Polscy miotacze opanowali stolicę Niemiec. Fantastyczny medalowy wieczór na Olympiastadion! Dublet polskich młociarzy oraz kulomiotów ozdobą wtorkowej rywalizacji w Berlinie! Wojciech Nowicki i Michał Haratyk mistrzami Europy, srebra dla Pawła Fajdka i Konrada Bukowieckiego. A to wszystko na oczach blisko 35 000 kibiców.
Konkurs rzutu młotem rozpoczął się tak jak miał się rozpocząć – od dalekich rzutów Polaków. Do dzisiejszego wieczoru Wojciech Nowicki w swojej kolekcji posiadał cztery brązowe medale – olimpijski, mistrzostw Europy oraz dwa z mistrzostw świata. Wtorkowy wieczór odmienił jego kolekcję w sposób wyjątkowy. Białostocczanin, rzucający jako pierwszy w finale, otworzył konkurs od próby na 77.19, ale z prowadzenie cieszył się tylko do rzutu Pawła Fajdka, który posłał młot na 78.69. Odpowiedź Nowickiego z drugiej serii była precyzyjna – młot poszybował dokładnie 80 metrów. Gdy Fajdek regularnie posyłał sprzęt poza promień Nowicki poprawił się jeszcze na 80.12 i ostatecznie – nie zagrożony przez żadnego z rywali – zdobył pierwszy w karierze tytuł mistrza Europy.
- Dwa razy rzuciłem po 80 metrów, a to oznacza po prostu stabilizację. Cieszę się, że ciężka praca przynosi takie efekty. – mówił w rozmowie z dziennikarzami Nowicki.
Paweł Fajdek po złocie wywalczonym w 2016 roku w Amsterdamie dziś zdobył drugie w karierze srebro mistrzostw Europy. Po konkursie trzykrotny mistrz globu narzekał nieco na przygotowanie boiska rozgrzewkowego i przyznał, że dla niego najważniejszym celem jest medal olimpijski.
Berlin to czwarte z rzędu mistrzostwa Europy z co najmniej jednym Polakiem na podium rzutu młotem. Wcześniej z medalu w tej specjalności cieszyliśmy się podczas niezapomnianych mistrzostw kontynentu w 1958 roku – w Sztokholmie po złoto sięgnął Tadeusz Rut. Młociarz stołecznej Legii ustanowił wówczas rekord mistrzostw rzucając 64.78.
Konkurs pchnięcia kulą był prawdziwym pojedynkiem gigantów. Michał Haratyk tą spektakularną rywalizację zaczął od próby na 20.94, po której objął prowadzenie. Kilka chwil później, ku wielkiej euforii publiki, 21.41 pchnął David Storl. Nie wyprowadziło to z rytmu Haratyka – kulomiot Sprintu Bielsko-Biała na próbę Niemca odpowiedział pchnięciem na 21.72 i wrócił na fotel lidera. Fotel, z której nie zszedł już do końca zawodów pchając jeszcze m.in. 21.50. Po srebrnym medalu z 2016 roku, teraz trenowany przez Piotra Galona rekordzista Polski wywalczył złoty medal. Drugi w historii polskiej kuli – 8 lat temu w Barcelonie triumfował Tomasz Majewski.
- Do mnie ciągle nie dociera, że jestem mistrzem Europy. To dla mnie wielka sprawa. Pcham w tym sezonie bardzo równo, ale gdybym przegrał z Konradem to też bym był zadowolony. Teraz idę do rodziny, czeka na mnie przed stadionem. Muszę ich znaleźć w tym tłumie, a potem chętnie coś zjem. - śmiał się Haratyk rozmawiając z mediami w dusznej strefie mieszanej berlińskiego stadionu.
