściwie w takim rozrachunku światowo-medalowym mają podobny do nas dorobek. Tylko u nas to wszystko opiera się w zasadzie na czterech osobach – Kasi Zdziebło, Grzegorzu Sudole, Dawidzie Tomali i na mnie. W innych nacjach tych kandydatów do medali jest dużo więcej. Oczywiście nasi chłopcy zrobili w Antalyi rekordy życiowe i bardzo im tego gratuluję. Niemniej przykro się patrzy na to, że wchodzą na metę 5 minut po zwycięzcach. Między innymi dlatego, żeby dać ten impuls do rozwoju, organizujemy takie zawody jak majowe w Warszawie.
Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk