Menu
1 / 0
Aktualności /

PREZES PZLA POSUMOWUJE 2009 ROK - CZĘŚĆ I

Za kilkanaście dni minie rok od kiedy został Prezesem PZLA. Dr Jerzy Skucha podsumowuje pierwsze 12 miesięcy swojej kadencji, analizuje dokonania naszych sportowców, mówi o kłopotach i wyzwaniach na 2010 rok. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Za kilkanaście dni minie rok od kiedy został Prezesem PZLA. Dr Jerzy Skucha podsumowuje pierwsze 12 miesięcy swojej kadencji, analizuje dokonania naszych sportowców, mówi o kłopotach i wyzwaniach na 2010 rok. Zapraszamy do lektury wywiadu.

 

 

Zacznijmy od hali, czyli od mistrzostw Europy w Turynie.

To był w miarę udany występ, nie tylko z racji tego, że zdobyliśmy trzy medale. Spodziewane złoto Tomka Majewskiego, przyjemne niespodzianki w postaci brązowych krążków Marcina Starzaka i sztafety 4x400 m. Ponadto jednak kilkoro reprezentantów młodego pokolenia też wypadło dobrze, mimo że nie zdobyli medali. Z dobrej strony pokazał się np Łukasz Michalski – 5.70 m w skoku o tyczce, Adam Kszczot i Marcin Lewandowski – finaliści biegu na 800 m, Kamila Stepaniuk, która weszła do finału skoku wzwyż dobrym wynikiem itd. Jednocześnie ostatni sezon halowy trzeba ocenić będąc świadomym, że nie wszyscy najlepsi w Turynie startowali.

Prezes PZLA, dr Jerzy Skucha (fot. rb)

 

Jak Pan się zapatruje w ogóle na halową lekkoatletykę? Czy będziemy obserwować powolną agonię tego rodzaju rywalizacji, albo przynajmniej elitaryzację? Czy będą to zawody dla coraz bardziej ograniczonej liczny lekkoatletów, mityngi z jedną, dwiema konkurencjami?

Przede wszystkim warto na halę spojrzeć z punktu widzenia osoby, która przygotowuje się do sezonu letniego. Jako trener mogę zapewnić, że to ważny element tych przygotowań. W konkurencjach siłowo-szybkościowych, kiedy trenuje się bez przerywnika halowego, wtedy nadmiar objętości treningu może zaszkodzić. W którymś momencie należy przyśpieszyć, wejść na wyższe obroty, sprawdzić się. Z tych wyższych obrotów rusza się do przygotowań do sezonu na otwartym stadionie. Chociażby z tego względu widzę więc sens startów w hali. Namiastką dla konkurencji, które się w hali nie mieszczą są zimowe challenge w rzutach. W tym czasie wytrzymałość ma z kolei swoje przełaje. Lekkoatletyka żyje więc cały rok i tak powinno pozostać.

 

Sezon halowy 2010 powinien być jeszcze ciekawszy. Mamy przecież mistrzostwa świata w Dausze.

Oczywiście. To nie tylko większy prestiż, ale i środki finansowe. Tam - mówiąc wprost – warto pojechać, konkurencja będzie mocniejsza. Nie chcę deklarować, ile medali zdobędziemy. Mogę jednak zapewnić, ze nasza czołówka przygotowuje się do startu w Dausze. Będzie tam Tomek Majewski, dla którego jest to niezwykle ważna impreza, bo już z Amerykanami na poziomie mistrzostw w 2010 roku się nie spotka. Szykują się też nasze tyczkarki itd. Nie słyszałem, żeby ktoś z czołówki odpuszczał tegoroczną halę. Jest jeden znak zapytania, dotyczący Sylwka Bednarka, który po zabiegu operacyjnym nie podjął decyzji, czy wystartuje w hali.

 

Przejdźmy do sezonu letniego 2009. European Athletics zdecydowało się na eksperyment. Drużynowe Mistrzostwa Europy odbyły się w nowej formule, z nowymi przepisami.

Nie ukrywam, że nastawienie środowiska jeśli chodzi o nowe przepisy było sceptyczne. Natomiast chęć sukcesu nasi mieli ogromną. Liczyliśmy na miejsce w czołowej trójce. Nie udało się, mimo że było kilka zaskakująco dobrych występów. Zdarzyły się jednak również słabe starty. Głównie w konkurencjach wytrzymałościowych. Nowe przepisy zaburzyły nieco przebieg rywalizacji. Powtarzam, liczyliśmy na podium, skończyliśmy zawody na piątej pozycji. To nieco ostudziło zapał.

