W trakcie swojej bogatej kariery sportowej Robert Urbanek zdobył dwa brązowe medale podczas mistrzostw Europy i świata w rzucie dyskiem. Przed doświadczonym zawodnikiem teraz nowe doświadczenia. – Zawsze interesował mnie ten warsztat trenerski. Mam nadzieję, że dobrze to wykorzystam przy nowych wyzwaniach – deklaruje w rozmowie z nami Robert Urbanek, który od jesieni 2024 będzie jako trener kadry współpracował z czołowymi polskimi dyskobolami.
Urodzony w 1987 roku Robert Urbanek to brązowy medalista mistrzostw świata z Pekinu (2015) oraz mistrzostw Europy z Zurychu (2014). Przez lata wspólnie z Piotrem Małachowskim stanowił o sile polskiego rzutu dyskiem na arenie międzynarodowej. Podczas Gali ORLEN Złote Kolce Śląskie 2024 znalazł się w gronie dziesięciu utytułowanych lekkoatletów, którym za lata bogatej kariery dziękował Polski Związek Lekkiej Atletyki. Pochodzący z Łęczycy dyskobol nie zrywa jednak z lekkoatletyką. Dwa lata temu ukończył organizowany przez LAkademię kurs instruktorski w ramach projektu kariery dwutorowej. To pozwala mu rozpocząć teraz nowy etap swojej lekkoatletycznej przygody. Od jesieni 2024 będzie jako trener kadry współpracował z czołowymi polskimi dyskobolami.
Kończysz przygodę z rzucaniem dyskiem, a zaczynasz nową – bycie trenerem. Jest stres przed przejściem na tę drugą stronę sportowej barykady?
Na pewno. Dość długo byłem zawodnikiem, więc myślę, że takie doświadczenie trenerskie jest dla mnie zupełnie nowe. Muszę gdzieś przewartościować pewne rzeczy i dużo się nauczyć. Myślę jednak, że wykorzystam to doświadczenie z długoletniej kariery na nowej drodze.
Wśród wielu trenerów, z którymi pracowałeś byli też tak wybitni fachowcy jak Witold Suski, czy Gerd Kanter. Z której szkoły trenerskiej chciałbyś najbardziej korzystać jako szkoleniowiec?
Sądzę, że będę to łączył. Miałem fajne doświadczenia i u Witolda Suskiego i u Gerda Kantera. Myślę, że gdzieś uda mi się z tego wszystkiego zrobić fajny mix. Do tego dojdą moje własne doświadczenia, których nabrałem na przestrzeni lat. Byłem takim aktywnym i kreatywnym zawodnikiem jeśli chodzi o treningi. Zawsze mnie ten warsztat trenerski interesował. Mam nadzieję, że to wszystko wykorzystam.
Jednym z Twoich pierwszych trenerów był zmarły niedawno Mirosław Andrysiak z Łęczycy.
Tak właściwie to moim pierwszym szkoleniowcem był Adam Kowalski, natomiast Mirosław Andrysiak bardzo mnie wspierał. On był takim głównym trenerem w klubie MKLA Łęczyca. Zawsze we mnie wierzył. Powtarzał, że będę rzucał daleko, ale dopiero w przyszłości. Mówił, żebym się nie przejmował tym okresem sportowym juniora-juniora młodszego. Prognozował, że zacznę rzucać daleko w wieku 25-26 lat. Nie mylił się! Natomiast Adam Kowalski, mój pierwszy trener, zaszczepił we mnie wolę walki i chęć do treningu. Bardzo dobrze wspominam te nasze wspólne zajęcia, zresztą mamy bardzo dobry kontakt do dziś.
Faktycznie miałeś 25 lat gdy ustanowiłeś rekord życiowy – 66.93. Czy to był najlepszy rzut w Twojej karierze?
Myślę, że był z pewnością wyjątkowy. W Halle były wtedy dobre warunki, a ten wynik w tamtym momencie kariery nie był spodziewany. Ta życiówka została ze mną do końca kariery, chociaż zbliżałem się do tego wyniku. To był z pewnością taki wyjątkowy rzut życia. Później udało mi się ustabilizować na poziomie 65-66 metrów.
Najlepszy konkurs w Twojej karierze?
