Menu
1 / 0
Aktualności /

PAWEŁ FAJDEK: Jestem gotowy na dalekie rzucanie

PAWEŁ FAJDEK: Jestem gotowy na dalekie rzucanie

Zgodnie z przewidywaniami, Paweł Fajdek rozpoczął sezon od mocnego uderzenia. Podczas zawodów w Łodzi podopieczny trenera Czesława Cybulskiego rzucił młotem 79.02, a kilka dni później, w ramach Ekstraklasy w Białymstoku, mimo potężnej ulewy i przenikliwego chłodu, 78.21.

Zgodnie z przewidywaniami, Paweł Fajdek rozpoczął sezon od mocnego uderzenia. Podczas zawodów w Łodzi podopieczny trenera Czesława Cybulskiego rzucił młotem 79.02, a kilka dni później, w ramach Ekstraklasy w Białymstoku, mimo potężnej ulewy i przenikliwego chłodu, 78.21.

 

 

 

- Początek mam rzeczywiście nie najgorszy, tym bardziej jeśli się weźmie pod uwagę problemy jakie miałem przed sezonem, zwłaszcza w kwietniu. Przygotowania zaczęliśmy w listopadzie, w styczniu miałem małe problemy ze stopą, ale z treningów uciekł tylko tydzień. No i niestety, nadszedł pechowy kwiecień. Po powrocie z zimowego Pucharu Europy, w drodze na trening skręciłem staw skokowy, przeciąłem też palec lewej ręki. To wykluczyło mnie z treningu na ponad 2 tygodnie. W sumie „obsuwa” treningowa wyniosła około 3-4 tygodni.

- Gdyby nie te kłopoty to po dwóch startach sezonu miałbyś już na koncie 80 metrów?

- Myślę, że mimo tych problemów, gdyby nie kiepska pogoda w Białymstoku, mógłbym się pokusić o pokonanie 80 metrów. Zresztą, podobno były takie poza promieniem. To były specyficzne zawody. Było nas w konkursie pięciu, każdy miał po cztery próby, staliśmy razem z sędziami pod jednym parasolem, nie mieliśmy możliwości się odpowiednio rozgrzać, poruszać. Wchodziliśmy do koła byle coś zaliczyć dla klubu i wracać, bo pogoda sprzyja tylko temu, żeby zachorować.

- Rzucałeś już kiedyś w takiej ulewie?

- Tak, jestem przyzwyczajony do deszczu. Rok temu w Łodzi też padało, a ja otworzyłem sezon nawet lepszym wynikiem, prawie 80 metrów. Deszcz mi nie straszny, choć budka, czy parasole przydają się zawodnikom w takiej sytuacji. Tutaj niestety tego nie było.

- Dobrze wyglądasz, jesteś w optymalnej formie. To znaczy, że zimą pracowaliście z trenerem bardzo intensywnie? Jesteś silniejszy niż przed rokiem?

- Progresja musi być, takie są główne założenia i cele przygotowań do każdego kolejnego sezonu. Dołożyliśmy trochę więcej rzutów, trener zna szczegóły, ja nie bardzo… Doszło też kilka kilogramów na sztandze, jestem silniejszy. Teraz trzeba nadrabiać czas, który uciekł mi przez kontuzję i powinno być dobrze.

- Mamy końcówkę maja, to dopiero początek sezonu. Jak będą wyglądały najbliższe tygodnie w Twoim wykonaniu?

- Początek czerwca stoi pod znakiem zapytania. Staram się dostać na jakieś zawody, bo w ten sposób dochodzi się do formy. Na razie mam jednak zapewnione starty w drugiej połowie czerwca – 15 na Kusocińskim, 22 Drużynowe Mistrzostwa Europy – ktoś z dwójki: ja albo Szymon, następnie Ostrawa 26 czerwca, trzy dni później mecz międzynarodowy w Cetniewie. Jest tego sporo.

- Twój największy krajowy rywal, Szymon Ziółkowski, też dobrze otworzył sezon, rzutem ponad 77 metrów.

- To bardzo dobrze, widać, że jest w wyższej formie niż rok temu o tej samej porze. Przygotowania, które miał wyszły mu na dobre.

- Wspomniałeś o braku możliwości startów w pierwszej połowie czerwca. Czyżbyś miał problem z dostaniem się na niektóre mityngi? To efekt słabszej postawy na igrzyskach?

- Nic z tych rzeczy. Myślę, że w naszym przypadku ważnym czynnikiem są też wyniki, a te mam przecież całkiem dobre. Niestety, młotu nie ma w Diamentowej Lidze, bardzo nad tym ubolewamy. Ale mamy swój challenge, to taka mała rekompensata.

- Nie taka mała, tam też są do wzięcia spore nagrody…

- Porównując to z Diamentową Ligą to śmieszne pieniądze. Pierwszy zawodnik challenge’u zarabia tyle co ósmy Diamentowej Ligi… Kompromitująca sytuacja dla organizatora. Ale takie są zasady, wynagrodzenia i nawet za to musimy być wdzięczni. Nie ma się co oszukiwać – jesteśmy odsuwani na margines. Podobnie jak chodziarze. Wychodzę jednak z założenia, że medale zdobywa ten, kto ciężko trenuje, nieważne na jakich obiektach i mityngach wygrywa po drodze.

- Pod koniec czerwca w Cetniewie odbędzie się ciekawa impreza – międzynarodowy mecz w rzutach. Wystartujesz tam?

- Jeśli będę zdrowy na pewno się tam wybiorę, znam dobrze to miejsce. To dobry pomysł na zainteresowanie większej grupy kibiców. Na pewno w okresie wakacyjnym będzie tam więcej fanów sportu. Warto zachęcić tych ludzi, będą mogli obejrzeć sporo medalistów mistrzostw świata, Europy. Formuła – rywalizacja Polski z resztą świata. Mam nadzieję, że uda nam się to wygrać.

- Widać, że zapomniałeś już o nieudanych igrzyskach. Masz już konkretny plan na swój start w mistrzostwach świata w Moskwie?

- Przekonamy się na początku sierpnia. Dziś sporo mi wychodzi, mimo braku w treningu spowodowanego kontuzją. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, powinno być ciekawie.

- Rekord Polski już w tym roku?

- Zobaczymy. To wszystko kwestia dnia, pogody, samopoczucia. Jestem przygotowany na dalekie rzucanie. Na jakie konkretnie? To się okaże pod koniec sezonu.

 

Powrót do listy

Więcej