 

Tomasz Majewski podczas DME w Leirii (fot. rb)

 

Zarówno w Leirii jak i później w Berlinie widać było, że bardzo przeżywa Pan start każdego z naszych reprezentantów. Czy te emocje można porównać do tego, co towarzyszyło Panu jako trenerowi, czy szefowi szkolenia?

Kiedy jeździłem na takie imprezy jako trener utożsamiałem się przede wszystkim ze swoją konkurencją. Wyraźnie przeżywałem porażki czy sukcesy prowadzonych przez siebie zawodników. Jako szef szkolenia szybko nauczyłem się patrzeć na całą drużynę i cieszyć każdym osiągnięciem naszych reprezentantów. Teraz jako prezes przeżywam to podobnie. Lubię być na boisku rozgrzewkowym, zobaczyć jak czują się zawodnicy, słyszeć co mówią do lekarza, masażysty przed startem i później obserwować każdego. Taka jest rola szefa szkolenia i prezesa: jechać na zawody trwające długo z pierwszym sportowcem i wracać z ostatnim. Jest się czym zajmować. Bardzo fajne są odczucia zawodników od razu po starcie, w mixed zonie można zobaczyć ich emocje na gorąco. Także w autokarze podczas powrotu do hotelu można otwarcie porozmawiać. Bardzo cenię taką bezpośredniość.

 

Kilka lat temu był Pan powszechnie akceptowanym, żeby nie powiedzieć lubianym szefem szkolenia. Czy tamte doświadczenia pozwalają dziś łatwiej znaleźć wspólny język z zawodnikami i trenerami?

Rzeczywiście, mam wrażenie, że jest nam łatwiej do siebie dotrzeć. To taka obustronnie skrócona droga. Większość zawodników i trenerów współpracowało ze mną w przeszłości. Zdarza się, że dziś dzwonią do mnie bezpośrednio. Wtedy pytam, czy w danej sprawie już rozmawiali z dyrektorem sportowym, żeby go nie omijać. Za sprawy szkoleniowe odpowiada Piotr Haczek. Robię to pomny swoich doświadczeń, gdy byłem szefem szkolenia. Nieraz dowiadywałem się po wizycie trenera u mojej poprzedniczki na stanowisku prezesa, jakie są decyzje szkoleniowe dotyczące zawodników, trenerów, grup szkoleniowych.

 

Wróćmy więc do spraw sensu stricte sportowych. Z jakim nastawieniem leciał Pan na mistrzostwa świata do Berlina?

Byłem bardzo ostrożny. Po występie w Leirii nie widać było zapowiedzi gradu medali, który miałby pojawić się w Berlinie. Widziałem sześć szans medalowych, ale twierdziłem, że z takiej liczby wychodzą z reguły trzy krążki. I nie wycofuję się z takiego podejścia. Co okazało się na miejscu? zawodnicy i trenerzy zaskoczyli. Ci pierwsi na pewno byli w wysokiej formie, przyszła ona we właściwym czasie.

 

Piotr Małachowski podczas treningu przed MŚ w Berlinie (fot. rb)

 

No i mieli sporo szczęścia, przynajmniej w niektórych konkurencjach...

Owszem, ale trzeba podkreślić, że żadne zbiegi okoliczności nie pomogą w zdobyciu mistrzostwa, czy uzyskaniu rekordu życiowego, jeśli jest się słabo przygotowanym. Ta drużyna rosła z dnia na dzień. Już pierwszego i drugiego dnia, kiedy medale zdobyli Tomek Majewski i Kamila Chudzik, wszyscy pozbyli się kompleksów, zobaczyli, że można. Wiary dodał szczególnie sukces Kamili. Kiedy po pierwszym dniu była szósta, apelowałem do jej trenera, by myślał o medalu, oczywiście spokojnie, ale jednak wyraźnie motywując w ten sposób swoją zawodniczkę. Kamila ma taki charakter, że bez obaw można ją uświadamiać w ten sposób. Ona się „nie spali”. Inni zobaczyli, że można i przechodzili samych siebie.

 

Z Berlina wracał Pan więc bardzo dumny...

Oczywiście, ale dumny byłem już dwa tygodnie wcześniej, po młodzieżowych mistrzostwach Europy. W Kownie nasi dominowali, można to śmiało powiedzieć. Nie tylko medaliści, ale i ci, którzy przebili się do finałów, w okolice podium. Wszyscy podejmowali walkę, bili rekordy życiowe. Przywieźli stamtąd 15 medali! Kilka gwiazd rozbłysło. Oczywiście nie ma gwarancji, że wszyscy będą teraz zdobywać seniorskie medale. Pamiętamy młodzieżowe mistrzostwa w Bydgoszczy, gdzie było 16 miejsc na podium, a nie wszyscy z tamtej imprezy kontynuują karierę na wysokim poziomie. Liczę jednak, że spora część bohaterów z Kowna będzie tworzyła podstawę dobrej ekipy seniorskiej.

