Menu
1 / 0
Aktualności /

ANITA WŁODARCZYK: W Berlinie chcę zdobyć medal

Tuż przed igrzyskami w Pekinie Anita Włodarczyk skończyła 23 lata i przebojem wdarła się do światowej czołówki młociarek. Teraz zamierza walczyć o medal mistrzostw świata w Berlinie. Na potwierdzenie tego wygrała zimowy challenge w Hiszpanii.

Tuż przed igrzyskami w Pekinie Anita Włodarczyk skończyła 23 lata i przebojem wdarła się do światowej czołówki młociarek. Teraz zamierza walczyć o medal mistrzostw świata w Berlinie. Na potwierdzenie tego wygrała zimowy challenge w Hiszpanii.

 

75.05 metra w pierwszym starcie sezonu – to brzmi naprawdę imponująco. Spodziewałaś się takiego wystrzału formy już w połowie marca?

ANITA WŁODARCZYK: Już wcześniej na treningach rzucałam w granicach 75 metrów, więc wynik z zawodów na Majorce nie był dla mnie zaskoczeniem. Czułam się pewnie. Cieszy mnie to, że w konkursie trzykrotnie poprawiałam rekord życiowy.

Wygląda na to, że nie masz żadnych kompleksów, choć w porównaniu z wieloma rywalkami jesteś jeszcze mało doświadczona. Tymczasem na zawodach rzucasz równie daleko co na treningach.

Nie robi mi to żadnej różnicy. W trakcie zawodów jestem zajęta sama sobą, nie wzrusza mnie to, jak prezentują się rywalki. Wcześniej zdarzało się tak, że byłam dobrze przygotowana do zawodów, ale coś niedobrego działo się z moją psychiką w decydującym momencie. Na szczęście w poprzednim sezonie nabrałam doświadczenia dzięki wielu startom z najlepszymi młociarkami. Rozpoczęłam też współpracę z panem doktorem Nikodemem Żukowskim. To bardzo mi pomogło.

W Los Realejos, podobnie jak rok temu w Splicie, pokonałaś mistrzynię swiata, Betty Heidler.

W zeszłym roku przyjechała na zimowy challenge jako faworytka. Była przecież mistrzynią świata. Zdołałam jednak ją pokonać. A później w sezonie wygrywałam z nią na każdych zawodach. Teraz znów zaczęłam od zwycięstwa nad Heidler. Można powiedzieć, że na Teneryfie rywalizowałam tylko z nią. Raz ja obejmowałam prowadzenie, raz ona. Konkurs był bardzo ciekawy.

Anita Włodarczyk (fot. Adam Nurkiewicz www.mediasport.pl)

 

W porównaniu z rekordem życiowym z poprzedniego sezonu, poprawiłaś się o ponad dwa metry.

Zrobiłam dużo cięższy trening. Zarówno w siłowni jak i na rzutni. Pracowałam przede wszystkim nad techniką. Nie wystarczy być silnym, trzeba umieć tę siłę wykorzystać.

Jak pracujecie nad techniką? Opierasz się tylko na wskazówkach trenera Czesława Cybulskiego, czy często oglądacie nagrania twoich rzutów i wspólnie je analizujecie?

Przeglądamy sporo moich nagranych rzutów. Ale nie ma też co z tym oglądaniem przesadzać. Wolę sobie włączyć jakieś przyjemniejsze nagrania (śmiech).

Podobno miałaś w Hiszpanii problemy z młotami...

Byliśmy tam na zgrupowaniu już dwa tygodnie przed zawodami. Mieliśmy problemy ze sprzętem. Pozostawiono nam do dyspozycji młoty 3- i 5-kilogramowe, ciężarek 10-kilogramowy. Wcześniej w Polsce też nie rzucałam czwórką. W sumie przez trzy tygodnie nie miałam młotu startowego w ręce!

Może to sposób na dalekie rzuty? Podczas challenge’u młot 4-kilogramowy musiał ci się wydawać bardzo lekki...

Zobaczymy, może w przyszłości wykorzystamy to doświadczenie. Wracając do Los Realejos, trenowali z nami Hiszpanie. Chcieli coś podpatrzeć.

Trener Cybulski pozwalał na takie „szpiegostwo“?

Oczywiście, nie robił problemów. Trenowaliśmy razem.

W 2008 roku przebojem wdarłaś się do światowej czołówki. Wszystkie 14 konkursów zakończyłaś z wynikiem lepszym niż 70 metrów. Rok wcześniej twoja średnia wynosiła około 65 metrów. Skąd taki postęp?

Diametralnie zmieniłam podejście do treningu. Dużo bardziej się zaangażowałam, mnóstwo czasu poświęcałam na pracę nad techniką. I tak jakoś wyszło.

To znaczy, że wcześniej traktowałaś rzut młotem jak zabawę?

Nie, trenowałam, ale czułam, że za mało daję od siebie. W sezonie 2008 to się zmieniło. Teraz moim celem na Berlin jest zdobycie medalu. Marzę też o tym, żeby stanąć na podium za trzy lata w Londynie.

Kto będzie najgroźniejszą rywalką Anity Włodarczyk w sezonie 2009?

Na pewno silna będzie Heidler, która zamierza się pokazać podczas mistrzostw na własnym terenie. Nie wiadomo, co z Łysenko. W maju Rosjance kończy się okres dyskwalifikacji. Ciekawe, czy wróci do rzucania.

