5 sierpnia 1960 roku, stadion w Olsztynie. Na lekkoatletycznych mistrzostwach Polski odbywa się właśnie konkurs trójskoku. Już w jego pierwszej kolejce zawodnik Górnika Zabrze Józef Szmidt wynikiem 17.03 poprawia rekord świata i pokonuje niedostępną wcześniej dla trójskoczków barierę 17 metrów. Od tych wydarzeń mija dokładnie 65 lat.
Lekkoatletyka to sport wymierny. Są w niej granice, których przekroczenie wprowadza ją na inny poziom. One początkowo rozgrzewają wyobraźnie, wydają się nieosiągalne. Jednocześnie nie dzielą, ale budują – nowe emocje, nowe wyzwania. W szóstej dekadzie XX wieku takich wydawałoby się ówczesnym, nieosiągalnych barier w lekkiej atletyce kilka wymazano. Jednym z zawodników, który dokonał takiej sztuki, był polski oszczepnik Janusz Sidło. 2 października 1953 roku w Jenie, podczas meczu Polska-NRD, jako pierwszy Europejczyk rzucił oszczepem ponad 80 metrów – uzyskał 80.15. Kilka lat później w Warszawie bliski podobnej sztuki – przekroczenia nieosiągalnej dla dyskoboli bariery 60 metrów był Edmund Piątkowski. Na Stadionie Dziesięciolecia posłał wówczas dysk na 59.91, zostając rekordzistą świata. Ten sam Piątkowski – Biały Anioł – dwa lata później rzucił jednak 60.47, jako pierwszy dyskobol ze Starego Kontynentu osiągając ponad 60 metrów. Wśród tych barier do pokonania było wówczas także 17 metrów w trójskoku. Dziś to wynik, który daje przedstawicielom tej konkurencji poczucie spełnienia, wtedy odległość, za którą w pewien sposób gonili ówcześni specjaliści od lekkoatletycznych skoków. I tę barierę jako pierwszy przekroczył Polak… dokładnie 65 lat temu.
Sezon lekkoatletyczny 1960 czołowym lekkoatletom miał upłynąć pod znakiem przygotowań do olimpijskiego startu w Rzymie, planowanego na przełom sierpnia i września. Na świecie kibice lekkoatletyki emocjonowali się niezwykłym sprintem 23-letniego Niemca. We wtorek 21 czerwca w Zurychu Armin Hary osiągnął w biegu na 100 metrów czas 10.0, bijąc rekord świata i zostając pierwszym w historii szybkobiegaczem, który uzyskał taki wynik. Tymczasem w Polsce trwały przygotowania do pierwszych w historii mistrzostw kraju dla zawodników z II i III klasą sportową, w których ostatecznie wystartuje w Krakowie około 600 lekkoatletów. A na wyższym poziomie? Na nim podjęto decyzję, że to nie Szczecin zorganizuje przedolimpijską próbę, czyli mistrzostw Polski seniorów. Ostatecznie wydarzenie to powierzono Olsztynowi, który na mistrzostwa zaprosił w dniach 5-7 sierpnia 1960 roku. I już w pierwszym ich dniu kibice byli świadkami pokonania magicznej bariery…
Józef Szmidt urodził się w 1935 roku w Miechowicach, dziś będących dzielnicą Bytomia. W trudnej powojennej rzeczywistości jego matka postanowiła zostać w rodzinnym domu, który po zmianie granic znalazł się na terenie Polski. Na początku lat 50. – gdy wspomniany już Sidło bił rekord Europy – brat Józefa Edward stawiał pierwsze kroki w lekkoatletyce. To on namówił naszego bohatera do zainteresowania się sportem. To nie była łatwa sztuka, bo Józef, zamiast pracować na stadionie, wolał majsterkować i być ślusarzem samochodowym. Ostatecznie jednak dał się namówić i w Górniku Zabrze rozpoczął przygodę z lekkoatletyką. W 1956 roku został medalistą mistrzostw Polski, a dwa lata później w Sztokholmie sięgnął po mistrzostwo Europy w trójskoku. Błyskotliwy rozwój kariery był dziełem ciężkiej pracy, jaką Szmidt wykonywał pod okiem Tadeusza Starzyńskiego. Był on twórcą polskiej szkoły trójskoku i ojcem sukcesów naszych ówczesnych specjalistów od tej konkurencji.
