Adam Kszczot bez problemu awansował do finałowego biegu na dystansie 800 m. Dramat przeżył Marcin Lewandowski, który na 200 metrów przed metą upadł i nie ukończył rywalizacji.
Adam Kszczot bez problemu awansował do finałowego biegu na dystansie 800 m. Dramat przeżył Marcin Lewandowski, który na 200 metrów przed metą upadł i nie ukończył rywalizacji.
Biegi półfinałowe niemal zawsze (szczególnie w hali) charakteryzują się dużą dramaturgią. Najwięcej emocji w Stambule było w II serii tej fazy w rywalizacji ośmiusetmetrowców. Marcin Lewandowski długo trzymał się w czołówce, na trzeciej pozycji. Kiedy na niewiele ponad 200 metrów do mety postanowił przejść do zewnętrznej, żeby mieć dobrą pozycję do ataku, nagle to samo zrobił biegnący przed nim Kenijczyk Boaz Lalang, przecinając Marcinowi tor biegu. Polak zahaczył o długie nogi Kenijczyka, zachwiał się, walczył jeszcze kilka metrów, by utrzymać równowagę, ale nie udało się. Lewandowski upadł i w ten sposób zakończył rywalizację. – Nie doznał żadnej kontuzji, ale to nie zmienia faktu, że zabraknie go w finale – mówi brat i trener Marcina, Tomasz Lewandowski. – Wszystko szło według planu i Marcin był już gotowy na przesunięcie się do przodu. Jednak w decydującym momencie Lalang zabiegł mu drogę i stąd cała ta sytuacja. Oglądaliśmy powtórkę z sędziami, ale wnoszenie protestu niczego by nie zmieniło – kręcił głową Tomasz Lewandowski. Mimo to, polska ekipa wniosła w tej sprawie protest. Jednak komisja odwoławcza odrzuciła go, tłumacząc, że skoro sprawca całego zamieszania, czyli Lalang też nie awansował do finału, Marcin nie miałby kogo w nim zastąpić (nie zamierzano poszerzać składu do siedmiu zawodników).
Za chwilę Marcin Lewandowski upadnie na bieżnię i w ten sposób zakończy swoją przygode z HMŚ w Stambule (fot. Marek Biczyk)
Ryzyka z czekaniem na atak do ostatniego okrążenia nie chciał podejmować Adam Kszczot, który startował w ostatniej serii półfinałowej. Początek tego biegu był szybki, Adam po 300 metrach wyszedł na prowadzenie. Jego tempo wytrzymał tylko Jakub Holusa. Obaj mieli ogromną przewagę nad rywalami i na ostatnich kilkudziesięciu metrach Kszczot zwolnił, dając się wyprzedzić Czechowi. – Było widać, że każdy mocno walczy. Nie chciałem ryzykować, tempo było szybkie i następowały dynamiczne zmiany, trzeba było podjąć decyzję o przesunięciu się do przodu. To był bardzo trudny bieg – powiedział halowy mistrz Europy z ubiegłego roku. - Jak będzie jutro? Zobaczymy. Mamy już przygotowaną taktykę na finął, ale nie będę jej zdradzał. Wiele zależy od tego, co zrobią rywale. Adam może od początku ruszyć na czele stawki, albo zaczeka zupełnie z tyłu na dogodny moment - powierdział trener Kszczota, Stanisław Jaszczak (cały wywiad na kanale YouTube PZLA: http://www.youtube.com/user/PZLAwideo)
Bardzo dobrze spisali się w eliminacjach nasi czterystumetrowcy. Sztafeta 4x400 m startowała w II serii. Z bloków ruszył najszybszy w tym sezonie z Polaków Jakub Krzewina. – To trudne zadanie, musiałem mocno pójść pierwsze 200 metrów. Trochę mnie spięło w końcówce, ale w sumie wypadło to chyba dobrze – skomentował swój bieg. Pałeczkę przekazał najbardziej doświadczonemu Marcinowi Marciniszynowi. – Oczywiście było dość nerwowo, bo tworzymy nowy skład sztafety. Ale wydaje mi się, że poszło nam dobrze. Najważniejsze, że pobiegliśmy płynnie i równo. Jutro finał, zobaczymy jak będzie – powiedział. Na trzeciej zmianie w ekipie biało-czerwonych biegł Grzegorz Sobiński. Spisał się znakomicie, zachowując siły na ostatnie metry i zbliżając się do prowadzącego Brytyjczyka. – Dzięki dobrej wytrzymałości udało mi się na ostatnich metrach wyprzedzić jeszcze zawodnika z Trynidadu. Jestem bardzo zadowolony, chciałem podziękować trenerowi, że zaufał mi i wystawił mnie w eliminacjach – mówił Sobiński, który biegał w sztafecie już 4 lata temu podczas HMŚ w Walencji. On z kolei przekazał pałeczkę Łukaszowi Krawczukowi, który doprowadził nasz zespół do mety na drugiej pozycji (czas Polaków to 3:07.99 – trzeci, po Brytyjczykach i Amerykanach). – Miałem czysty bieg, nikogo za sobą nie czułem. Goniłem Brytyjczyka i tylko to się dla mnie liczyło. Zajęliśmy drugie miejsce w swojej serii, a jutro będziemy walczyli o medal – zapowiedział.
