Menu
1 / 0
Aktualności /

Majewski: Kalifornia zamiast Turynu

Mistrz olimpijski z Pekinu, jeden z najlepszych kulomiotów świata, Tomasz Majewski, ma już za sobą pierwszy start w tym sezonie. We wtorek Polak zajął drugie miejsce w halowym mityngu „Malmö Indoor Gala”.

Mistrz olimpijski z Pekinu, jeden z najlepszych kulomiotów świata, Tomasz Majewski, ma już za sobą pierwszy start w tym sezonie. We wtorek Polak zajął drugie miejsce w halowym mityngu „Malmö Indoor Gala”.
Uzyskał odległość 20.51 m i przegrał tylko z Amerykaninem Reese Hoffą (20.58 m).

Jak pan oceni inaugurację sezonu w swoim wykonaniu?
TOMASZ MAJEWSKI:
Jestem z niej bardzo zadowolony. W tym roku nie nastawiam się na występy halowe, więc wynik 20.51 m należy traktować jako dobre osiągnięcie.

Czy to oznacza, że mistrza olimpijskiego nie zobaczymy w halowych mistrzostwach Europy?
Dokładnie tak. Ale to żadna nowość. Już wcześniej nie planowałem startu w Turynie. Razem z trenerem Henrykiem Olszewskim postanowiliśmy się skupić na przygotowaniach do letnich mistrzostw świata. Tam chcę zdobyć medal. Dlatego również występy w hali traktuję jako „mały epizod” na drodze do Berlina.

Decyzja jest definitywna?
Tak. Musiałoby się wydarzyć coś niesamowitego, żebym zmienił plany. Startując w Turynie straciłbym trzy tygodnie mocnych przygotowań, które mają się zacząć pod koniec lutego. Przypominam, że halowe mistrzostwa Starego Kontynentu odbywają się na początku marca. Ja wtedy będę już na zgrupowaniu w Stanach Zjednoczonych.

Gdzie dokładnie?
Zakotwiczymy na miesiąc lub trochę krócej w amerykańskim ośrodku przygotowań olimpijskich w Chula Vista, obok San Diego w Kalifornii. Z tego co mówili mi tamtejsi kulomioci, to najlepsze pod względem treningowym miejsce na świecie jeśli chodzi o naszą konkurencję.

Będzie się pan tam przygotowywał w samotności?
Mam nadzieję, że uda się, by dołączył do mnie jeszcze Jakub Giża. Zawsze to lepiej trenować we dwóch.

Jak wyglądają teraz pańskie treningi?
Na razie zszedłem z ostrej siłowni na te cztery halowe starty, ale od razu po mistrzostwach Polski w Spale będę kontynuował ostrą robotę. Dużo pracy na siłowni i dużo pchnięć. Muszę być silniejszy i przygotować lepszą bazę przez letnim sezonem.

Proszę wyjaśnić, dlaczego nie wystartował pan kilka dni temu w mityngu Millrose Games w Nowym Jorku? Tam Amerykanie mieli się panu zrewanżować za ubiegłoroczne igrzyska.
Jeszcze dwa miesiące przed zawodami organizatorzy wyrazili chęć zaproszenia mnie. Jednak później już się nie odezwali, nie doszło do konkretów, więc nie poleciałem za Ocean.

Ale okazja do rywalizacji z Amerykanami pojawiła się w Malmö. Reese Hoffa wyprzedził pana o 7 centymetrów. Jak świętował pokonanie mistrza?
W żaden specjalny sposób. Cały konkurs wyglądał raczej tak, jakby ani Hoffie ani Catwellowi nie szło. Szczególnie ten drugi był niepocieszony, bo przecież w tym roku pchnął już prawie 21,5 metra. A w Szwecji znów był gorszy o mnie. Nie narzekam, bo lubię wygrywać z Christianem... W konkursie była też jedna, mrożąca krew w żyłach sytuacja: Hoffa omal nie trafił kulą tyczkarki Carolin Hingst. Na szczęście nic się nie stało.

Podsumujmy więc: gdzie w najbliższych dniach będzie można zobaczyć Tomasza Majewskiego w akcji?
10 lutego wystartuję w mityngu Pedros Cup w Bydgoszczy, cztery dni później pojadę na zawody do Walencji, a sezon halowy zakończę konkursem w mistrzostwach Polski 21 lutego. Razem z mityngiem w Malmö, który mam już za sobą, da to cztery starty.

Rozmawiał Rafał Bała
fot.
Adam Nurkiewicz

Powrót do listy

Więcej