Menu
1 / 0
Aktualności /

ADAM KSZCZOT: Srebro było w moim zasięgu

Ma 19 lat, wielki talent i ambicje, by walczyć w przyszłości o medale mistrzowskich imprez. W Turynie otarł się o podium w biegu na 800 metrów. Adam Kszczot dzieli się z nami swoimi wrażeniami z HME i mówi o planach na przyszłość.

Ma 19 lat, wielki talent i ambicje, by walczyć w przyszłości o medale mistrzowskich imprez. W Turynie otarł się o podium w biegu na 800 metrów. Adam Kszczot dzieli się z nami swoimi wrażeniami z HME i mówi o planach na przyszłość.

Adam Kszczot (nr 32) (fot. rb)

RAFAŁ BAŁA: Tysiące kibiców ściskały za Ciebie kciuki, gdy walczyłeś w finale biegu na 800 metrow w Turynie. Nie udało się wskoczyć na podium, ale na pewno wielu osobom zapadłeś w pamięć.

ADAM KSZCZOT: Jechałem do Turynu, żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka, wystartować z lepszymi i dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami. Póki co zaczynam tę całą zabawę w wielką lekkoatletykę.

Wpadłeś na metę jako czwarty. Jakie uczucie towarzyszyło Ci od razu po biegu?

Czułem niedosyt. Myślę, że srebrny medal był w moim zasięgu. Zabrakło doświadczenia. Nie usprawiedliwiam się. Wręcz przeciwnie, przegrałem tylko i wyłącznie przez swoje błędy.

Taktyka planowana przed biegiem nie przyniosła skutku?

Zawsze jakieś plany się czyni, ale z reguły w trakcie biegu wszystko wychodzi zupełnie inaczej niż wynikałoby to z założeń taktycznych. Chyba nigdy nie miałem takiego biegu, żeby to co zaplanowałem udało się zrealizować w stu procentach. Aż tak dobrze nie jest. Gdyby każdy mógł sobie tak zaplanować, to wszyscy bylibyśmy mistrzami świata.

Miałeś ogromną szansę na medal. Dlaczego się nie udało?

Zgubił mnie brak zdecydowania. Przez większość biegu towarzyszyła mi myśl, że te osoby, które znajdują się przede mną ruszą do przodu i przyłączę się do nich. Niestety, nie udało się.

Zabrakło Ci sił?

Chyba trochę tak. Traciłem ich mnóstwo przez zrywanie tempa, kiedy rywale przesuwali się 20 centymetrów do przodu, podążałem za nimi trochę szybszym krokiem. Wtedy oni zwalniali i blokowali mnie. Kosztowało to sporo sił. W pewnym momencie Hiszpan wbiegł mi pod nogi, była mała przepychanka. To wszystko złożyło się na końcowy efekt, czyli moje czwarte miejsce.

Rywali miałeś godnych, ale wszyscy z nich – może poza Borżakowskim – byli w Twoim zasięgu.

W tym finale nikt nie znalazł się przez przypadek. Hiszpanie, Rosjanin, Szwed, czy Marcin Lewandowski – wszyscy zasłużyli na to treningiem, wypracowanym doświadczeniem. Mnie chyba sprzyjało trochę szczęście. Biegi eliminacyjne szły po mojej myśli, nie popełniałem błędów technicznych i taktycznych. Szkoda, że przytrafiły się w tym najważniejszym momencie, czyli w finale.

Podczas mistrzostw świata w Berlinie będzie lepiej?

Berlin to trochę odległy dla mnie temat. Nie wiem jak podejść do tak wielkiej imprezy. W tej chwili to dla mnie lekka abstrakcja. Nigdy nie biegałem tak szybko na żadnych mityngach, by myśleć o sukcesie w mistrzostwach świata. Do tej pory rekordy życiowe biłem na imprezach mistrzowskich: dwa lata temu w mistrzostwach Europy juniorów, w sezonie 2008 w mistrzostwach świata juniorów. Przydałyby się mocne biegi na mityngach.

Tak naprawdę dopiero rozpoczynasz przygodę z wielkim sportem.