Grzegorz Sobiński przekazuje pałeczkę Łukaszowi Krawczukowi. Obaj spisali się w eliminacjach bardzo dobrze (fot. Marek Biczyk)
Spor zamieszanie i nerwowość w tym biegu sztafetowym było na drugiej zmianie. Tam ostro z Ukraińcem walczył Marciniszyn, odpychając rywala. Ukraińcy złożyli protest, ale nie został on uznany i nasza ekipa pobiegnie w finale.
Wcześnie rano, bo o 8.40 (polskiego czasu) rywalizację rozpoczęli płotkarze. W II serii eliminacyjnej na 60 m pł Dominik Bochenek zajał 5. miejsce. Rezultat 7.85 dawał niewielką nadzieję na wejście do półfinału z czasem. Ostatecznie, po dwóch kolejnych biegach, okazało się, że Bochenkowi (biegł w serii m.in. z Chińczykiem Liu Xiangiem) zabrakło kilku setnych sekundy. – Oczywiście nie chcę się tłumaczyć, ale mogę potwierdzić to, że organizatorzy mają problem z aparaturą startową. Sygnał dźwiękowy myli wielu zawodników, ciężko będzie tu osiągać dobre wyniki – powiedział.
W 4. serii eliminacyjnej oglądaliśmy drugiego z polskich płotkarzy, Artura Nogę. On zajął 3. miejsce i z czasem 7.81 sek. wywalczył awans do półfinału. – Podczas biegu miałem kontakt łokieć w łokieć z rywalem z sąsiedniego toru. Przyznam, że trochę mnie to spowolniło, ale trzeba się liczyć z takimi przepychankami. Najważniejsze jednak, że udało się awansować. Nawet wynik, jak na tak spokojny bieg, przetarcie, jest niezły – powiedział 5. Zawodnik IO w Pekinie.
W eliminacjach pchnięcia kulą kobiet wystartowała Paulina Guba. To była dla niej pierwsza tak poważna seniorska impreza (w ubiegłym roku była 6. w Drużynowych ME). Rozpoczęła słabo, od wyniku 16.72. W drugiej próbie poprawiła się na 16.92 i dopiero w trzeciej pokonała granicę 17 metrów. Wynik 17.15 dał jej trzynastą pozycję. – Szkoda, że to pierwsze pchnięcie było tak słabe, trochę mnie to wybiło z rytmu. Liczyłam tu na wynik w granicach 17.50, może nieco lepszy. Nie udało się, ale z każdym takim startem nabieram doświadczenia. Przede mną jeszcze dużo pracy, muszę być silniejsza, przede wszystkim wzmocnić nogi. No i popracować nad techniką. W sumie jestem chyba najmłodsza z całej stawki, więc chyba mam czas. Na pewno taki występ z najlepszymi na świecie mobilizuje do dalszej pracy – powiedziała.
W wieczornej sesji II dnia zawodów startowała tylko jedna reprezentantka Polski. Angelika Cichocka mierzyła się z 8 rywalkami w finałowym biegu na 1500 m. - Chyba zawiodła głowa, bo starałam się w trakcie biegu za dużo myśleć, zamiast robić swoje - powiedziała niezadowolona z miejsca (8 lokata) i z czasu (4:14.57). - Zostałam z tyłu stawki, długo biegłam po drugim torze, nie ruszyłam do przodu w odpowiednim momencie. No cóż, mam nadzieję, że to będzie dobra lekcja na przyszłość. W perspektywie igrzysk na pewno będę się przygotowywała na jednym dystansie. Czy to bedzie 800 czy 1500 m? Zdecydujemy z trenerem Jarosławem Ścigałą - powiedziała.
Bohaterem wieczornej sesji II dnia była amerykański wieloboista Ashton Eaton, który wynikiem 6645 pkt ustanowił halowy rekord świata w siedmioboju.
Listy startowe i wyniki na str:
http://www.iaaf.org/mini/wic12/Results/ResultsByDate.aspx
Rozmowy z naszymi zawodnikami na oficjalnym kanale YouTube PZLA:
http://www.youtube.com/user/PZLAwideo