W pierwszym dniu lekkoatletycznych mistrzostw świata na Khalifa International Stadium przepustki do finałów wywalczyły Joanna Fiodorow oraz Kamila Lićwinko. Do sobotnich półfinałów awansowali biegacze – Anna Sabat oraz Patryk Dobek.
Piątek to w Katarze dzień wolny. Ulice wyraźnie pustoszeją, a z wielu zakątków docierają głosy muezinów wzywających do modlitwy. W tym samym czasie na oddalonym o kilka kilometrów od centrum katarskiej stolicy Khalifa International Stadium rozpoczęły się lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Na trybunach zasiadło kilka tysięcy widzów, z których największą wrzawą popisywali się, podobnie jak przed dziewięciu laty podczas halowego czempionatu globu, ci dopingujących reprezentantów Kenii (smutnym widokiem były puste trybuny podczas startu katarskiego faworyta do medalu płotkarza Samby), to mogli oni oglądać również dobre występy reprezentantów Polski.
Katarski czempionat rozpoczął się dla biało-czerwonych udaną próbą Joanny Fiodorow. Już w pierwszej próbie zapewniła sobie awans do finału. Rzucająca jako przedostatnia w grupie A Polka posłała młot na 73.39, czyli ponad metr za żółtą linię wyznaczająca w sektorze minimum kwalifikacyjne (72.00). Po zejściu z płyty dwukrotna brązowa medalistka mistrzostw Europy zapewniła, że wie iż jest dobrze przygotowana do startu w Katarze i nie ma najmniejszego problemu z panującymi tutaj warunkami pogodowymi.
- Tutaj trzeba po prostu rzucać swoje. Jestem pewna swoich możliwości i nie muszę patrzeć na rywalki. Jutro będę celować w rekord życiowy – zapowiedziała przed sobotnim finałem podopieczna Malwiny Wojtulewicz.
Niestety Fiodorow będzie jedyną Polką walczącą o medal mistrzostw świata. Druga z biało-czerwonych, Malwina Kopron, sprawiła smutną niespodziankę. Po nieudanym pierwszym rzucie eliminacyjnym Puławianka w drugiej kolejce posłała młot na ponad 75 metrów, ale niestety wypadła z koła i sędzią podniósł czerwoną chorągiewkę. W rzucie ostatniej szansy osiągnęła 70.46 i zakończyła rundę eliminacyjną z 13. wynikiem – pierwszym nie dającym awansu.
- Jest mi po prostu przykro i chciałabym stąd zaraz wyjechać. Wyniki z treningów pokazywały, że powinnam tu walczyć o medal, a nie kończyć zawody na eliminacjach. Forma jest teraz, czyli wtedy kiedy miała być. Żałuję, że nie pokaże jej w finale – mówiła przygnębiona Kopron, która podczas zakończonego przed kilkoma dniami zgrupowania w tureckim Belek rzucała daleko poza granicę 75 metrów.
W finale skoku wzwyż zobaczymy natomiast Kamilę Lićwinko. Piątkowe eliminacje Polka rozpoczęła od zaliczenia w pierwszych próbach 1.85 i 1.89 oraz w drugiej 1.92. Problemy pojawiły się na 1.94, czyli wysokości, której pokonanie dawało bezpośredni awans. Na szczęście zawodniczka Podlasia Białystok po dwóch nieudanych próbach zmobilizowała się i w trzecim podejściu zapewniła sobie prawo startu w finale.
- Zawsze mam problem z eliminacjami, a te skoki nie były poprawne techniczne. Mimo to udało się skoczyć wysoko więc z optymizmem patrzę na finał – zapewniała rekordzistka Polski.
W sobotnim półfinale zobaczymy Patryka Dobka, który pierwszą rundę rywlizacji na dystansie 400 metrów przez płotki zakończył z wynikiem 49.89.
- Pobiegłem zgodnie z ustaleniami trenera. Przełomowym momentem tego biegu był drugi łuk. Kątem oka spojrzałem na biegnącego Amerykanina i pociągnąłem dalej. Temperatura na stadionie jest naprawdę przyjemna, dobrze się tutaj biega. Jutro powalczę żeby powtórzyć sukces z 2015 roku i awansować do finału – zapewnił zawodnik MKLu Szczecin.
Odważnie ruszyła od startu biegu na 800 metrów Anna Sabat. Polka do ostatniej prostej walczyła o bezpośredni awans do półfinału. Przyblokowana przez rywalki metę minęła piąta. Uzyskała dziesiąty czas w karierze – 2:02.43 – który ostatecznie pozwolił jej awansować do kolejnej odsłony rywalizacji. Tą zaplanowano na jutrzejszy wieczór.
- Nie spodziewałam się, że po takim biegu awansuję. Było ciężko, pod koniec dystansu mnie odcięło. Ledwo zeszłam z bieżni. Na szczęście jestem w półfinale i jutro biegamy dalej – zapowiedziała Anna Sabat.
Alicja Konieczek w bardzo mocnym biegu eliminacyjnym na dystansie 3000 metrów z przeszkodami zajęła 12. miejsce. Uzyskała jednak czwarty wynik w karierze – 9:44.96. Ciekawostką jest, że jedną z rywalek Polki… była jej podopieczna, którą w ramach wolontariatu trenuje na uczelni w Stanach Zjednoczonych.
Najbardziej wzruszającym oraz wzbudzającym niesamowity aplauz na trybunach momentem pierwszej sesji mistrzostw był niezwykły finisz pierwszego biegu eliminacyjnego na dystansie 5000 metrów. Zdublowany Braima Suncar Dabó z Gwinei Bissau doprowadził do mety innego outsidera, Jonathana Busby z Aruby. Panowie, chociaż minęli metę blisko 4 minuty po poprzednim zawodniku, zostali nagrodzoni zdaje się największymi w piątek brawami.
W nocy rozegrany zostanie pierwszy finał mistrzostw – maraton kobiet. Tuż obok wód Zatoki Perskiej z ekstremalnymi warunkami i ponad 40 kilometrową trasą zmierzy się ok. 70 zawodniczek. Mając na uwadze wysokie temperatury oraz wysoką wilgotność powietrza IAAF przygotował specjalne zabezpieczenia medyczne oraz logistyczne.
Tymczasem w sobotę polskich kibiców czekają kolejne emocje. W Dosze do rywalizacji przystąpią m.in. dyskobole, sztafeta mieszana oraz sprinterka Ewa Swoboda. Drugą sesję zawodów zakończy zaplanowany na późne godziny nocne chód na 50 kilometrów z udziałem trójki Polaków.
- Takie warunki atmosferyczne to dla mnie szansa. Zimą trenowałem w Australii w podobnych temperaturach. Trzeba będzie dobrze rozplanować start, zadbać o odpowiednie nawodnienie organizmu – mówił w rozmowie z polskimi dziennikarzami Rafał Sikora.
Wyniki I dnia mistrzostw świata: Doha
Doha, Maciej Jałoszyński / foto: Marek Biczyk