Menu
1 / 0
Aktualności /

MŚ: Jagaciak 10-ta, „polski” medal w skoku wzwyż

MŚ: Jagaciak 10-ta, „polski” medal w skoku wzwyż

Jedynym finałem szóstego dnia MŚ w Moskwie z udziałem polskiej zawodniczki był trójskok. Anna Jagaciak zajęła w nim 10. miejsce.

Jedynym finałem szóstego dnia MŚ w Moskwie z udziałem polskiej zawodniczki był trójskok. Anna Jagaciak zajęła w nim 10. miejsce.

 

Nasza reprezentantka zakwalifikowała się do czwartkowego finału, skacząc w eliminacjach 13.96. W finałowej rozgrywce uzyskała wynik minimalnie gorszy (13.95 – w II próbie, przy wietrze 0,2 m/s). W pierwszej kolejce miała 13.65… identyczny rezultat osiągnęła w trzecim skoku. Była usatysfakcjonowana jeśli chodzi o miejsce, ale nie wynik. – Dziesiąta zawodniczka mistrzostw świata, to brzmi fajnie, ale lepiej, żeby nie dodawać z jakim wynikiem – śmiała się, schodząc ze stadionu, gdy emocje już opadły. – Miałam pewne założenia na ten finał. Pierwszym było przekroczenie 14 metrów, później może zrobienie najlepszego wyniku w tym sezonie, a przy super sprzyjających warunkach i dyspozycji, może nawet rekordu Polski. Jednak nie udało się. Szkoda, bo ten czuję, że ten sezon jest dla mnie bardzo dobry. To zastanawiające, ale właściwie nigdy w karierze nie pokonałam granicy 14 metrów w pierwszych trzech skokach. Może muszę wprowadzić jakieś zmiany w rozgrzewce, oddać jakieś mocniejsze skoki tuż przed konkursem. W każdym razie, chcę się wreszcie skupić na jednej konkurencji. Jeśli mam robić postępy w trójskoku, to trzeba trenować właśnie tę specjalność – mówiła Ania po konkursie (cały wywiad na http://www.youtube.com/PZLAwideo). Rywalizację w trójskoku wygrała Kolumbijka Ibarguen (14.85).

W czwartkowej sesji wieczornej polscy kibice emocjonowali się też eliminacjami sztafet 4x400 m mężczyzn. Kiedyś biało-czerwoni regularnie zdobywali w tej konkurencji medale MŚ (2 ma w swojej kolekcji obecny sekretarz generalny PZLA, Piotr Długosielski), ale dziś muszą ostro walczyć o wejście do finału największych imprez. W Moskwie się nie udało. Startowali w najmocniejszej serii, m.in. z Amerykanami, Belgami, ekipą Trynidadu i Tobago oraz Brazylijczykami. Właśnie te cztery zespoły okazały się lepsze od naszej sztafety. Polacy uzyskali dobry czas (3:01.73), dużo lepszy niż w kwalifikacjach w 2007 roku w Osace, po których w finale zdobyli brązowy medal. Tym razem wystarczyło to jedynie do zajęcia 5. pozycji w II serii półfinałowej, a to oznaczało odpadnięcie z rywalizacji (zostali sklasyfikowani na 9. miejscu). Z bloków wystartował Kacper Kozłowski. – Byliśmy dobrze przygotowani, daliśmy z siebie wszystko. Ale ostatnio brakuje nam szczęścia, dzisiaj było najbliżej, jednak nie udało się – powiedział Kacper. Oddał Pałeczkę Rafałowi Omelce na trzeciej pozycji, ale przy zejściu z wirażu przed Omelkę wepchnął się Brazylijczyk. – Ta zmiana rządzi się swoimi prawami, większość ekip wystawia tu dobrych sprinterów, oni mocno zaczynają. Tak było również teraz. Było kilka momentów, że musiałem manewrować między zawodnikami. Szkoda, że zabrakło awansu – powiedział Rafał. On został jeszcze wyprzedzony przez pierwszego z trzech biegnących tu belgijskich braci, Jonathana Borlee. Łukasz Krawczuk ruszył więc jako piąty. – Doganiałem Belga, ale zabrakło ze dwóch metrów. Przeanalizujemy ten bieg, omówimy błędy i musimy się wziąć do pracy. Mam nadzieję, że ta sztafeta odzyska swoje miejsce, tam gdzie powinna być, czyli w finałach wielkich imprez – podsumował Łukasz. On też przekazywał pałeczkę jako piąty. Do boju ruszył mistrz Polski, Marcin Marciniszyn. Nie dał rady wyprzedzić żadnego z rywali i minął linię mety jako 5, czas 3:01.73. - Czas dobry, ale nie daje nam awansu. Szkoda, bo było nas stać na finał, pokazał to wynik, który osiągnęliśmy – krótko stwierdził najbardziej doświadczony zawodnik w naszej sztafecie. Najlepszy czas eliminacji uzyskali Amerykanie (2:59.85). Ze swoim wynikiem biało-czerwoni wygraliby serię trzecią…

Wieczorny konkurs skoku wzwyż mężczyzn był niezwykle emocjonujący. Miał trzech bohaterów: brązowego medalistę, Kanadyjczyka Dereka Drouina, który skacząc 2.38 poprawił „życiówkę” od 2 centymetry; srebrnego medalistę, Barshima Mutaza z Kataru, trenowanego przez polskiego szkoleniowca, Stanisława Szczyrbę oraz złotego – Bohdana Bondarenkę, który skakał tego dnia jak natchniony. Do wysokości 2.41 Ukrainiec oddał tylko 2 (!) skoki – obydwa udane, a ten na 2.35 miał co najmniej 10 centymetrów przewyższenia. To oznaczało, że Bondarenkę stać na rekord świata. Skoczył 2.41 w drugiej próbie. Barshim, który czyściutko zaliczył chwilę wcześniej 2.38, strącił 2.41 i postanowił przenieść na 2.44. Jednak dwie próby były nieudane, a Ukrainiec, już pewny złota, poprosił o podniesienie poprzeczki na 2.46. Mógł zrzucić z pozycji rekordzisty Javiera Sotomayora, ale tym razem się nie udało. – Na razie idziemy spokojnie, krok po kroku – mówił o współpracy z Barshimem trener Szczyrba. – Rekord świata? Na razie być może ten halowy, do którego przymierzymy się podczas przyszłorocznych mistrzostw w Sopocie – dodał.

 

Komplet wyników na stronie:

http://www.iaaf.org/competitions/iaaf-world-championships/14th-iaaf-world-championships-4873/timetable/byday

Powrót do listy

Więcej