5 sierpnia 1960 roku, Olsztyn. Kilka lat wcześniej narodził się Wunderteam, a Królowa Sportu biła nad Wisłą rekordy popularności. Na położony na północnych przedmieściach Olsztyna obiekt sportowy ciągnął tłumy sympatyków lekkiej atletyki. Dziś można domniemywać, że wielu z nich dotarło tam tramwajem, który do 1965 roku łączył centrum Olsztyna z pętlą Stadion Leśny. Być może część z nich trafiła tam po lekturze rozchwytywanego wówczas Przeglądu Sportowego. Dzień przed zawodami piórem znakomitego dziennikarza Zygmunta Głuszka donosił on:
„A przecież rozpatrując taką konkurencję jak trójskok trudno oprzeć się wrażeniu, że w Olsztynie padną wyniki na światowym poziomie. Ostatnia seria Schmidta niedwuznacznie wskazuje na to, że rekord Polski wisi w powietrzu. A że nowy rekord Polski musi być już nowym rekordem świata – nie trzeba nikomu przypominać”.
Sama zapowiedź mistrzostw była zilustrowana zdjęciem Józefa Szmidta ze startu na stołecznym Stadionie Dziesięciolecia. Wnikliwi czytelnicy ruszyli zatem w podróż na stadion. Ruszył też Józef Szmidt i jego trener Tadeusz Starzyński. Ich pierwsze wrażenie ze Stadionu Leśnego… nie było najlepsze. Szkoleniowiec przyznał, że rozbieg do trójskoku po deszczowych dniach był w fatalnym stanie. Z pomocą pospieszył sędzia główny konkurencji, były olsztyński trójskoczek Ryszard Woliński (rekord życiowy 14.19 z 1954 roku) oraz… benzyna. W owych czasach właśnie poprzez podpalanie tego surowca suszono żużlowe bieżnie stadionów lekkoatletycznych.
„Wzięliśmy się do roboty. Tuż przy belce wyryliśmy 30-centymetrową dziurę. Zasadniczą „operacją” było wlanie w wyryty otwór blisko wiadra benzyny i podpalenie jej. Osuszająca kuracja sprawiała, że kiedy po dwóch godzinach sypaliśmy tam żużel zmieszany z gliną, z grubsza było po kłopocie”.
Powyższy opis to wspomnienia z tego dnia Tadeusza Starzyńskiego, którymi dzielił się po mistrzostwach z dziennikarzem Przeglądu Sportowego.
Rozbieg był gotowy dopiero na pół godziny przed startem finału konkurencji, a poranne eliminacje rozegrano na innej skoczni. Tymczasem na trybunach zebrało się znaczne grono kibiców, którzy zakąszając sprzedawane nieopodal parówki, czekało na kolejne występy mistrza Europy ze Sztokholmu Józefa Szmidta.
Zegary wskazywały godzinę 18:13, gdy do swojej pierwszej próby w finałowym konkursie przystąpił On. Od momentu wybicia z belki całość trwała – jak skrupulatnie wyliczył trener Starzyński – 1,97 sekundy. Na rekordową próbę złożyły się skoki na 5.69, 5.02 i 6.32. W sumie 17.03 – rekord świata. Stadion ogarnęła chwilowa cisza, którą przerwała burza gromkich oklasków. Kibice byli świadkami dziewiątego po wojnie polskiego lekkoatletycznego rekordu świata. Przełamano kolejną granicę, a sztuki tej dokonał reprezentant Polski. Dotychczasowy rekord – 16.70 z 1959 roku zawodnika radzieckiego Fiedosiejewa – poprawił o ponad 30 centymetrów. W trójskoku sytuacja, jaka nigdy wcześniej i później się nie powtórzyła. Co ciekawe niemal tego samego dnia, którego w Olsztynie Szmidt bił rekord świata Islandczyk Vilhjálmur Einarsson, medalista olimpijski z 1956 roku, ustanawiał rezultatem… 16.70 aktualny do dziś rekord swojego kraju w trójskoku.
Z Olsztyna lekkoatleci wyruszyli na ostatnie zgrupowania i międzynarodowe starty, między innymi na świetny w owym czasie mityng w Koblencji, gdzie odnieśli spore sukcesy. 21 sierpnia na warszawskim Torwarze odbyło się pożegnanie przed wylotem na igrzyska do Rzymu. Józef Szmidt w rozmowie z dziennikarzem Przeglądu Sportowego zapewniał wtedy, że złoty medal jest do wygrania, a jego samopoczucie jest świetne. I niemal równo miesiąc po triumfie w Olsztynie – 6 września 1960 roku na Stadio Olimpico – Szmidt zdobył pierwszy złoty medal olimpijski. Uzyskał 16.81. Mistrzem został także 4 lata później w Tokio, a dopiero po kolejnych czterech – jesienią 1968 roku w Meksyku – stracił miano rekordzisty świata.
