Menu
1 / 0
Aktualności /

ADRIAN MARKOWSKI: Wielki powrót

12 lat temu w Ljublianie oszczepnik Osy Zgrzelec zdobył złoty medal mistrzostw Europy juniorów. Dokonał tego wynikiem 78.42 m. 1 sierpnia 2009 r. w Bydgoszczy Adrian Markowski doprowadził „życiówkę“ do poziomu 84.85 m i został mistrzem Polski!

12 lat temu w Ljublianie oszczepnik Osy Zgrzelec zdobył złoty medal mistrzostw Europy juniorów. Dokonał tego wynikiem 78.42 m. 1 sierpnia 2009 roku w Bydgoszczy Adrian Markowski doprowadził „życiówkę“ do poziomu 84.85 m i został mistrzem Polski!

Markowski urodził się 14 stycznia 1978 roku. Pochodzi ze Zgorzelca i tam zaczynał karierę pod okiem Józefa Marcionowa, z którym zresztą trenuje do dziś (z małymi przerwami). 1 sierpnia w na stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka w Bydgoszcz dokonał rzeczy niebywałej: w ostatniej kolejce konkursu oszczepników uzyskał rezultat: 84.85 m! To trzeci wynik w historii tej konkurencji (nowym typem oszczepu) – po 86.77 Dariusza Trafasa i 84.95 Rajmunda Kółko. W sobotę w Bydgoszczy żeński konkurs przeciągnął się o dobre 40 minut, więc mężczyźni zaczynali później, a ostatnie rzuty oddawali o 20.45.

Już wiele lat temu byłeś welką nadzieją polskiego oszczepu. Jak się później okazało, niespełnioną. Dlaczego?

Bardzo tego żałuję. Złożyło się na to wiele rzeczy. Błędy treningowe, błędy w przygotowaniach, jakieś drobne kontuzje, które zdarzały się po drodze. Najdłużej męczyłem się z urazem kostki, którego nabawiłem się przy grze w koszykówkę. Tak na dobrą sprawę, w pewnym momencie mojej sportowej kariery – choć nie nazywałbym tego tak górnolotnie „karierą“, raczej zabawą – gdzieś to się wszystko rozmyło i nie robiłem postępów.

Z kim trenujesz, kto cię odkrył dla sportu?

To pan Józef Marcinów, z którym współpracuję od początku, gdy stawiałem pierwsze kroki w sporcie w Zgorzelcu. Były przerywniki: przez rok trenowałem z Uwe Hohnem, z Darkiem Trafasem i z Rajmundem Kółko. Przez pewien czasem ćwiczyłem też pod okiem pana Jacka Damszela w Warszawie.

W Bydgoszczy poprawiłeś się o prawie 6,5 metra. To niesamowity skok.

Rzeczywiście, ale w czasach juniorskich było podobnie. Na mistrzostwa Europy w 1997 roku jechałem z wynikiem 73 metry, a wygrałem, rzucając 78. Teraz progresja jest podobna, ale proszę mnie nie pytać, skąd taki postęp. Jestem bardzo zmęczony i zaskoczony. Nie wiem, co powiedzieć. Dla mnie to jest wynik „z kosmosu“.

Jesteś więc zawodnikiem, który bije rekordy na dużych imprezach...

Przyznam szczerze, że w ostatnich latach brakowało mi takich poważnych startów. Mówiąc wprost: kiedyś występy na mistrzowskich zawodach „kręciły mnie“.

Prowadzisz działalność pozasportową, obejmującą też zagranicę. Na czym ona polega?

