Na niedzielę w Apeldoorn zaplanowano rywalizację kulomiotów. Na starcie konkursu zobaczymy jednego reprezentanta Polski – Konrada Bukowieckiego. – Włoch Fabbri nawet nie będąc w topowej formie pcha w okolice 22 metrów, ale ja w tym sezonie już raz pokazałem, że można go pokonać – mówi przed występem w halowych mistrzostwach Europy Konrad Bukowiecki.
Urodzony w 1997 roku Konrad Bukowiecki 9 marca zanotuje swój czwarty w karierze start w halowych mistrzostwach Europy. Debiutował jako junior – w 2015 roku w Pradze. Już dwa lata później w Belgradzie uzyskując znakomite 21.97, zdobył złoty medal i z tabel rekordów Polski wymazał wynik Tomasza Majewskiego. W kolejnych latach Bukowiecki zdobył między innymi srebrny medal mistrzostw Europy w Berlinie (2018) i trzykrotnie stawał na podium uniwersjady. Do Apeldoorn na halowe mistrzostwa Europy jedzie z czwartym wynikiem w tabelach, ale jak sam przyznaje, nawet najdalej pchający w tym sezonie na Startym Kontynencie Włoch Fabbri jest do pokonania.
W tym roku mija dokładnie 10 lat od Twojego debiutu w seniorskiej reprezentacji Polski. Był marzec 2015 roku, w Pradze odbywały się halowe mistrzostwa Europy. Dobrze pamiętasz tamte zawody?
Dwa razy pchnąłem po 20.46, bijąc juniorski rekord Polski kulą seniorską. Najpierw w eliminacjach, a potem w finale. W przerwie między tymi konkursami uczyłem się do egzaminu na prawo jazdy!
W finale byłeś wtedy szósty, a jak poszło na egzaminie z prawa jazdy?
Zdałem. Egzaminy był bodajże 10 marca, udało mi się zdać przy pierwszym podejściu.
Przenieśmy się jednak do roku 2025. Z jakim nastawieniem przyjechałeś do Holandii?
Dobrym. To jest start, do którego naprawdę się szykowałem. Wydaje mi się, że jestem w dobrej formie. Patrząc na ostatnie moje lata, to nawet w bardzo dobrej. Dodatkowo mam w planach jeszcze start w halowych mistrzostwach świata w Chinach, którego pierwotnie miało nie być. Nie wiem, co by się musiało wydarzyć, żebym ostatecznie nie wywalczył kwalifikacji na te zawody. Mówiąc kolokwialnie – głupio byłoby nie pojechać na mistrzostwa świata, bo jestem w dobrej formie. Liczę, że moja dyspozycja może przełożyć się na wysokie lokaty – tutaj w Apeldoorn i dwa tygodnie później w Nankinie.
Już na początku sezonu halowego pchałeś równo, ale to przed niespełna dwoma tygodniami w Toruniu zaimponowałeś wynikiem ponad 21-metrowym. Czy to był dla Ciebie taki pozytywny impuls w bezpośrednim okresie przed najważniejszymi imprezami mistrzowskimi?
To dało mi dużego, mówiąc kolokwialnie, kopa motywacyjnego. Start w Toruniu pokazał mi też, że warto ten sezon przedłużyć i po Apeldoorn polecieć do Nankinu. Teraz jednak trzeba skupić się na tym, co przed nami, czyli halowymi mistrzostwami Europy. Tak naprawdę w okresie przygotowawczym myśląc o sezonie halowym, miałem za cel start właśnie tutaj, w Holandii. Nie sądziłem, że uda mi się też zakwalifikować do mistrzostw świata. Ten start w Apeldoorn odpowie też na wiele pytań, które sobie zadaję.
Ostatnio dużo było w mediach o Twojej wadze, jak to się przekłada na aktywność w kole?
Jestem w nim wolny, ale dzięki temu, że przybrałem na wadze, mogę większą moc przekazać w kulę, w momencie wypchnięcia. Jak widać po wynikach – to procentuje.
Kto będzie najgroźniejszym rywalem w Apeldoorn?
Leonardo Fabbri. Myślę, że Leo, chociaż na ten moment nie jest w swojej życiowej formie, to i tak nieważne jak pcha, to uzyskuje niemal zawsze wyniki na poziomie blisko 22 metrów.
Ale Tobie udało się z nim wygrać na początku tego sezonu, podczas ORLEN Cup w łódzkiej Atlas Arenie!
No tak!
Łódź była jednym z Twoich pierwszy startów w sezonie, może pokonanie Fabbriego podczas mistrzostw Europy byłoby swoistą klamrą tych waszych tegorocznych pojedynków?
Po pierwsze trzeba przyznać, że moje zwycięstwo nad nim w Łodzi pokazuje, że Leo nie jest nie do pokonania. Zresztą pchnięcie kulą, w ogóle lekkoatletyka, jest wymierna. Po prostu – kto tutaj w Apeldoorn będzie pchał dalej, ten wygra.
Służy Ci małżeństwo?
Patrząc na wyniki jakie osiągam to chyba mogę powiedzieć, że tak. Natomiast zasadniczo nie widzę wielkich zmian w moim życiu, jest tak samo dobrze, jak było przed ślubem!
Apeldoorn, Maciej Jałoszyński / foto (ilustracyjne): Tomasz Kasjaniuk