Menu
1 / 0
Aktualności /

100 dni do Sopotu: nasi mocno pracują

100 dni do Sopotu: nasi mocno pracują

7 marca 2014 w Sopocie rozpocznie się prawdziwe lekkoatletyczne święto. Największa impreza w historii tej dyscypliny w naszym kraju – 15. Halowe Mistrzostwa Świata. Jak wyglądają przygotowania czołowych reprezentantów Polski?

7 marca 2014 w Sopocie rozpocznie się prawdziwe lekkoatletyczne święto. Największa impreza w historii tej dyscypliny w naszym kraju – 15. Halowe Mistrzostwa Świata. Jak wyglądają przygotowania czołowych reprezentantów Polski?

 

Polska oczywiście wystawi w Sopocie najliczniejszą z dotychczasowych reprezentację. Miejscem w kadrze premiowani będą halowi mistrzowie kraju, dlatego dla wszystkich niezwykle istotny będzie też start HMP, które w trzeciej dekadzie lutego również odbędą się w sopockiej hali. Będzie to okazja do wypróbowania rozłożonych na potrzeby HMŚ bieżni i skoczni.

Na razie polscy lekkoatleci „ładują akumulatory” – zazwyczaj w ciepłym klimacie. Kilka dni temu z Potchefstroom w RPA wróciła tyczkarka Anna Rogowska. – Który to już mój pobyt w RPA? Szczerze mówiąc, nie pamiętam… - śmieje się Ania. – Tym razem było jednak wyjątkowo. Przede wszystkim dlatego, że zbliża się niezwykła w mojej karierze impreza. Choć mam już na koncie kilka startów i dwa medale halowych mistrzostw świata, teraz wystartuję przed własną publicznością, w hali usytuowanej kilka minut drogi od mojego domu – dodaje zawodniczka SKLA Sopot. – W RPA mieliśmy wspaniałą pogodę, codziennie po 30 stopni Celsjusza. Żeby nie trafić na upały, pierwszy trening zaczynałam o godz. 9, drugi po 17. Udało się wykonać wszystkie założenia treningowe. Byliśmy tam grupą, miedzy innymi z trenerem Kaliniczenką i Piotrkiem Liskiem. Treningi były urozmaicone. Teraz, po przylocie do śnieżnego Trójmiasta, mam trochę luźniejszy moment, spokojniejsze treningi. Muszę ochłonąć i „przetrawić” to, co zrobiłam w Afryce, bo było naprawdę ciężko. A już w poniedziałek zaczynam w Spale kolejne zgrupowanie. Jeśli chodzi o mistrzostwa w Sopocie, mam jeszcze do wykonania dużo pracy. Dopiero w styczniu poczuję przedstartowy stresik. Przede mną jeszcze intensywne ćwiczenia na rozbiegu, sprawdziany techniczne na poprzeczkach. To dopiero w grudniu. Jeżeli chodzi o długość rozbiegu, czy twardość tyczek - na razie bazuję na tym, co wypracowałam do tej pory. Nie robimy pod tym względem zmian, choć na pewno będziemy reagować w trakcie sezonu, w zależności od tego, jaką formę będę prezentowała. Najważniejsze, że jestem zdrowa i mam nadzieję, że wytrwam tak do końca i powalczę o podium w Sopocie. Mam już srebro i brąz HMŚ, do kolekcji brakuje mi tylko złota. Lubię skakać w hali, bo człowiek nie jest uzależniony od pogody. Warunki są takie same dla wszystkich. Jestem jedną z osób, promujących sopockie mistrzostwa. Na pewno z przyjemnością zobaczę w naszej hali najlepsze zawodniczki i najlepszych zawodników świata. Ale na skoczni nie będę zbyt gościnna... Jak zawsze zamierzam walczyć o medal – kończy Rogowska.