Mam naprawdę duże rezerwy. Jest wiele rzeczy do poprawienia. Mogę zmienić intensywność, zakres treningu. Perspektywę mam chyba dość dobrą. Nie chwalę się, tylko powtarzam przemyślenia mojego trenera – Stanisława Jaszczaka. Zobaczymy, jak to wyjdzie w sezonie letnim.

Mówi się o Tobie: Adam Kszczot – następca Pawła Czapiewskiego. Jesteś gotów przejąć rolę lidera polskich ośmiusetmetrowców po „Czapim“?

To na pewno nie jest najlepszy moment. Paweł nie powiedział jeszcz ostatniego słowa i nie złożył broni. Wręcz przeciwnie. To człowiek, który będzie walczył do końca. Żeby kiedykolwiek myśleć o przejęciu schedy po nim, potrzebuję dużo pracy, biegów, doświadczenia.

Adam Kszczot (z lewej) i Paweł Czapiewski (fot. rb)

Stać Cię na pobicie w przyszłości rekordu Polski Pawła Czapiewskiego – 1:43.22?

To się okaże. Nie mogę dziś złożyć takiej deklaracji. Do tego trzeba dużo treningu, pracy, wytrwałości. No i szczęścia – wstrzelić się w dobrą formę, dzień, bieg.

Kto namówił Cię do uprawiania lekkoatletyki?

Pochodzę z małej wsi – Konstantynów w województwie łódzkim. Uczyłem się w szkole w Błogiem Rządowym, tam też zaczynałem biegać. WF-iści i dyrektor Dariusz Marszałek pchali mnie w stronę sportu. Rozpoczynałem na zawodach przełajowych, międzyszkolnych. Później trenowałem u Rafała Marszałka w pobliskim gimnazjum. Tam miałem pierwsze poważne przymiarki do treningu. Na początku mi się to nie podobało. Wolałem piłkę nożną, chodziłem na wszystkie możliwe SKS-y. W małych miejscowościach nie bardzo jest co robić. To dobra alternatywa na spędzenie wolnego czasu.

Jak trafiłeś do RKS-u Łódź?

Rafał Marszałek przekazał mnie Stanisławowi Jaszczakowi do Łodzi. Poszedłem do liceum i trafiłem do klubu RKS. Tak na dobrą sprawę prawdziwy trening rozpocząłem 3,5 roku temu. Zaczynałem od 800 metrów i tak zostało.

Szybko przyszły pierwsze sukcesy?

Szczerze mówiąc, tak. Trening, który wykonywałem okazał się skuteczny. Już po pół roku zdobyłem pierwszy medal na mistrzostwach Polski juniorów młodszych. Tam się pokazałem. Później wygrałem podczas meczu Polska – Niemcy w Zittau. To był dla mnie bardzo ważny bieg. Zwyciestwo dodało mi wiary we własne możliwości. Następnie zdobyłem srebro mistrzostw Polski juniorów i brąz ME juniorów. A przecież byłem wtedy rok młodszy od rywali. No i wreszcie Bydgoszcz 2008, czyli mistrzostwa świata juniorów. Tam zająłem czwartą lokatę.

Krąży opinia, że najcięższym dystansem jest 400 metrów, bo to właściwie wydłużony sprint. Patrząc jednak na Borżakowskiego, Pamelę Jelimo, czy wcześniej na Kipketera można odnieść wrażenie, że to właśnie 800-metrowcy jeszcze bardziej wydłużają ten sprint. Dlaczego wybrałeś tak ciężką specjalność?

Tak po prostu wyszło. Nie każdy ma odpowiednie predyspozycje do uprawiania tej konkurencji. To ciężki dystans, wymagający pod względem treningowym, fizycznym. Jest też pewna zasada: jeśli ktoś nie biega dobrze 400 metrów, nie będzie miał sukcesów na 800 metrów. Czasem zaczynam sezon od tego krótszego dystansu.

Jaki masz rekord życiowy na 400 m?

Na razie 48.44 sekundy, a będzie lepiej...

 

Rozmawiał Rafał Bała

press@pzla.pl

 

Powrót do listy

Więcej