Ciężko powiedzieć. Myślę, że fajny był taki konkurs zakończenia Diamentowej Ligi w Zurychu w sezonie 2015. Leciałem wtedy na oparach formy, w słabych warunkach atmosferycznych rzuciłem niecałe 66 metrów i udało się wygrać. To był chyba jeden z lepszych rzutów w moim życiu. Nie miałem wtedy już formy i sam byłem zaskoczony, że udało mi się rzucić 3-4 metry dalej niż na treningach.
We wspomnianym przez Ciebie 2015 roku miałeś jednak świetną formę. Kibice pewnie pamiętają taki pełen stresu konkurs mistrzostw świata w Pekinie, który zakończyłeś z brązowym medalem.
Z jednej strony ten konkurs był stresujący, a z drugiej fajny dla mnie. Wytrzymałem te nerwy, które mu towarzyszyły. Było bardzo gorąco i każdy gdzieś się stresował. Po udanym sezonie byłem typowany do medalu i cieszę się, że wtedy nie zawiodłem. Takie podobne wspomnienia mam z Zurychu, z mistrzostw Europy. Wówczas też wytrzymałem presję, a konkurs z powodu warunków pogodowych był mocno opóźniony. Fajnie, że miałem tych kilka udanych sezonów.
Wróćmy jednak do Twojej przyszłości. Wchodzisz w rolę trenera. Kto będzie w gronie Twoich podopiecznych?
Oskar Stachnik, Daria Zabawska i Weronika Muszyńska. Postaram się jeszcze coś z nich wyciągnąć. Mają swoje lata, ale zrobię wszystko aby moje wieloletnie doświadczenie w roli zawodnika zaowocowało teraz wartościowymi wynikami u nich.
Oskar Stachnik to ciągle niespełniona polska nadzieja na kolejne wielkie sukcesy w rzucie dyskiem. Niejednokrotnie był namaszczany na następcę Piotrka Małachowskiego i Ciebie.
Tak. Wiadomo, że mieliśmy kilku takich zawodników, którzy mieli iść w ślady Piotrka Małachowskiego. To nie zawsze jest proste. Nie jest łatwo o rzuty ponad 60 metrowe, a co dopiero mówić o tych na poziomie ponad 65 metrów. To już jest jakaś finezja, jakiś przeskok. Świat idzie bardzo do przodu, coraz częściej padają wyniki w okolicach 70 metrów. Trzeba naprawdę się nagłowić nad tym, żeby doprowadzić zawodnika do takiego poziomu. Wyciągnąć z niego coś więcej.
Tak jak wspominasz, świat poszedł niesamowicie do przodu. W tym sezonie młody Alekna ustanowił fenomenalny rekord świata, ale nie tylko on rzuca ponad 70 metrów. Trzeba się chyba trochę bardziej teraz naprężyć w tym kole niż za czasów sukcesów Twoich i Piotrka?
Na pewno, ale to też efekt ewolucji w technice. Tak daleko rzucają teraz młodzi zawodnicy, którzy już od 11-12 roku życia trenują i mają bardzo dobre wzorce ruchowe. Do tego dochodzi genetyka, czego najlepszym przykładem jest Alekna. Ma bardzo utytułowanego ojca, a jego mama uprawiała skok w dal. Jest to inny typ zawodnika, niż my w swoich czasach. Musieliśmy awansować, uczyć się od kolejnych trenerów. To była bardziej metoda prób i błędów. Takiemu młodemu zawodnikowi z dobrymi genami, który jest poprawnie nauczony i ma super technikę łatwiej osiągnąć lepsze wyniki. Wtedy też ten sukces przychodzi o wiele wcześniej, czyli w wieku 22-23 lat. Kiedyś mówiono, że to musi być 25-28, a nawet 30 lat. Czekano, aż zawodnik okrzepnie. Teraz jest trochę inaczej. Młodzi zawodnicy osiągają naprawdę znakomite wyniki.
Alekna jest takim młokosem w porównaniu z wieloma seniorami rzutu dyskiem.
Jest z pewnością genetycznym fenomenem. Nie zdarzało się nigdy wcześniej żeby ktoś tak młody rzucał tak daleko.
Czego można życzyć Robertowi Urbankowi na tej nowej, trenerskiej, drodze życia?
Spokoju. Będę teraz ciężko pracował. Mam nadzieje że się spełnię. To, co robiłem całe życie, bardzo mnie interesowało i teraz chciałbym, żeby to zaowocowało. Chcę pokazać się także w tej nowej roli z jak najlepszej strony.
Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk