Najgłośniejszym nazwiskiem w polskim rzucie oszczepem jest w tym sezonie Cyprian Mrzygłód. 21 czerwca w fińskim Kuortane wynikiem 85.92 o blisko metr poprawił dotychczasowy, liczący już 6 lat, rekord życiowy i przebojem wrócił do światowej czołówki oszczepników. – Przed Tokio nie chcę pompować balonika. Na mistrzostwach świata silną głowę trzeba będzie mieć już w kwalifikacjach, skupić się w nich na jednym rzucie dającym awans do finału – podkreśla Mrzygłód.
Cyprian Mrzygłód przez lata uważany był za wielki talent. Dla sportu odkrył go Mieczysława Szymajdy z Domaniewic, trener, któremu polski sport zawdzięcza także mistrza olimpijskiego w panczenach Zbigniewa Bródkę. Od kategorii U16 trenował już w Gdańsku pod okiem Leszka Walczaka. Już jako junior młodszy bił rekordy Polski i zdobywał złote medale olimpiady młodzieży. W kolejnych sezonach zostawał mistrzem Europy do lat 20 (2017) oraz 23 (2019). Oba te medale okrasił rekordami Polski. Później przyszły kontuzje, urazy i kilka lat stagnacji. W sezonie 2025 Mrzygłód wrócił jednak do dalekich rzutów. Dwukrotnie osiągał wyniki na poziomie ponad 85 metrów. Z rezultatem 85.92 zajmuje dziesiąte miejsce (dziewiąte, jeśli liczyć Białorusina) w tabelach światowych i jest jedną z polskich nadziei na dobry występ podczas zbliżających się mistrzostw świata w Tokio. Kwalifikacje z udziałem Mrzygłóda – oraz Marcina Krukowskiego i Dawida Wegnera – zaplanowano na 17 września (12:10 grupa A, 13:45 grupa B – czas środkowoeuropejski).
Jesteś osobą muzykalną. Na jakim instrumencie najbardziej lubisz grać?
Jestem muzykalny, ale tak bardziej amatorsko. Taki ze mnie samouk. Jeśli chodzi o instrumenty, to pianino, keyboard.
Pytam o to, bo jestem ciekawy, czy chociażby grę na pianinie można porównywać do rzutu oszczepem?
Tak, bo w sumie uczę się gry na pamięć. To jest taka jakby pamięć ruchowa, którą można odnieść do rzutu oszczepem. Wykonuje się jakieś ćwiczenie na przykład 100 razy, tak jak gra się jakiś utwór. I nagle gra się lepiej, tak samo jest z techniką oszczepnika.
Trenujesz od niedawna z Grzegorzem Pawelskim. Co wprowadziliście nowego w treningu? Czym zaskoczył Cię trener?
Przede wszystkim zaskoczył mnie modyfikacjami. Układ bioder, podejście do prawej nogi. Chodzi bardziej o motorykę. Wcześniej nie szło mi też tak dobrze na siłowni, jak teraz. Obecnie jestem przygotowany do większych ciężarów, pobudzania układu nerwowego. Dzięki temu później wszystko jest aktywniejsze. Szybsza jest ręka, a co za tym idzie także nogi. Detale grają tutaj pierwszoplanową rolę.
Drugi raz w tym sezonie będziesz startował na stadionie w Tokio. Byłeś tam już w maju i rzuciłeś ponad 80 metrów. Jakie emocje towarzyszyły Ci wówczas?
W maju miałem tam rzucać z nowego rozbiegu. I tak też było w seriach próbnych. W konkursie korzystałem już ze startej techniki. Dzięki temu mogłem zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje. Sprawdziłem też tartan.
To dość kluczowa sprawa. Wielu mówi, że nawierzchnia, jaka jest położona na rozbiegu stadionu w Tokio, promuje takich zawodników jak Ty, którzy nie stawiają tak aktywnego bloku, jak na przykład Niemiec Johannes Vetter.
Ja nie korzystam aż tak z bloku, bardziej z szybkiej ręki. Dla mnie bardzo dobre jest to, że ten tartan jest taki skoczny. Jak odbiję się na przeskoku, na końcówce, i wyłapię nogami, to dużo mi to da. Ogólnie kojarzę Tokio z bardzo, bardzo przyjemnym tartanem. Trzeba jednak przypomnieć, że byłem tam na początku sezonu, sprawdzałem wówczas różne elementy techniki. Niemniej myślę, że teraz wszystko zagra.
Ten sezon jest dla Ciebie przełomowy. Po kilku latach wróciłeś do naprawdę dalekiego rzucania, poprawiłeś rekord życiowy. Dwukrotnie kończyłeś zawody z wynikiem ponad 85 metrów. Najpierw w Kurotane, później w Sotteville-les-Rouen. I rodzi się pytanie, który z tych startów był bardziej szalony. Ten w chłodnej Finlandii, czy może ten we Francji, na którym startowałeś tuż po przylocie z mityngu mistrza olimpijskiego Chopry w Indiach?
Wydaje mi się, że jestem typem walczaka. Jak jest trudniej, niż się zakłada, to ja po prostu staram się z tego wycisnąć maksa. Tak było w obu tych startach. Wiem jednak, że muszę popracować nad głową. Sam jestem ciekawy, co przyniesie Tokio. W sumie to będzie ostatni start w sezonie, można będzie zaryzykować. Inaczej użyć nogi. Zobaczymy. Na pewno startuję z innej pozycji niż na ostatnich mistrzostwach czy igrzyskach. Mam nadzieję, że będę w Tokio rzucać przynajmniej 83-84 metry. To jest realne, na to jestem przygotowany. Nie chcę jednak pompować balonika.
Jasne. Mówisz jednak o głowie. Ty już niejednokrotnie pokazywałeś, że ona świetnie pracuje w sytuacjach kryzysowych. Pamiętam mistrzostwa Europy do lat 23 w 2019 roku, kiedy w ostatniej serii odebrałeś prowadzenie Rumunowi. W tym sezonie pokazałeś to w Bydgoszczy. Dawid Wegner rzucił 80 metrów, a Ty odpowiedziałeś w ostatniej serii próbą na ponad 84.
W Tokio taką głowę będzie trzeba mieć już w eliminacjach. Muszę być przygotowany na te pierwsze trzy rzuty. Dla mnie celem będzie przejść te eliminacje. To jakby mały finał. Teraz czuję, że jestem na to przygotowany. Żeby w końcu przebrnąć pierwszą rundę. Muszę podejść do tego, że mam w konkursie tylko jeden rzut. I na nim się skupić. Nie ma co rozkładać sił na dalsze rzuty. Tak podszedłem do startu w Sotteville-les-Rouen. Najpierw było 82, a w drugiej serii już ponad 85 metrów. Chciałbym, żeby teraz taż tak było.
Kto Twoim zdaniem będzie w Tokio najgroźniejszy, jeśli chodzi o rzut oszczepem? W ostatnich dniach imponował Niemiec Julian Weber, który podczas mityngu Diamentowej Ligi dwukrotnie osiągał ponad 91 metrów.
Jestem ciekawy, czy on wytrzyma do Tokio. Mocny będzie mistrz olimpijski Arshad Nadeem, którego stać na rzuty w granicach 88 metrów. Ciekawe, jaką formę przygotuje Neeraj Chopra. W ostatnich startach nie błyszczał. Mocny będzie też Brazylijczyk Luiz Maurício da Silva…
Mierzyłeś się z nim na mityngu w Gorzowie Wielkopolskim.
Tak! Ogólnie w Tokio może być ciekawie. Uważam, że aby dostać się do dwunastki, trzeba będzie rzucić około 83 metrów.
Tokio to miejsce, w którym polskie oszczepy już daleko latały. W 1964 roku czwarty na igrzyskach był Janusz Sidło, w 2021 roku srebrny medal wywalczyła Maria Andrejczyk. Które miejsce zadowoli zatem w tym roku Cypriana Mrzygłóda?
Na ten moment chcę przejść eliminacje. Po nich będziemy mogli rozmawiać o czymś więcej.
Zostałeś niedawno ojcem. To dla Ciebie dodatkowa motywacja do treningu, do rzucania?
Oczywiście, że tak. To jest taka energia, której wcześniej nie miałem i też świetna motywacja. Spełnienie. Wiadomo, że na początku było ciężko ze spaniem, ale teraz jest już lepiej. To daje mi niewyobrażalnego kopa.
Maciej Jałoszyński / foto (ilustracyjne): Tomasz Kasjaniuk