Menu
1 / 0
Aktualności /

Monika Pyrek: Zakochałam się w Szczecinie

Poniżej zamieszczamy ciekawy wywiad przeprowadzony z Moniką Pyrek. Choć jest rodowitą gdynianką, to ze Szczecinem wiąże swoją przyszłość.

Poniżej zamieszczamy ciekawy wywiad przeprowadzony z Moniką Pyrek. Choć jest rodowitą gdynianką, to ze Szczecinem wiąże swoją przyszłość.

W 2002 roku przeprowadziłaś się do Szczecina. Z jakim nastawieniem tutaj przyjeżdżałaś?
Powstał wówczas tutaj stadion lekkoatletyczny. Szukano kadry trenerskiej. Mój trener dostał pracę jako główny szkoleniowiec, a ja nie chciałam rezygnować z jego pomocy. Przyjechałam więc za nim do Szczecina. Można powiedzieć, że trochę się wprosiłam, ale zostałam przyjęta z entuzjazmem. Nigdy wcześniej tutaj nie byłam i nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tym mieście. Przyjeżdżałam z pewnymi obawami. Na szczęście były bezpodstawne. Teraz jestem szczęśliwa, że trafiłam do Szczecina. Zakochałam się w tym mieście.

Co ci się tutaj podobało, a co sprawiało ci trudność?
Lubię stare, monumentalne miasta. Szczecin z pewnością do nich należy. Zawsze marzyłam, by mieszkać w kamienicy. Tutaj moje marzenie się spełniło. Znalazłam wspaniałe lokum w centrum. Największy problem stanowiła dla mnie jazda samochodem po rondzie. Dopiero co zrobiłam prawo jazdy i przyjazd do Szczecina był dla mnie pierwszą poważną podróżą. Szczecin słynie z tego, że znajduje się w nim wiele rond. Według mnie, dodaje mu to uroku. Jest to taki „mały Paryż”. Do tej pory poruszam się po najbardziej zewnętrznych pasach (śmiech).

Czy Szczecin podoba ci się bardziej od Gdyni?
Ciężko jest powiedzieć. Gdynia też jest pięknym, rozwijającym się miastem. Tam się wychowałam. Tam jest morze, Skwer Kościuszki, piękna ulica Świętojańska. Jednak równie piękne miejsca ma Szczecin.

Czy interesuje cię temat Pogoni Szczecin? Co myślisz o obecnej sytuacji tej drużyny?
Zamieszanie dotyczy wszystkich. Pogoń zawsze była wizytówką miasta. Władze miasta mają ciężki orzech do zgryzienia. W naszych rozmowach, sportowców, nie tylko z naszej dyscypliny, ciągle krąży ten temat. Ciężko jest wybrać odpowiednią drogę. Uważam, że jest tutaj duży potencjał kibiców i trzeba to odpowiednio wykorzystać.

W Szczecinie masz dobre warunki do ćwiczeń?
Jest tutaj bardzo dobry i profesjonalny stadion. Są na nim dwa zeskoki, takie, jakie są nam potrzebne. Troszkę na nim wieje, ale dzieje się tak we wszystkich miejscowościach położonych blisko morza. Lekki problem mamy z halą. Jest ona zbyt mała. Jeśli potrzebujemy poćwiczyć na profesjonalnym rozbiegu, wtedy wyjeżdżamy do niemieckich, przygranicznych miejscowości, bądź do Spały. Mamy jednak nadzieję, że w hali, którą mają wybudować na Zawadzkiego, znajdzie się miejsce, które pozwoli nam trenować. Że miasto o nas nie zapomni.

Kto jest twoim ulubionym, szczecińskim sportowcem?
Przyjaźnię się z Kasią Baranowską i za nią najbardziej trzymam kciuki. W Szczecinie każdy się utożsamia również z Pogonią Szczecin – ja także. Mam bardzo dobry kontakt z Grzesiem Matlakiem – piłkarzem Pogoni Nowej.

Na początku był... skok wzwyż

Jak się zaczęła twoja przygoda ze skokiem o tyczce?
Wszystko przez przypadek. Grałam w reprezentacji szkoły w koszykówkę. Remontowali naszą halę i przenieśli nas na salę lekkoatletyczną, gdzie również były kosze. Wtedy zachorował nasz nauczyciel w-fu i nie przyjechał na zajęcia. Drużynami, męską i damską zaopiekowała się, jak się później okazało, moja pierwsze trenerka od lekkiej atletyki. Dzięki niej zostałam w tej dyscyplinie.

