Justyna Święty-Ersetic (po dekoracji sztafety mieszanej 4x400 m):
To są igrzyska, impreza pięciolecia. Ktoś musiałby mi uciąć noge, żebym tu nie wystartowala. W sztafecie są dodatkowe emocje, jesteśmy razem do ostatniego momentu. Bieg zespołowy każdego mobilizuje dodatkowo. Rezygnuję w Tokio z biegu indywidualnego. Nie oszukujmy się, na medal indywidualnie nie mam szans. A gdyby mi sie coś wydarzyło po drodze, nie wybaczyłabym sobie tego. Koncentruję się na tym, by wesprzeć dziewczyny w sztafecie.
Natalia Kaczmarek (po dekoracji sztafety mieszanej 4x400 m):
Mnie na podium ściskało w gardle, łzy pojawiły sie w oczach. To takie emocje, że ciężko je opanować na podium. W ostatnich latach zrobiłam niesamowity przeskok. Na razie sobie z tym radzę, współpracuję z psychologiem, ciężko na wszystko pracuję. Mam nadzieję, że presja nie będzie mnie paraliżować.
Karol Zalewski (po dekoracji sztafety mieszanej 4x400 m):
Ciężki ten medal, dlatego trzymam go cały czas, żeby przypadkiem nie upuścic. Na podium przeżyłem wzruszające chwile. Odsłuchanie hymnu to najwspanialszy moment w karierze każdego sportowca. Przyznam, że trochę sobie nuciłem Mazurek Dąbrowskiego, ale w śpiewaniu przeszkadzała maseczka.
Kajetan Duszyński (po dekoracji sztafety mieszanej 4x400 m):
Ten medal ma wartość niematerialną. Tu zawarta jest cała nasza ambicja, wyrzeczenia, poświęcenie i na końcu zwycięstwo. Zawiera w sobie to wszystko. Na krawędzi ma wygrawerowaną naszą konkurencję, czyli sztafetę mieszaną. Na awersie jest grecka bogini zwycięstwa - Nike - na tle stadionu Panateńskiego.
Anita Włodarczyk (awansowała do finału rzutu młotem - 76.99 m):
Założenie było takie, żeby awansować pierwszym rzutem. Już w próbnych kolejkach młot lądowal daleko, poza 73,5 metra. Oddałam rzut luźny, na zaliczenie, mam jeszcze duża rezerwę. Życzę sobie, żebym we wtorek tak rozpoczęła konkurs. Trener powiedział mi, że zakręciłam obszernie. Czułam, jakbym wykonała rzut na mniej więcej 71 metrów. Teraz tradycyjnie idę na trening, musze wykonać jeszcze kilka rzutów cięższym młotem i będzie dobrze. Dziś 1 sierpnia, czyli zaczynam 9-ty miesiąc przygotowań. Nigdy w tak krótkim czasie nie udało mi się zbudować formy. Cały czas wierzyłam, że wrócę na wysoki poziom, optymizm mnie nie opuszczał. Gdyby igrzyska odbyły się rok temu, to nie wiem, czy bym była w tym miejscu, w którym jestem.
Patryk Dobek (awansował do finałowego biegu na 800 m - 1:44.60):
Ta luka na pierwszym torze nie była tylko chwilowa. Zdarzyło się kilka takich sytuacji. Wcześniej wyprzedziłem tak Meksykanina. Później wyprzedzałem stopniowo, wydłużyłem krok, przedarłem się na 3-4 miejsce i tak trzymałem do ostatniej prostej. A tu znów pojawiła się szansa i wygrałem. Trener mi mówi, że czasami będę musiał dołożyć kilka metrów. Dlatego trzeba się dobrze taktycznie ustawić. Jestem w finale, to już dużo. Przecież 800 metrów na poważnie miałem biegać dopiero w Paryżu. A dziś wygrałem już półfinał w Tokio!
Klaudia Siciarz (nie awansowała do finałowego biegu na 100 m pł - 12.84):
Nie udało się ustanowić rekordu życiowego, ale bardzo cieszy mnie najlepszy wynik sezonu. Trenerka zrobiła ze mną bardzo dobrą pracę. Mimo, że nie biegałam przez rok, przetrwałam ten czas. Udowodniłam sobie i reszcie, że potrafię biegać i radzić sobie z presją. Myśle, że stopniowo moja forma będzie rosła. Nastepne igrzyska za 3 lata, a w Tokio zebrałam cenne doświadczenie. Dobry start, rytmicznie między płotkami. Na tym stadionie biega się szybko. Mimo, że nie ma kibiców, czuć dobra amosferę, to człowieka niesie.
foto: Marek Biczyk