Menu
1 / 0
Aktualności /

TOMASZ MAJEWSKI: Chciałem być mistrzem

Podopieczny Henryka Olszewskiego nie krył rozczarowania po sobotnim konkursie finałowym kulomiotów. Sądził, że pchnięcie na 21.91 wystarczy do zwycięstwa. Był jednak pod ogromnym wrażeniem próby Cantwella na 22.03.

Podopieczny Henryka Olszewskiego nie krył rozczarowania po sobotnim konkursie finałowym kulomiotów. Sądził, że pchnięcie na 21.91 wystarczy do zwycięstwa. Był jednak pod ogromnym wrażeniem próby Cantwella na 22.03.

 

Przejeżdżałeś tutaj po złoto, ale srebro mistrzostw świata to też duże osiągnięcie.

Pewnie tak, ale nie o to mi chodziło. Chciałem być mistrzem. Jestem rozczarowany, do tego doszło. Nie powalczyłem w ostatniej próbie i nie udało się.

Fot. Adam Nurkiewicz (www.mediasport.pl)

 

Wydawało się, że po pchnięciu na 21.91 nikt nie jest w stanie cię wyprzedzić.

Też tak pomyślałem. Ale Christian Cantwell był w znakomitej formie. Wytrzymał presję, zakręcił, wyszło mu i zaliczył ponad 22 metry. Wcześniej mówiłem, że na złoto trzeba będzie pchnąć właśnie tyle. Niestety, nie dokonałem tego ja, tylko on. Z mojej pozycji mistrza olimpijskiego mogę walczyć tylko o złoto. W Berlinie walczyłem, ale się nie udało. Dlaczego? Konkurs nie wyszedł mi tak, jak sądziłem. Cieszę się, że zdołałem się pozbierać na dwa pchnięcia. Szkoda, że w ostatnim nie poszedłem za ciosem.

Fot. Adam Nurkiewicz (http://www.mediasport.pl/)

 

Konkurs był pasjonujący.

Rzeczywiście, było bardzo ciekawie i na wysokim poziomie. Pięciu zawodników pchnęło ponad 21 metrów. Kibice mieli co oglądać.

Czy to właśnie Cantwella obawiałeś się najbardziej?

Tak, już po rozgrzewce widać było, że kwestia złota rozstrzygnie się pomiędzy mną, a nim. Hoffa nie wyglądał tak dobrze. Cieszę się, że Ralf Bartels zajął trzecie miejsce. Wreszcie jest zdrowy i na mistrzowskiej imprezie zrobił życiówkę.

Często pierwsze dalekie pchnięcie ustawia konkurs. Czy tak było i tym razem po próbie Cantwella na 21.54?

Nie. To ja powinienem w pierwszej próbie pchnąć dalej, ale coś sknociłem. Nie pchałem tak dobrze technicznie, jakbym chciał. Piąta próba była już bardzo fajna, tylko to jeszcze nie to. Mogłem pchnąć dzisiaj 2 metry – nie wyszło. Cóż, za dwa lata znów będziemy próbować. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że jeszcze  żaden kulomiot nie zdobył tytułu mistrza świata i mistrza olimpijskiego. Mnie też się to nie udało. Nie ma ery Majewskiego i bardzo dobrze, cóż, będziemy próbować dalej.

Fot. Adam Nurkiewicz (http://www.mediasport.pl/)

 

Czy te 22 metry Cantwella odebrały ci siły?

Nie. Byłem napędzony, źle zrobiłem ostatnie pchnięcie, mogłem jeszcze dołożyć. Chyba trochę nie starczyło sił i sknociłem. Przegrałem, czuję niedosyt.

Pół godziny po konkursie jesteś fizycznie i psychicznie wyczerpany?

Tak. To niby tylko sześć pchnięć, ale wkłada się w nie wszystkie siły i potem skutkuje to zmęczeniem.

Może za bardzo się denerwowałeś podczas konkursu?

To jest konkurencja, w której potrzebne są nerwy, bo inaczej nie pchnie się daleko. Tak to jest w pchnięciu kulą.

Co teraz, do końca sezonu?

Mam zamiar walić Cantwella kiedy go tylko spotkam. Może jeszcze raz go ogram i będę miał przynajmniej małą satysfakcję. Zamierzam wygrać finał Grand Prix. Ale reszta sezonu to już jest kwiatek do kożucha. Wszystko co było do osiągnięcia, było tu, podczas mistrzostw świata w Berlinie. Reszta to tylko zabawa.

Fot. Adam Nurkiewicz (http://www.mediasport.pl/)

 

Może przynajmniej jeden akcent optymistyczny?

Teraz Piotrek Małachowski zostaje mistrzem świata, inaczej być nie może. Jak ja jestem drugi, to on musi być pierwszy.

 

Notował

Rafał Bała

Powrót do listy

Więcej