Anna Rogowska podczas chwili wolnego na zgrupowaniu w RPA

Polscy kibice zastanawiają się też nad tym, czy w Sopocie będzie okazja oklaskiwać inną polską gwiazdę tyczki – Pawła Wojciechowskiego. Mistrz świata z otwartego stadionu w 2011 roku, od dłuższego czasu zmaga się z kontuzjami. - Mam głód skakania – przyznaje. - Jeśli chodzi o miejsce treningów, jak się chce można trenować wszędzie. A w Bydgoszczy mogę robić dwa treningi dziennie. Przede mną praca i jeszcze raz praca. Liczę na 5-6 startów w sezonie halowym. Chciałbym pokazać się z dobrej strony w bydgoskim mityngu, do tej pory jakoś mi to nie wychodziło. Jeśli chodzi o mój obecny poziom, muszę przyznać, że jest całkiem sympatycznie. Zarówno zdrowotnie jak i technicznie. Czuję, że nic mi nie uciekło, jakbym wracał nie po kontuzji, tylko po zwykłej, kilkumiesięcznej przerwie. Trenuję z trenerem Romanem Dakiniewiczem, na najwyższych obrotach jakie kiedykolwiek miałem. To nieco inny trening, bardziej funkcjonalny, praktycznie bez obciążeń. W teorii lżejszy, ale zakwasy są większe. Myślę, że to przyniesie efekt. Na razie skaczę na gumie, ale skoki wyglądają super, bo jest i rozbieg i uchwyt i szybkość i twarde tyczki, najtwardsze jakie brałem w życiu na 12 krokach. Pierwszy sprawdzian mam 5 stycznia, potem 18 stycznia i 31 stycznia chciałbym już wejść na pełny rozbieg, na Pedros. Czuję, że udało mi się wrócić, nie mam problemów z dynamiką, ani z wagą, bo trzymałem dietę. Oczywiście nie mogę się porównywać z 2011 rokiem, kiedy zdobywałem złoto, bo wtedy byłem „szczypiorem”. Ale teraz chyba wyglądam lepiej, tak mi się wydaje… Hala jest o tyle łatwiejsza, że nie ma loterii, każdy skacze w tych samych warunkach. W Sopocie mistrzostwa będą rozgrywane na podeście, a to zawsze mi służyło. Przetestuję sobie tę skocznię wcześniej i powinno być dobrze. Wszyscy mnie ostrzegają, żebym się za bardzo nie pospieszył, żeby nie było nawrotu kontuzji. Na razie moja forma rośnie, ale nie wiadomo, czy zdołam uzyskać wystarczający poziom, żeby w ogóle wystartować w Sopocie. Minimum wynosi 5.75. Jeśli skoczę przed mistrzostwami 5.80, to chciałbym wystartować i walczyć o medal. Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale moje skoki obecnie są naprawdę dobre. Jeśli wszystko wypali, powinno być jeszcze lepiej niż 5.80…

Kandydatami do walki o medale w Sopocie są też nasi ośmiusetmetrowcy. Marcin Lewandowski właśnie po raz drugi zawitał do Etiopii, gdzie spędzi najbliższe tygodnie. Ostatnio trenował w Polsce i w USA. Niedawno do „Teamu Lewandowskich” (Marcin i jego brat-trener, Tomasz) dołączyła czołowa reprezentantka Polski na średnich dystansach, Angelika Cichocka. - Przygotowania zacząłem wcześniej niż zwykle, bo w październiku – mówi Marcin. - Pierwsze 2 tygodnie potrenowałem w domu, a później wyjechałem do USA – Flagstaff w Arizonie. Ze względu na wykonywany w tym czasie trening zależało mi na dobrej pogodzie oraz na wysokości. Porównując do poprzednich lat, trening jest zwiększony pod względem ilościowym i jakościowym. moja dyspozycja też jest znacznie wyższa. Teraz przebywamy w Etiopii. Wróciliśmy w to samo miejsce, bo jest ono idealne do treningu w tym okresie. Jedzenie, obiekty, pogoda, wysokość, strefa czasowa, logistyka - to wszystko jest super. Mam tez okazje trenować tu z najlepszymi biegaczami na świecie. Oprócz Etiopczykow, których można tu spotkać (Bekele, Dibaba, Aman) jest duża grupa biegaczy zagranicznych m.in. Kaki, Ismail czy Souleiman. Zostaniemy tu prawie do Świąt Bożego Narodzenia. W tym czasie na pewno zrobię porządną robotę, wszystko będzie biegane wolniej niż w domu ze względu na wysokość, ale po powrocie na niziny będę "fruwał". Oprócz mnie i Tomka jest tu jeszcze Angelika, Adam Czerwiński, który jest zakochany w tym miejscu i Józef Repcik ze Słowacji. Miał być - tak jak poprzednim razem - Andreas Bube, ale doznał kontuzji. Inni się wystraszyli. Czuje się bardzo dobrze jak na ten okres. Jeszcze nigdy nie miałem takiej motywacji do treningu zimowego. Jak wszystko będzie przebiegać dobrze to mam zamiar to wykorzystać w przyszłym roku. Celem są mistrzostwa Europy, gdyż imprezy na stadionie otwartym są najważniejsze. Nigdy nie przygotowywałem się do sezonu halowego, ale tym razem będę chciał podejść do niego poważniej, ze względu na to, że HMŚ odbywają się w Polsce. Start na swojej ziemi w tak dużej imprezie to super sprawa. Zrobię wszystko, żeby pokazać sie z jak najlepszej strony przed swoją publicznością. Już teraz sporo zainwestowałem w przygotowania, a dzięki współpracy z Orlenem mogłem uzupełnić szkolenie jakie otrzymałem od PZLA. Dotychczas tylko raz biegałem w imprezie tej rangi. Do Stambułu przyjechałem z drugim wynikiem i byłem bardzo mocny. Niestety, w półfinale zostałem podcięty przez przeciwnika, co spowodowało wywrotkę i nie awansowałem do finału. Nie zraziło mnie to, tylko jeszcze bardziej zmotywowało. Presji nie czuję, robię swoje z nadzieją, że uda się lepiej przygotować do mistrzostwa niż poprzednim razem. Na jakim dystansie wystartuję? Jeszcze nie zdecydowałem. W sezonie halowym sprawdzę formę na różnych dystansach i wtedy podejmę decyzję, co pobiegnę w Sopocie. Przyznam, że teraz, kiedy w domu została żona z maleńką córeczką, Mią, ciężej mi je zostawiać i wyjeżdżać na zgrupowania. A jeszcze trudniej będzie, kiedy córka podrośnie i będzie mocno tęskniła. Ale sport to tylko 5 minut w moim życiu, trzeba ten czas wykorzystać. To dodatek do rodzinnego życia. Spełniam się jako mąż i tata, a to powoduje, że mam większy zapał do pracy, lepsze nastawienie do sportu. Teraz, kiedy mam pełną rodzinę, jest większa motywacja!

