Anita Włodarczyk (po zwycięstwie w rzucie młotem - 78.48 m):
To o czym marzyłam, żeby po raz trzeci zdobyć złoto olimpijskie, dziś się spełniło. Cieszę się, że wróciłam na szczyt po dwóch latach przerwy. Pierwszy rzut to były błędy techniczne, od razu trener powiedział, co mam wyeliminować. Od drugiego poszłam już na całość. Po rzucie na 78 metrów zeszło ze mnie powietrze, emocje wzięły górę. W mojej karierze wszyscy trenerzy odegrali ważną rolę. Najpierw trener Jusiak, później Cybulski, Kaliszewski i wreszcie Jakelić. Teraz ta presja dla trenera była największa, bo przecież wszyscy na niego patrzyli. Trenowaliśmy tak naprawdę dopiero 9 miesięcy. To niesamowite, że w tym czasie udało się zbudować tak wysoką formę. Dziekuję wszystkim kibicom, również tym z Japonii. Zakochałam się w tym kraju, cieszę się, że tu właśnie zdobyłam to trzecie złoto. Do mnie jeszcze te sukcesy nie docierają. Zrozumiem to chyba dopiero, gdy skończę karierę. Ale na razie nadal będę w sporcie, za rok mistrzostwa świata. Chcę coś udowodnić na ziemi amerykańskiej. A za 3 lata przecież igrzyska w Paryżu, tam jeszcze nie byłam...
Malwina Kopron (po trzecim miejscu w rzucie młotem - 75.49 m):
Do tych zawodów szykowalam się całe życie. Mimo że nie ustanowiłam rekordu życiowego, to cieszę się bardzo. Kiedy Kanadyjka zepsuła rzut, podeszłam do Anity i zapytałam: już mam ten medal? Chinka się zmobilizowała, jeszcze mnie wyprzedziła, ale najwazniejsze, że jest podium. W pierwszej próbie pękła mi rączka, między trzecim, a czwartym obrotem. Bałam się, że się przewrócę. Gdyby mi się coś stało, to bym się już pewnie nie zebrała na dalszą część konkursu. Zgłosiłam to sędziemu, ale nie przerwałam rzutu, więc nie dali mi wykonać dodatkowej próby. Zabrali jednak zepsuty młot. Na spokojnie do tego podeszłam. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że jestem spełnionym sportowcem. Mam medal igrzysk, ale moim marzeniem jest złoto, chcę o nie powalczyć w Paryżu. Liczę, że za trzy lata będę w wyższej formie.
Piotr Lisek (po 6. miejscu w skoku o tyczce - 5.80 m):
Niedosyt jest zawsze. To była walka o medale. Mimo wszystko cieszę się, że mogę być w tak silnym gronie, które rywalizuje na tak wysokim poziomie. Nie udało się, taki jest sport. Igrzyska i czas przed nimi to trudny okres dla sportowców. Wygrywa ten, kto się najlepiej przygotuje. Nie każdy wykorzysta 100 procent swoich możliwości na igrzyskach. Niewielu jest dane być w ścisłym olimpijsim finale. Jestem doświadczony, więc to jasne, że wszyscy oczekują ode mnie walki o medal. Dziś się nie udało, ale przecież sport jest nieprzewidywalny.
Maria Andrejczyk (po wygraniu kwalifikacji w rzucie oszczepem - 65.24 m):
Pokazałam, że jestem w dobrej dyspozycji, że z barkiem jest w porządku, przygotowaliśmy formę z trenerem. Z bólem mięśnia rzucam już od czerwca i jakoś sobie radzę. Muszę poświęcić teraz czas na regenerację. Skoro rzuciłam w takiej sytuacji 65 metrów, to musi być dobrze. Niesamowicie się cieszę, że znalazłam się już w drugim olimpijskim finale.
Marcin Lewandowski (po awansie do półfinału na 1500 m, mimo wywrotki na ostatnim okrążeniu):
Nie wiedziałem, że po moim upadku będzie składany protest. To nie dlatego ukończyłem bieg. Po prostu powiedziałem sobie, że nigdy nie zejdę z bieżni przed metą. Tym bardziej na swoich ostatnich igrzyskach. Oczywiście cieszę się, że jestem w półfinale, ale nie skaczę z radości, bo nie wykonałem planu. Miałem spokojnie znaleźć się w czołowej szóstce, nie udało się. Muszę szybko o tym zapomnieć.
Natalia Kaczmarek (o awansie do półfinału biegu na 400 m - 51.06):
Jestem dobrze przygotowana i czuję to. Czy uda się awansować do finału? Nie wiem, dziewczyny są bardzo mocne. Ale chciałabym zrobić rekord życiowy i później powalczyć w sztafecie. Po złotym medalu było sporo dodatkowych zajęć, spotkań, wywiadów. Troszkę to zabrało czasu, jednak muszę przyznać, że to złoto mnie poniosło. Udaje mi się zachować zimną głowe i mam nadzieję, że tak samo będzie w półfinale.
foto: Marek Biczyk