Zajmuję się dystrybucją internetu w Zgorzelcu, a także dystrybuuję w Polsce i w Niemczech kosmetyki importowane ze Stanów Zjednoczonych. Kręci się to od 2002 roku. W Polsce firma nosi nazwę AdiNet, w Niemczech „Beauty is back“. Trzeba z czegoś żyć. Jako, że moje nadzieje sportowe nie spełniały się na przełomie lat, wziąłem się za inną działalność. Tak naprawdę, chyba nigdy nie byłem przygotowany ani szybkościowo, ani technicznie, ani siłowo. Błędy nakładały się na siebie i nie było postępu. Technicznie byłem najgorszy ze wszystkich.

Jak obecnie przygotowujesz się do startów i generalnie do sezonu?

Treningi w ostatnich miesiącach wyglądały różnie, w zależności od tego, na co czas pozwalał. Tak to wygląda, gdy człoiek zajmuje się czymś innym. Średnio robiłem cztery treningi tygodniowo, zdarzało się pięć. Przyznaję, w moim odczuciu ten system treningowy nie był zbyt profesjonalny. Z drugiej strony, kiedy przed laty podchodziłem do tego profesjonalnie – nie bardzo mi to wychodziło. Zresztą, umówmy się, dziś w Bydgoszczy też wyszedł mi tylko jeden rzut.

W innych było kiepsko, w jednej z prób o mało nie nadziałeś się na oszczep.

Niestety, tak to wygląda od strony technicznej. Cieżko wyeliminować błędy na zawodach. W Bydgoszczy Tomek Damszel podchodził cały czas do mnie i powtarzał: przytrzymaj grot przy oku. Udało mi się to zrobić raz i stąd tak znakomity wynik. Jeśli technicznie rzucałbym tak dobrze jak w tej ostatniej próbie, coś rzeczywiście mogłoby z tego wyjść. W Zgorzelcu dwa lata temu powstało bardzo fajne zaplecze sportowe. Chodzi głównie o stadion, na którym wreszcie można komfortowo trenować.

Czy rzut z Bydgoszczy może zmienić twoje życie, przynajmniej w najbliższych tygodniach czy miesiącach?

Niekoniecznie. W sensie zawodowym pozostanę na podobnym schemacie, jak to funkcjonowało do tej pory.

Jak będą wyglądały najbliższe tygodnie w życiu Adriana Markowskiego? Zdecydujesz się na powrót do profesjonalnego sportu? Szkoda byłoby przejść obojętnie obok prawie 85-metrowego wyniku.

Mimo wszystko, nawet ten rzut nie przekonuje mnie do tego, by znów na poważną skalę wziąć się za sport. Gdybym rzucił tak jeszcze raz czy drugi, może byłby to sygnał do zmian.

Czy w rodzinie Markowskich są jakieś tradycje sportowe?

Niespecjalnie. Tata grał kiedyś w siatkówkę, ale oszczepników w rodzinie nie mieliśmy (śmiech).

Miałeś jakiegoś idola, kogoś na kim się wzorowałeś pod względem sportowym?

W latach 90-tych nagrywałem sobie wszystkie możliwe konkursy oszczepników z Eurosportu na kasety VHS i analizowałem każdy rzut. Ale to były lata młodości, które już odeszły w zapomnienie. Jednym z moich wzorów był Jan Żelezny.

Rozmawiał Rafał Bała

Piotr Bielczyk (rek. życ. 90.78 starym modelem oszczepu) o Adrianie Markowskim:

To naprawdę wielki wyczyn i niesamowity wynik. Swoją drogą, pamiętam też swój rekordowy rzut na tym samym stadionie. Kiedyś złamałem tu barierę 90 metrów. Po konkursie biegałem po stadionie, skakałem, krzyczałem – taki byłem szczęśliwy. Wtedy poprawiłem się o około 10 metrów. W oszczepie takie rzeczy się zdarzają. Czy Adriana stać na to, by powtórzyć wynik z mistrzostw Polski? Zobaczymy. Gdyby regularnie rzucał 82-83 metry miałby zapewnione starty i kontynuowałby karierę sportową na zupełnie innym poziomie. Chyba warto spróbować.

Powrót do listy

Więcej