Tymczasem Konrad Bukowiecki przeszedł w Berlinie istną drogę z piekła do nieba. Piekłem były wczorajsze eliminacje rozgrywane w centrum miasta. Tam Polakowi nie szło – męczył się, do finału awansował z odległym rezultatem. Na Olympiastadion było zupełnie inaczej. Chociaż początek nie był spektakularny, bo szczytnianin uzyskał jedynie 20.01 to później pokazał swój waleczny charakter. W drugiej próbie szybko zakręcił się w kole i posłał ponad 7-kilogramową kulę na odległość 21.66!
- Po trzeciej kolejce spojrzeliśmy z Michałem na tablicę i uśmiechnęliśmy się, że taka sytuacja mogłaby zostać. Patrzyłem na próby rywali, mogli nas dziś pokonać, ale okazaliśmy się z Michałem najlepsi. Dwa najcenniejsze medale dla Polski! Jestem bardzo szczęśliwy, także dlatego, że dwa lata temu przegrałem brąz o centymetr. Teraz już nic nie zabrakło. Jestem wicemistrzem Europy! – cieszył się z sukcesu Konrad Bukowiecki.
O poziomie konkursu może świadczyć fakt, że szósta miotaczy uzyskała w nim co najmniej 21 metrów. Haratyk i Bukowiecki napisali nowy rozdział w historii polskiej lekkoatletyki – nigdy wcześniej dwóch polskich kulomiotów nie stało wspólnie na podium europejskiego czempionatu. A bogata historię pisali m.in. Alfred Sosgórnik, Władysław Komar czy Tomasz Majewski.
Rewelacyjnie w półfinale 400 metrów przez płotki pobiegł Patryk Dobek. Polak zachował dużo sił na ostatnią prostą i wyprzedził na niej Niemca Luke Campbella. Na finiszowych metrach Dobek był bliski wyprzedzenia jeszcze świetnego Norwega Karstena Warholma, chociaż przed biegiem nie liczył na ściganie z mistrzem świata. Czas 48.75 jest trzecim rezultatem w jego karierze i świetnym prognostykiem przed finałem.
- Tak postanowiliśmy z trenerem, że w półfinale pójdę mocno. Nie było kalkulacji, chciałem zająć pewne drugie miejsce dające bezproblemowy awans do finału. – podsumował swój start Dobek, którego wynik był czwartym rezultatem półfinałów.
Na półfinale starty zakończyli Ewa Swoboda i Dominik Kopeć. Oboje nasi reprezentanci solidarnie swoich biegach zajmowali piąte miejsce. Swoboda uzyskała czas 11.30, Kopeć – w wygranym przez Francuza Vicauta z rezultatem 9.97 – 10.39. Polka przyznała po biegu, że dzisiejszy rezultat ją zadowolił.
- To dobry wynik, szczególnie, że został osiągnięty w takim upale jaki tutaj panuje. Może lepiej będzie w sezonie halowym… - mówiła po starcie podopieczna Iwony Krupy, a Dominik Kopeć przyznał, że jest zadowolony ze swojego występu w mistrzostwach Europy.
W Berlinie trwa dziesięciobój. Wtorkowy wieczór wieloboiści spędzili na skoczni wzwyż i bieżni. Paweł Wiesiołek po zaliczeniu 1.93 miał trzy zrzutki na 1.96, a dystans 400 metrów pokonał w 49.75, wyraźnie słabnąc na ostatniej prostej. Po pierwszym dniu rywalizacji Polak ma na koncie 3889 punktów i plasuje się na 20. miejscu.
Szczęśliwy stadion Anny Rogowskiej nie przyniósł powodzenia jej podopiecznej, czyli Justynie Śmietance. Polka po pokonaniu 4.20 trzykrotnie nie udanie podchodziła do wysokości 4.35 i odpadła z walki o finał.
Z czterema medalami (2 złota, 2 srebra) Polska zajmuje po drugim dniu mistrzostw Europy pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej.
Berlin, Maciej Jałoszyński & rav / foto: Marek Biczyk