 

Co teraz? Osiem medali mistrzostw świata seniorów, 23 krążki w młodzieżowych i juniorskich imprezach - to ogromne wyzwanie na najbliższą przyszłość.

Nie jest powiedziane, że cała ósemka z Berlina będzie teraz regularnie stawała na podium. Ale przecież są także osoby, którym w Berlinie się nie udało, tak jak Ania Jesień, czy Marek Plawgo. Oni natychmiast mogą dołączyć do tej grupy. Również Marcin Lewandowski, który był ósmy w mistrzostwach świata, ale biorąc pod uwagę tylko Europejczyków zająłby trzecie miejsce. W tej samej konkurencji kandydatem na medal w mistrzostwach Europy może być Adam Kszczot. Nie zapominajmy o Marcinie Starzaku, albo Lidce Chojeckiej, która przygotowuje się do biegu na 5000 metrów.

 

W polskiej lekkoatletyce nie zawsze za liderem podążają kolejni utalentowani. Dobrze byłoby mieć w każdej konkurencji reprezentantów na najważniejsze imprezy, a w tych najsilniejszych po dwóch, trzech na zbliżonym poziomie.

Nie da się tego wypracować w ciągu jednego, dwóch sezonów. Liczymy się w świecie przede wszystkim w skokach i w rzutach. Tu gdzie decyduje technika, trening. Talent oczywiście również. Predyspozycje wytrzymałościowe polskich zawodników, może poza biegami średnimi, są gorsze od czarnoskórych lekkoatletów, którzy zdominowali biegi długie. Jeśli chodzi o sprinty, to również na tle Europy wypadniemy z pewnością lepiej niż na tle świata. Ale tu też brakuje gwiazd, za którymi mają podążać kolejni. W sprintach mamy dobre zaplecze, ale brak liderów. W innych konkurencjach przeważnie jest odwrotnie. Ciekawie rozwija się sytuacja w tyczce kobiet, gdzie co roku dołączają jakieś ciekawe, młode zawodniczki. Chciałbym, żeby tak było w każdej konkurencji. Widać, że o następców kulomiota Tomasza Majewskiego bardzo dba Henryk Olszewski. Stawia na Krzysztofa Krzywosza, który jest bliski złamania bariery 20 metrów. Mamy też zdolnego Jakuba Giżę.

 

Anna Rogowska odbiera gratulacje od Premiera i Ministra Sportu i Turystyki (fot. rb)

 

Podsumowując: jaką ocenę wystawi Pan polskiej lekkoatletyce pod względem sportowym za rok 2009?

To był bardzo dobry rok jeśli chodzi o główne imprezy. Oczywiście ostatnie sukcesy reprezentantów Polski to zasługa przede wszystkim zawodników i trenerów. My – działacze - jesteśmy od stwarzania im warunków.

 

Początek roku 2009 to także bardzo bolesne wydarzenie dla całej sportowej Polski. Chodzi oczywiście o śmierć Kamili Skolimowskiej...

Śmierć Kamili była wielkim ciosem tak dla mnie jak i dla całego środowiska lekkoatletycznego. Kamila była duszą każdego towarzystwa, lubiana przez wszystkich, zawsze uśmiechnięta i chętna służyć każdemu pomocą. Jej śmierć, zupełnie niepotrzebna, wstrząsnęła nami. Jesteśmy w kontakcie z Jej rodzicami, uczestniczymy w organizacji mityngu na Jej cześć, odbywającego się na stadionie Skry w Warszawie. Będzie nam Jej brakowało...

 

Rozmawiał Rafał Bała

 

CDN.

 

Jak będzie wyglądało szkolenie polskich lekkoatletów w sezonie 2010, jak spisuje się nowy dyrektor sportowy, jakie wielkie imprezy lekkoatletyczne będziemy organizować w najbliższych latach? W jakiej kondycji finansowej jest obecnie Związek i czy wreszcie będzie miał strategicznego sponsora? O tym wszystkim, a także o innych, ważnych sprawach dla polskiej lekkoatletyki – w drugiej części wywiadu z Prezesem Jerzym Skuchą, który zamieścimy na stronie internetowej PZLA 31 grudnia!
Powrót do listy

Więcej