Menu
1 / 0
Aktualności /

Renata Pliś: wcześniej brakowało mi „depnięcia”

Renata Pliś: wcześniej brakowało mi „depnięcia”

Już w drugim starcie sezonu 2012 Renata Pliś wywalczyła olimpijską kwalifikację. Podczas mityngu w Rzymie zajęła 7. miejsce w biegu na 1500 metrów z czasem 4:04.48. Teraz ze spokojem może myśleć o przygotowaniach do startu w Londynie.

Już w drugim starcie sezonu 2012 Renata Pliś wywalczyła olimpijską kwalifikację. Podczas mityngu w Rzymie zajęła 7. miejsce w biegu na 1500 metrów z czasem 4:04.48. Teraz ze spokojem może myśleć o przygotowaniach do startu w Londynie.

To drugi wynik w jej sportowej karierze. Najszybciej pobiegła rok temu w Brukseli - 4:03.50. Wcześniej w Sopocie uzyskała 4:04.57, sygnalizując wysoką formę. Dziś wydaje się, że „wskoczyła” już na poziom, który zapewnia jej udział w największych imprezach międzynarodowych. Pora na rywalizację w finałach o wysokie lokaty.

- Jak wyglądał bieg w Rzymie?

- Tempo było mocne, pierwsza trójka okazała się niedościgniona, zwłaszcza na ostatnich 500 metrach. Ja biegłam w tej drugiej grupie. Czułam się dobrze i chciałam przyspieszyć na końcowym okrążeniu. Ale wtedy jedna z zawodniczek zaczęła zabiegać mi drogę. Później oglądałam jeszcze ten bieg w internecie i rzeczywiście jakoś się chyba na mnie uparła. A kiedy wybiegłyśmy na ostatnią prostą to już tak odchodziła od bandy, że musiałam biec trzecim torem. Powinnam ukończyć rywalizację na piątym miejscu, ale nie udało się. Próbując ją wyprzedzić miałam po prostu dłuższą drogę. W każdym razie zdołałam wypełnić minimum na Londyn i to jest najważniejsze. Przyjechałam tam właśnie po to, żeby… wyjechać z przepustką na igrzyska. Nie byłam zdenerwowana, raczej bojowo nastawiona. W przeciwieństwie do mityngu w Szanghaju, gdzie startowałam po raz pierwszy w tym sezonie. Czułam się niepewnie, ciężko mi się biegało tuż po powrocie z obozu. Wydolnościowo jestem przygotowana bardzo dobrze, po prostu wtedy nie było jeszcze tego „depnięcia”.

- W co celujesz na igrzyskach olimpijskich?

- Tam rywalizacja będzie bardzo zacięta. Podstawa to dostanie się do finału. Wcześniej trzeba będzie przejść kwalifikacje, które są najcięższe – tym bardziej w biegach na 1500 metrów, gdzie tempo raz jest szybsze, raz wolniejsze. Ale każdy musi to jakoś przebrnąć. Najważniejsza jest regularność. Jeśli komuś uda się wystrzelić raz z wynikiem 4:04, a tak naprawdę jest na 4:08-4:09, to będzie mu ciężko się odnaleźć.

- Nie startowałaś jeszcze w igrzyskach olimpijskich, ale masz za sobą mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy. To doświadczenie na pewno pomoże Ci znieść presję towarzysząca wielkiej imprezie.

- Tak, w tej kwestii nie mam obaw. Zaliczyłam cztery duże imprezy, zarówno w hali jak i na stadionie. Po prostu będę musiała się sprężyć, nie ma zmiłuj…

Renata Pliś na bieżni paryskiej hali Bercy podczas HME'11 (foto Marek Biczyk)

- Masz jakiś styl biegania, taktykę, którą szczególnie lubisz i którą postarasz się realizować w Londynie?

- Taktyka zależy od dnia i od rywalek, z którymi się biegnie. Będę chciała postawić na… fantazję. Stanę, padnie strzał i wszelkie decyzje będę podejmowała w ciągu kilku sekund, w czasie biegu. Myślę, że stres mnie nie sparaliżuje i poradzę sobie.

- Jak wyglądały Twoje przygotowania do sezonu olimpijskiego. Robiliście z trenerem coś specjalnego?

- W grudniu trenowaliśmy w Portugalii, w styczniu w RPA. W lutym startowałam w hali. Niespecjalnie się do tego przykładałam, bo wiedziałam, że celem numer 1 jest sezon na otwartym stadionie i start olimpijski. Przede wszystkim, po ubiegłorocznych doświadczeniach, zrezygnowałam z docelowej imprezy w sezonie halowym. Wypełniłam minimum, ale nie startowałam w HMŚ w Stambule. Byłam w dobrej dyspozycji, jednak stwierdziłam, że to nie ma sensu. Miałabym mniej czasu na przygotowania do Londynu, musiałabym się bardzo spieszyć. A przecież w sezonie olimpijskim trzeba błysnąć formą już na początku. Zrezygnowałam i nie żałuję. Na halowych mistrzostwach świata już startowałam. Igrzyska odbywają się raz na cztery lata, trzeba wykorzystać tę szansę, skupić się na olimpijskiej kwalifikacji i przygotowaniach do tej imprezy.