Początkowo trenowałaś skok wzwyż...
Rzeczywiście. Początkowo ukierunkowana byłam w tę stronę. Później, dziewczyny na świecie zaczęły skakać o tyczce. Polscy trenerzy, którzy zajmowali się mężczyznami, zaczęli się zastanawiać, czy nie warto założyć sekcji kobiecej. Wtedy, wszystkie „na hurra” musiałyśmy skakać. Nie było jakichś rewelacyjnych warunków. Ta, która osiągnęła choć raz dobry wynik, była trenowana intensywniej. Po pół roku treningu udało mi się skoczyć trzy metry. Był to wtedy trzecie rezultat w Polsce. Od razu zostałam przyjęta do kadry narodowej.

A jak na twoje sukcesy reagowała rodzina? Czy rodzice nie marzyli, byś została lekarzem, czy urzędniczką?
Mój brat wcześniej ode mnie rozpoczął przygodę ze sportem. Grał w piłkę nożną. Rodzice nie mieli nic przeciwko naszej pasji. Twierdzili, że póki będziemy osiągali dobre wyniki w nauce nie będą robili nam przeszkód. Dopiero kiedy oceny będą słabsze będą interweniowali.

Jaki był twój pierwszy sukces?
Wicemistrzostwo świata juniorów w 1998 roku we Francji w Annecy. Nie byłam tam faworytką do medalu. Zaprezentowałam się jednak bardzo dobrze. Poprawiłam rekord życiowy i rekord Polski, i udało mi się wskoczyć na drugi stopień podium.

Kto był twoim sportowym idolem?
Ciężko było mieć idola wśród osób, z którymi się startowało. Męskim, sportowym autorytetem był dla mnie Siergiej Bubka, rosyjski fenomenalny tyczkarz. Do dzisiaj oglądam jego skoki i je analizuję. Z Siergiejem zna się bardzo dobrze mój trener. Co roku zapraszani jesteśmy do niego do Doniecka na mityngi. Zawsze tam jest super zabawa.

Jaki jest twój dotychczasowy, największy sukces?
Wicemistrzostwo świata w Helsinkach w 2005 roku.

A czwarte miejsce na Igrzyskach Olimpijskich?
Raczej nie. Na pewno jak już skończę trenować będę to traktować jako sukces. Póki co, jednak mała zadra pozostała. Miałam szansę na wyższe miejsce – na medal. Niestety się nie udało. Tak się zdarza w sporcie. Czasami jest się tuż za podium.

Z Jeleną za pan brat...

W ubiegłym roku zdobyłaś wicemistrzostwo Europy w Goeteborgu. Jak wspominasz ten konkurs?
Było bardzo nerwowo. Nie była też najlepsza pogoda. Było zimno i kropił deszcz. Pamiętam, że było dużo moich znajomych. Bliskość Goeteborga sprowadziła wielu kibiców. Walka była ostra, bo faworytek do medali było bardzo dużo. Cieszę się, że udało się skakać praktycznie wszystko w pierwszych próbach. Trochę marzyłam o tym, by skoczyć wyżej. Byłam przygotowana na co najmniej 4,70 metra, jednak warunki pogodowe na to nie pozwoliły.

Czy utrzymujesz kontakty z Jeleną Isinbajewą?
Często wspólnie jeździmy na zgrupowania. Wyjeżdżamy na kolejne we wtorek (wczoraj – przyp. red.). Na pewno przez najbliższe dwa tygodnie będziemy spędzać dużo czasu wspólnie. Jest to bardzo sympatyczna i otwarta osoba. Nie ma z nią żadnych problemów. Kontakt mamy bardzo dobry.

Wasza rywalizacja nie przekłada się na życie codzienne?
Nie jestem osobą, która przenosi rywalizację z boiska do życia codziennego. Bardzo tego nie lubię. Rywalizacja odbywa się na stadionie i to wszystko. Nawet w trakcie treningów nie lubię z kimś konkurować. Jelena jest klasą sama dla siebie. Nie jest tak, że jeździmy na zgrupowanie i robimy wspólne treningi. To nie na tym polega. Każda ma swój czas na skoczni i indywidualnie go realizuje.

A jak wygląda kontakt z Anią Rogowską?
Nie widujemy się tak często. Jeździmy na inne zgrupowania. Nasze grupy idą innymi ścieżkami. Jest inna szkoła, inne podejście do skakania.

W niedzielę wygrałaś mityng w Szczecinie. Jak był on zorganizowany?
Bardzo profesjonalnie. Przyszło bardzo dużo osób i co najważniejsze w tego typu imprezach, była idealna pogoda. Ludzie świetnie kibicowali. Do tego mieliśmy transmisję w telewizji. Całkiem nieoczekiwanie realizowana transmisja internetowa przyniosła niemal osiem tysięcy widzów. Nie spodziewaliśmy się tego. Będziemy na pewno kontynuować takie zabawy. Był to pierwszy konkurs, gdzie nie byłam tak potwornie zdenerwowana jak w latach ubiegłych. Dla mnie celem numer jeden było wygrać i pobić rekord mityngu. Udało się.