Anita Włodarczyk podczas igrzysk w Pekinie (fot. Adam Nurkiewicz http://www.mediasport.pl/)

 

Jesteś w stanie już w tym roku pobić rekord Polski? Obecnie wynosi on 76.83 m.

Ostatni rzut na Teneryfie, w którym zaliczyłam 75.05 metra nie był dobrze wykonany technicznie. A więc jest potencjał. Zobaczymy, czy wystarczy na 77 metrów.

Co z rzutem dyskiem? W zeszłym sezonie startowałaś także w tej konkurencji.

Od czasu do czasu na treningach rzucam dyskiem, żeby nie wyjść z wprawy i trochę urozmaicić ćwiczenia. Przeważnie zamieniam się w dyskobolkę podczas Akademickich Mistrzostw Polski. Tak dodatkowo, dla zabawy.

Jak w ogóle rozpoczęła się twoja przygoda ze sportem?

Zaczęłam karierę od rzutu dyskiem. Po pewnym czasie mój ówczesny trener z Kadeta Rawicz, pan Bogusław Jusiak namówił mnie, bym spróbowała rzucić młotem. Spodobało mi się to i w 2004 roku po raz pierwszy wystartowałam w mistrzostwach Polski juniorów, zajmując piąte miejsce. W tym czasie rozpoczynałam studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Miałam długą rozmowę z trenerem Czesławem Cybulskim, który podjął się trenowania mnie. Mówił, że marzy mu się, bym wystartowała w Pekinie. Dodał też uczciwie, że czeka mnie katorżnicza praca i bym wszystko dokładnie przemyślała. Odważyłam się i dziś nie żałuję.

Jaki jest Czesław Cybulski jako trener? To u niego przed laty zaczynał Szymon Ziółkowski.

Bardzo wymagający, skupia się przede wszystkim na treningu technicznym. U niego to podstawa. Czasem daje jednak odsapnąć, nie jestem przecież robotem. Jeśli źle się czuję, trener to rozumie.

W zeszłym roku kraj obiegła informacja, że Anita Włodarczyk trenuje nie na stadionie, tylko... pod mostem. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?

Nadal tam trenuję. Chodzi o okolice mostu Świętego Rocha nad Wartą. Mam problem z dojazdem na stadion na Golęcinie. Musiałabym jeździć z młotami na drugi koniec Poznania, a to nemożliwe. Studiuję i kończę zajęcia po południu. Jestem na czwartym roku Akademii Wychowania Fizycznego. W przyszłym roku zamierzam bronić pracę magisterską. Wracając do treningów: jest jeszcze stadion AWF-u, ale tam mamy mało miejsca i mogłabym rzucać jedynie cięższym sprzętem.

Pozostaje więc most. Szósta zawodniczka igrzysk olimpijskich ćwiczy w polowych warunkach...

Nie narzekam. Zimą jest bardzo fajnie. Dookoła ciemno, a ja rzucam sobie w świetle latarń, które są włączone na moście. Trzeba tylko uważać na spacerujących ludzi. Szczególnie latem. Wtedy dochodzą do tego jeszcze ci, którzy leżą na trawie i opalają się. Trener ma dodatkową pracę, by ich wypraszać tam, gdzie jest bezpiecznie.

Jak będą przebiegały twoje wiosenne przygotowania do sezonu i na kiedy zaplanowałaś kolejny start?

Anita Włodarczyk w Pekinie była szósta. W Londynie zamierza już stanąć na podium (fot. Adam Nurkiewicz www.mediasport.pl)

 

28 marca wyjeżdżam do Cetniewa na dwutygodniowe zgrupowanie. Najbliższy start zaplanowałam na 8 maja w Super Grand Prix IAAF w Doha. Nie wiadomo jednak, czy w Katarze zorganizowany zostanie konkurs młociarek. Na razie nie ma potwierdzenia.

W lutym świat sportu obiegła informacja o śmierci Kamili Skolimowskiej. Znałyście się bardzo dobrze. Jak przyjęłaś tę wiadomość?

Dowiedziałam się o tym, kiedy byłam na zgrupowaniu w Chorwacji. To był szok. Przez dwa dni nie mogłam dojść do siebie. Kiedy brałam młot do ręki na treningach cały czas miałam przed oczami Kamilę. Jeszcze dziś to do mnie nie dociera. Wydaje mi się, że Kama jest gdzieś na zgrupowaniu i wiosną spotkamy się na jakichś zawodach. Będzie mi jej brakowało. Na pewno te odczucia spotęgują się w sezonie, kiedy zabraknie jej w konkursach, w których zawsze brała udział.

Miałyście ze sobą bardzo dobry kontakt. Mogłyście zdominować rywalizację w światowym młocie w najbliższych latach.

Funkcjonowałyśmy na zasadzie: rywalki na rzutni, koleżanki poza nią. Kiedy jeździłyśmy na różne mityngi mieszkałyśmy razem. Jest mi bardzo smutno. Sukces, który odniosłam na Teneryfie poświęcam Kamili. Zresztą, przed dekoracją uczczono jej pamięć minutą ciszy. Mieliśmy przypięte czarne wstążki na znak żałoby. Na pewno gdzieś tam na nas patrzyła i była z nami w trakcie konkursu.

 

Rozmawiał Rafał Bała

press@pzla.pl

Powrót do listy

Więcej