Józef Szmidt rekord ustanowił na żużlowej bieżni Stadionu Leśnego. Na takiej nawierzchni nikt już nigdy dalej nie skoczył. Nasz bohater – w 1960 i 1964 roku mistrz olimpijski – tylko raz zbliżył się do takiego wyniku. Trzy lata po olsztyńskim sukcesie wygrał mistrzostwa Polski w Bydgoszczy, osiągając na stadionie Zawiszy 16.99.
Rekord Polaka przetrwał dokładnie 8 lat, 2 miesiące i 11 dni. 16 i 17 października 1968 roku w Meksyku – na olimpijskiej arenie położonej na wysokości przeszło 2000 metrów nad poziomem morza – pierwszy raz trójskoczkowie walczyli o medale na nawierzchni tartanowej. Festiwal rekordów świata otworzył Włoch Giuseppe Gentile – wygrał kwalifikacje z wynikiem 17.10. Dzień później najpierw poprawił osiągnięcie próbą z pierwszej kolejki na 17.22, by po chwili stracić miano rekordzisty na rzecz Gruzina w barwach ZSRR Wiktoria Saniejewa, który w trzeciej serii uzyskał 17.23. Minęło kilka minut i w glorii rekordzisty świata z zeskoczni wychodził Brazylijczyk Nelson Prudêncio – w piątej próbie uzyskał 17.27. Dłużny nie pozostał Saniejew – szóstą serię zamknął wynikiem 17.39 i zdobył złoty medal. Pierwsza piątka tego olimpijskiego, nieco szalonego konkursu, zakończyła zawody z wynikami lepszymi od rezultatu Szmidta z Olsztyna. Nasz bohater był siódmy z wartościowym 16.89.
17.03. Tym wynikiem Szmidt przekroczył barierę, pokonał granicę. 12 lat po tym wyniku na mistrzostwach Polski w Warszawie Szmidt zdobył brązowy medal. Uzyskał 16.11, przegrał z Andrzejem Lasockim (16.16) i wschodzącą gwiazdą konkurencji Michałem Joachimowskim (16.51). To właśnie Joachimowski rok później odbierze Szmidtowi rekord Polski, 2 czerwca 1973 roku na stadionie Skry osiągając 17.06. Wynik 17.03 zapisze się jednak jeszcze raz na kartach historii światowej lekkiej atletyki, jako ten który pozwolił przekroczyć barierę, pokonać granicę. I sztuki tej ponownie dokona Polak. 10 marca 1974 podczas rozgrywanych w Göteborgu halowych mistrzostw Europy to wspomniany Michał Joachimowski zdobędzie złoty medal z wynikiem… 17.03. Jednocześnie ustanowi halowy rekord świata i jako pierwszy w historii trójskoczek uzyska w hali wynik na poziomie ponad 17 metrów.
Józef Szmidt zakończył sportową karierę w pierwszej połowie lat 70. Wyjechał z Polski do Republiki Federalnej Niemiec. Nad Wisłę wrócił dopiero po przemianach ustrojowych. Kupił wówczas działkę w rejonie Drawska Pomorskiego. Unikał rozgłosu, ale latem 2014 roku dał namówić się na wizytę w Szczecinie. Podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego spotkał się tam z obecnym rekordzistą świata Jonathanem Edwardsem.
Stadion Leśny w Olsztynie – miejsce, które po mistrzostwach roku 1960 legendarny trener i działacz Witold Gierutto określił mianem wielkiego odkrycia polskiej lekkiej atletyki na miarę Ameryki – nigdy później nie gościł już mistrzostw Polski. Dziesięć lat później – latem 1970 roku – rozegrano na nim mecz lekkoatletyczny Polska – Szwajcaria. Dziś śladem po dawnym obiekcie są niszczejące betonowe fragmenty trybun, wyłaniające się z gęstych zarośli. Stadion Leśny stał się historią, przeszłością, dużą leśną polaną. Pozostał miejscem wyjątkowego wyczynu polskiego trójskoczka.
Wynik 17.03, jaki przed 65 laty osiągnął w Olsztynie Józef Szmidt, do dziś pozostaje rezultatem dającym przepustkę do finałów i czołowych miejsc na najważniejszych lekkoatletycznych arenach.
Śląski Kangur – jak nierzadko prasa czasów Wunderteamu nazywała Józefa Szmidta – zmarł rok temu, 29 lipca 2024 roku. Kilka dni później został pochowany na cmentarzu w Drawsku Pomorskim.
Maciej Jałoszyński