To w przyszłym roku znowu się odbędzie taki konkurs?
Mam nadzieję. Naszym marzeniem jest zrobić mityng, w którym będziemy startowali w parach. Chciałabym startować z Przemkiem Czerwińskim, który jest również ze Szczecina i odnosi sukcesy. W tym roku nie udało się tego zrobić, gdyż przeszkodził kalendarz lekkoatletyczny. Ciężko jest znaleźć wolny termin dla mężczyzn i kobiet.

Dlaczego w tym samym czasie odbyły się dwie podobne imprezy: w Sopocie i Szczecinie? Wiele osób mówi o konflikcie?
To jest większy problem Trójmiasta niż nasz. Nie mieliśmy żadnych sprzeciwów, że są w tym samym dniu dwie takie imprezy. Nie chcemy się bić o to, kto pierwszy zgłosił do kalendarza mityng, bo nie wiemy kto to zrobił. Bez sensu się kłócić o takie rzeczy. Dla nas było ważne to, że cały dzień w telewizji był skok o tyczce. Jak nie w Szczecinie, to w Sopocie. Sponsorzy też się podzielili, co jest dużym plusem. Świadczy to o tym, że „lekka” w dalszym ciągu przyciąga. Nam mityng w Sopocie nie przeszkadzał w ogóle. Nie można mówić o żadnym konflikcie.

Zbliżają się mistrzostwa świata

Jakie stawiasz sobie cele na najbliższe miesiące, lata?

Przede wszystkim na zgrupowaniu, w spokoju chcę zrobić pracę, jaką należy wykonać przed mistrzostwami świata. Chcemy popracować nad skokami technicznymi. Później są dwa starty: w Moskwie i Sztokholmie. Następnie wyjeżdżamy na aklimatyzację do Osaki. Tam już się będzie robiło gorąco, bo czas mistrzostw zbliża się nieubłagalnie. Dla mnie najważniejsze w każdym konkursie jest awansować do finału, a następnie walka o wszystko.

Jakie jest twoje największe marzenie?
Ponad wszystko jest ważne dla mnie to, żeby robić to, co lubię. By sprawiało mi to przyjemność. Żebym po skończeniu kariery mogła powiedzieć, że było fajnie i czuję się spełnionym sportowcem. Nie stawiam sobie specjalnych celów.

Kiedy możemy się spodziewać wygranej z Isinbajewą?
Nie mam pojęcia, ale też bym chciała wygrać (śmiech). Też tego oczekuję. Udało się to rok temu na mityngu w Sztokholmie. W sierpniu w Moskwie będziemy brały z Jeleną udział w przedziwnych zawodach. Wystartują w nich dwie zawodniczki: najlepsza Rosjanka i najlepsza zawodniczka spoza tego kraju. We wszystkich pozostałych konkurencjach również odbędą się takie zmagania. Będzie to najszybszy konkurs w moim życiu (śmiech). Tam też powalczę o wygraną.

A jak wytrzymujesz intensywność konkursów? W sobotę wróciłaś z Rzymu z Golden League…
Tym bardziej byłam zadowolona z niedzielnego wyniku. Czułam się nadspodziewanie dobrze. Trochę się obawiałam o moją nogę, która była operowana w październiku. Nie wiedziałam, jak wytrzyma takie obciążenie.

Od czego zależy fenomen twoich skoków?
To jest myśl treningowa mojego trenera. To jest szkoła, którą wybraliśmy. Są dwie przodujące: rosyjska i amerykańska. My wierzymy w szkołę rosyjską, która jest oparta na technice. Wszyscy podkreślają, że dobrze skaczę technicznie. To jest moja siła.

Co zamierzasz robić, jak przestaniesz skakać?
Na pewno nie będzie tak, że zniknę ze sportu. Trenerem nie będę. Nie skończyłam odpowiedniej szkoły i nie zamierzam. Generalnie brakuje mi cierpliwości i widzę ile stresu i odpowiedzialności ciąży na moim trenerze. Chętnie bym się zaangażowała w organizację takich mityngów jak tutaj, czy pomaganie młodym sportowcom.

Przyszłość chciałabyś powiązać z Gdynią, czy Szczecinem?

Na pewno nie z Gdynią. Jeśli myślimy o przyszłości to wyłącznie o Szczecinie. Mieszkam teraz w Śródmieściu. Jeśli uda się tylko wyremontować szybko deptak Bogusława i plac Zamenhoffa, jeszcze bardziej będę się cieszyła, że tutaj mieszkam.

[www.mmszczecin.pl]

Powrót do listy

Więcej