Marcin Lewandowski trenuje w Etiopii

Z kolei Adam Kszczot, brązowy medalista halowych MŚ z 2010 roku z Dauhy, jest po zgrupowaniu w Hiszpanii, niedaleko Madrytu (w Segovii). – Listopad przepracowany tak jak powinien być. Fajnie się tam trenowało, bo jest dość wysoko, około 1000-1200 metrów nad poziomem morza. Pod koniec zaskoczyła nas trochę pogoda, bo spadł śnieg. Treningi w sumie zbytnio się nie zmieniły, chociaż jest trochę inna intensywność. Wcześniej trener nie mógł wykorzystać wszystkich środków, były pewne próby ustawienia treningu. Teraz pracujemy według określonego schematu. Grudzień to Monte Gordo w Portugalii, a styczeń Johannesburg w RPA. Chcę się przygotowywać na wyniki w granicach halowego rekordu Polski. Ale zobaczymy, czy będzie wystarczająca liczba mityngów na wysokim poziomie, na dobrej bieżni. Jeśli wszystko rozwinie się pomyślnie, to wydaje mi się że w trzecim starcie wynik 1:44 jest do osiągnięcia. Jeszcze nie mam pełnego kalendarza startów. W halowych mistrzostwach Europy dotychczas szło mi znakomicie, w halowych mistrzostwach świata debiut w 2010 roku miałem bardzo dobry, dwa lata później w Stambule start nieudany, ale wtedy, mimo udanego sezonu halowego nie przygotowywałem się specjalnie do tej imprezy. Jak będzie teraz? Zobaczymy… - mówi Kszczot, u którego zaszły też poważne zmiany w życiu prywatnym. Niedawno się zaręczył i… rozpoczął studia magisterskie.

Adam Kszczot wygrał w 2013 roku halowe mistrzostwa Europy (foto: Marek Biczyk)

Niemal we wszystkich dotychczasowych mistrzostwach w hali, w których startował, niezawodny był Tomasz Majewski. Od dawna mówi, że Sopot 2014 to jego najważniejsza impreza nadchodzącego roku. Podopieczny trenera Henryka Olszewskiego jest zdrowy, przygotowuje się bardzo intensywnie, na razie tylko w Polsce. Był w Zakopanem, teraz kończy zgrupowanie w Spale. Dopiero na przełomie lutego i marca, tuż przed mistrzostwami w Sopocie, planuje kilkudniowy wylot do Kataru, gdzie w cieple będzie szlifował technikę przed startem w HMŚ. – Ale na razie, w Spale robię dużo „opakowania”, czyli bardzo dużo siły, pracy z ciężarami – opowiada. - Ogólnie – nudny trening. Oczywiście kulę też biorę do ręki. System jest już sprawdzony, w porównaniu z tym, który jest na stadionie otwartym, różni się jakimiś drobiazgami. W Zakopanem też miałem udany obóz, co drugi dzień chodziliśmy na górskie wycieczki, robiliśmy siłę i różne elementy na piłkach. Ogólnie chodziło o wytrzymałość. Pod koniec roku, kiedy już zrobię 100 treningów w sezonie, będę mógł powiedzieć więcej jeśli chodzi o moją formę. Startów halowych raczej będę miał niewiele, bo mityngów zimą jest coraz mniej. Do tego dochodzą jeszcze zimowe igrzyska w Soczi, które dodatkowo ograniczają kalendarz. Nastawiam się więc na halowe mistrzostwa Polski, które będą generalnym sprawdzianem przed HMŚ w Sopocie. Rodzina, w tym mój synek Mikołaj, nastawia się na to, żeby mi kibicować. W każdym razie bilety mają już zarezerwowane… - dodaje Tomek Majewski.

Tomasz Majewski w Moskwie (foto: Marek Biczyk)

Powrót do listy

Więcej