- Na dużych imprezach biegałaś na kilku dystansach – od 800 do 3000 metrów. Jednak najczęściej możemy Cie oglądać na 1500 m.

- Tak, to mój koronny dystans, najlepiej się na nim czuję. Choć przyznaję, że trener namawia mnie, żebym spróbowała biegu przez przeszkody, ale jakoś nie mogę się do tego przekonać. Uważa, że jestem do tego stworzona, podobno świetnie pokonuję przeszkody, choć nigdy jeszcze nie skakałam przez rów z wodą, więc tu nie mogę mieć pewności… Trener mówi, że mam sporą wytrzymałość, mimo że nie robię specjalistycznych dla treningu wytrzymałościowego odcinków. Ale wiem, ze stać mnie na bieganie poniżej 9 minut na 3000 metrów.

- Jako jedna z nielicznych Polek bardzo często startujesz ostatnio w tych najmocniejszych, zagranicznych mityngach. To z pewnością zaprocentuje na igrzyskach.

- Mam taka nadzieję. W każdym razie przyzwyczajam się do rywalizacji z najlepszymi zawodniczkami świata, później, na wielkiej imprezie nie stresuję się, gdy staję z nimi na starcie. Szczególnie po tym dobrym biegu na Diamentowej Lidze w Rzymie nabrałam pewności siebie. Stwierdziłam, że dotychczas biegałam zbyt asekuracyjnie. Nie mogłam się chyba przestawić na myślenie, że mogę przecież biec z przodu, że mam szansę walczyć z tymi najszybszymi zawodniczkami. Teraz wiem, że jestem dobrze przygotowana. Poza tym, mam już za sobą lata treningu, to musi procentować na bieżni. Przełomowym momentem był ubiegłoroczny mityng w Sopocie. Wcześniej byłam na poziomie około 4:09. Ale tam, rywalizując z naszymi zawodniczkami, uzyskałam 4:04.57. To już naprawdę dobry wynik. Wtedy uwierzyłam, że mogę szybko biegać.

- Pochodzisz z Wrocławia, ale los rzucił Cię w inne krańce Polski. Reprezentujesz barwy Maratonu Świnoujście, a trenujesz i mieszkasz w Krakowie.

- Wychowywałam się w Świnoujściu. Tam rodzice przeprowadzili się z Wrocławia, gdy byłam mała. A teraz, już od sześciu lat jestem w Krakowie. Mam więc szczęście do ładnych miejsc w Polsce…

- W Krakowie trenujesz, ale również zajmujesz się studiami.

- Skończyłam już studia na Krakowskiej Akademii, kierunek pedagogika.

- A jak wyglądały początki Twojej przygody ze sportem?

- Zaczęłam w Świnoujściu, gdy miałam 13 lat. Dobrze wypadłam na szkolnych zawodach, później startowałam w biegach przełajowych i zaczęłam chodzić na treningi. Jako młodziczka nie byłam zbyt szybka, więc biegałam na dystansie 1000 metrów. Moim pierwszym trenerem był Janusz Walkowiak ze Świnoujścia – trenowałam z nim do czasów juniorskich. W ostatnim roku juniorki zdobyłam – jak to mawia trener – szlema. Wywalczyłam złoto mistrzostw Polski na stadionie na 800 i 1500 metrów oraz złoto w przełajach i w hali na 1500 metrów.

- Twój pierwszy międzynarodowy start w biało-czerwonych barwach to występ w młodzieżowych mistrzostwach Europy w 2005 roku.

- Dobrze pamiętam te mistrzostwa w Erfurcie. Nie było tam eliminacji, od razu finał. Byłam bardzo zestresowana, dotarłam do mety jako… przedostatnia. Wtedy jednak nie robiłam jeszcze mocnego treningu, nie byłam przygotowana na takie bieganie jak rywalki. Dopiero gdy trafiłam do trenera Zbigniewa Króla, wziął się za mnie, zrobiłam duży postęp i tak to trwa do dziś.

------------------------------

Renata Pliś urodziła się 5 lutego 1985 roku we Wrocławiu. Od początku sportowej kariery reprezentuje klub Maraton Świnoujście, a jej pierwszym trenerem był Janusz Walkowiak. Ma na koncie tytuły mistrzyni Polski w hali i na otwartym stadionie na dystansach od 800 do 3000 m. Obecnie trenuje pod okiem Zbigniewa Króla.

W 2005 roku zadebiutowała na międzynarodowej arenie, zajmując 11. miejsce w młodzieżowych ME w Erfurcie. Trzy lata później była 5. w halowym PE w Moskwie, a w sezonie 2010 zajęła 2. lokatę w drużynowych ME w Bergen. W HMŚ, ME i MŚ odpadała w eliminacjach i w półfinale. Z bardzo dobrej strony pokazała się zimą 2011 w Paryżu. Podczas halowych ME zajęła 4. miejsce.

Powrót do listy

Więcej