Karol Zalewski (złoto w sztafecie mieszanej 4x400 m - 3:09.87):
Biegamy w drużynie, powstała nowa konkurencja, w której osiągnęliśmy sukces. Wiele tygodni wizualizowałem sobie ten bieg. Wszystko wyszło tak, jak miało być, oprócz ostatnich 50-ciu metrów, ale tu już wyszło zmęczenie. Mam sporo tytułów w óżncyh kategoriach wiekowych. Ale tytuł mistrza olimpijskiego mi się nie marzył. Myśleliśmy o wejściu do finału, później o brązowym medalu, a jesteśmy mistrzami olimpijskimi.
Natalia Kaczmarek (złoto w sztafecie mieszanej 4x400 m - 3:09.87):
Jesteśmy mistrzami, daliśmy z siebie wszystko, zostawiliśmy serce na bieżni. Dotrze to do nas za jakiś czas. To są takie emocje, że brak mi słów. Justyna o tym wie, że stresowałam się drugą zmianą, miałam jako rywalki mocne zawodniczki. Chyba spisałam się dobrze, dałam z siebie wszystko. Trzeba się z tego cieszyć. Myślę, że w moim domu teraz wszyscy płaczą i nie wiedzą, co mają zrobić. Cała rodzina mnie wspiera i jestem i wdzięczna.
Justyna Święty-Ersetic (złoto w sztafecie mieszanej 4x400 m - 3:09.87):
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem zawzięta, walcząca. Jak sobie coś postanowię, to nie odpuszczę. Tego sukcesu nie byłoby, gdyby nie cały zespół, rezerwowi, trenerzy inne osoby. Myślę, że mój mąż, który płakał podczas mistrzostw Europy w Berlnie, robi to też dziś z całą moją rodziną. Podobno zorganizowali strefę kibica. Ale nie powiedzieliśmy tu ostatniego słowa, igrzyska dla nas się dopiero zaczynają. jestem w szoku, bo zawsze jakaś dziewczyna mnie mija, a tu udało się nikogo nie przepuścić. Walczyłam, czułam, że obok mnie biegnie Femke Bol. Oddałam pałeczkę przed nią, a to, co zrobił Kajtek to jest rewelacja.
Kajetan Duszyński (złoto w sztafecie mieszanej 4x400 m - 3:09.87):
Musiałem kilka razy udowadniać, że należy mi się miejsce w tej sztafecie. Zapracowałem na to. Jestem prostym synkiem ze Śląska i jestem z tego dumny. Ten bieg to dla mnie coś niesamowitego, podszedłem do niego na chłodno, wypełniłem założenia trenerów. Na ostatnich metrach w razie czego miałem jeszcze siły na odparcie ataku Amerykania, ale nie było to konieczne.
Joanna Jóźwik (odpadła w pófinale biegu na 800 m - 2:02.32):
Boli mnie, że od 2017 roku nie jestem w takiej formie, by złamać barierę 2 minut. Może mój organizm już nie chce biegać szybko? A ja taką walkę prowadzę od lat. Treningi wychodzą czasem naprawdę dobrze. Nastawiałam się na to, że - nawet jeśli się nie dostanę do finału - to będę zadowolona z wyniku. A tu ani jedno, ani drugie. Jest mi smutno, jestem zawiedziona. Myślę, że finał będzie szybki. W eiminacjach i półfinale biegało się źle z powodu tego ciepła i wilgotności. Mam już swoje lata, od dawna biegam. Przez ostatnie miesiące mówiłam sobie, że skończę na igrzyskach w Tokio. Nie wiem, jak będzie teraz, muszę się zastanowić, potrzebuję przerwy.
Joanna Linkiewicz (awans do półfinału na 400 m pł z rekordem życiowym - 54.93):
Najbardziej się cieszę z rekordu życiowego, bo moja seria była mocna. Nastawiałam się na życiówkę, ale nie spodziewałam się aż takiego wyniu. Wreszcie, po pięciu latach udało sie złamać bariere 55-ciu sekund. W tym sezonie miałam problemy zdrowotne, ale z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. Każda urwana dziesiątka sekundy w półfinale będzie dla mnie olbrzymim sukcesem. Fajnie, że mam dzień przerwy, bo jest czas na regenarację. Na pewno w półfinale dam z siebie wszystko.
Piotr Lisek (awans do finału skoku o tyczce - 5.75):
Nigdy eliminacje nie są łatwe. Tu jest stres i presja. To, że zaliczałem wysokości w trzecich próbach nic nie znaczy. Walczyliśmy po prostu o finał. Trzeba było wykonać dobry skok, a mnie pierwsze dwa nie wychodziły tak, jak na treningach. Na szczęście byłem bardzo skupiony i skoncentrowany. Czuję się dobrze, a finał to nowe rozdanie kart. W telewizji wszystko wygląda tak prosto. A przecież my na skoczni musimy wygiąć tak twarde rury, że to wymaga ogromnej siły, To sa igrzyska i wszystko się może zdarzyć.
Foto: Marek Biczyk