W stojącym na niebotycznym poziomie finałowym biegu na 400 metrów siódma linię mety minęła Justyna Święty-Ersetic, a ósma Iga Baumgart-Witan. Dziesiąta w pchnięciu kulą była Paulina Guba, a dwunasty w dziesięcioboju Paweł Wiesiołek. W półfinale biegu na 1500 metrów zameldował się Marcin Lewandowski, a do finału pchnięcia kulą awansował Konrad Bukowiecki.
Finał 400 metrów kobiet był najbardziej emocjonującym z polskiego punktu widzenia punktem piątkowego programu lekkoatletycznych mistrzostw świata w Dosze. Na starcie pierwszy raz w historii miały stanąć dwie Polki – Iga Baumgart-Witan oraz Justyna Święty-Ersetic. Finał poprzedziła efektowna gra świateł, a później na wpół pełny stadion mógł obserwować jeden z najciekawszych biegów tych mistrzostw. Niesamowite tempo nadała Bahrajnka Salwa Eid Naser, która wygrała z fenomenalnym czasem 48.14. To trzeci najlepszy wynik w historii światowej lekkoatletyki. Druga była Bahamka Shaunae Miller-Uibo – czasem 48.37 ustanowiła rekord Ameryki Północnej i Karaibów. W tym kosmicznym biegu Polki finiszowały na siódmym (Justyna Święty-Ersetic, 50.95) i ósmym (Iga Baumgart-Witan, 51.29).
- Jestem szczęśliwa, że mogłyśmy z Justyną brać udział w takim biegu, show, spektaklu. Doszłyśmy do finału i walczyłyśmy z gwiazdami światowej lekkoatletyki. Jestem po prostu dumna z nas. – cieszyła się Baumgart-Witan.
Zawodniczka BKS-u Bydgoszcz przyznała, że poprzednie starty w Dosze przełożyły się na finałowy bieg.
- To był nasz czwarty bieg licząc sztafetę więc to dało się we znaki. Czułam nogi, ale jednocześnie biegłam ile miałam sił. Wiadomo, że nie oszuka się organizmu – podkreśliła.
Szybciej niż w poprzedniej rundzie pobiegła Justyna Święty-Ersetic.
- Może liczyłam na ciut lepszy wynik, ale czułam wcześniejsze biegi. Myślę, że mogłam pokusić się o szóste miejsce. Była szansa, ale opadłam już z sił. Niemniej cieszę się z tego rezultatu i mam nadzieję, że będę miała teraz chwilę przerwy przed sztafetą – przyznała mistrzyni Europy z Berlina.
Zawodniczka klubu AZS-AWF Katowice podobnie jak jej reprezentacyjna koleżanka była szczęśliwa, że mogła uczestniczyć w finale mistrzostw świata.
- Mimo, że przed biegiem byłam spokojna to jak zaczęła się ta efektowna prezentacja ciarki przeszły mi po ciele. To było mega. Padły kosmiczne rezultaty. Jestem zwyczajnie dumna, że mogłam wziąć udział w takim wydarzeniu – zaznaczyła Święty-Ersetic.
Obie Polki były oczywiście pod wrażeniem wyczynu Eid Naser, zwyciężczyni finału.
- To co pobiegły nasze rywalki to po prostu kosmos. A to co zrobiła Naser to jest inny poziom. Myślałyśmy, że wygra Shaunae Miller-Uibo, bo wyglądała bardziej świeżo. Ona przetruchtała tylko eliminacje i półfinał, a Naser miała w nogach też sztafetę. Jednak Bahrajnka jest zawodniczką z kosmosu. Po prostu – konkludowała Baumgart-Witan.
Polki patrzą już na kolejny cel jakim jest start w sztafecie 4 x 400 metrów.
- Mocne są Brytyjki i Jamajki, ale dojdzie przecież jeszcze kilka krajów. Zadanie, które jest przed nami jest piekielnie trudne. Na szczęście my potrafimy zostawić serce na bieżni. Umiemy się zmobilizować w sztafecie. Mamy dobry, szeroki, skład zapewniała Święty-Ersetic.
Na dziesiątym miejscu finałowy konkurs pchnięcia kulą zakończyła Paulina Guba. Mistrzyni Europy pchnęła w pierwszej serii 18.02 i później nie była już w stanie poprawić swojego rezultatu. Uzyskała jeszcze 17.97 i spaliła trzecią próbę. Złoty medal wywalczyła Chinka Lijiao Gong – w najlepszej próbie osiągnęła 19.55.
W otwierającym drugi dzień zmagań dziesięcioboistów biegu na 110 metrów przez płotki Paweł Wiesiołek uzyskał czas 14.65. Na tym etapie z rywalizacji odpadł jeden z faworytów – Kai Kazmirek. Polak nieźle spisał się w rzucie dyskiem. W drugiej kolejce osiągnął 47.20 i po siedmiu konkurencjach zajmował 10. lokatę. Bardzo dobrze wyglądał konkurs tyczki w wykonaniu podopiecznego Michała Modelskiego. Polak w pierwszych próbach pokonywał 4.60, 4.70, 4.80. Dzięki udanemu drugiemu podejściu do wysokości 4.90 wyrównał rekord życiowy. Na koniec zmagań Wiesiołek rzucił oszczepem 55.00 i przebiegł 1500 metrów w 4:42.06. To wszystko przełożyło się na 8064 punkty, z których Polak był naprawdę zadowolony.
- To mój najlepszy występ w życiu. Zająłem 12. miejsce na mistrzostwach świata. Sam wynik może nie jest rewelacyjny, ale cieszy – przyznał Wiesiołek.
Podopieczny Michała Modelskiego jest zadowolony z kończącego się sezonu.
- W tym roku zrobiłem dwa razy wyniki ponad 8000 punktów i raz ponad 7900. Widzę stabilizację, chociaż brakuje jeszcze błysku. Z nim jestem gościem na 8350 punktów. Po tych zawodach to wiem. – zaznaczył.
Rywalizacji wieloboistów nie ukończyło wielu zawodników m.in. rekordzista świata Kevin Mayer.
- Mamy październik, chłopaki się posypali. To był bardzo długi sezon. W naszym rest roomie jest po prostu szpital. To i tak cud, że tylu zawodników ukończyło. Szanuję takich ludzi, którzy walczą do końca – podkreślił zawodnik Warszawianki.
Mistrzem świata został Niklas Klaus. Niemiec po m.in. fenomenalnym rzucie oszczepem (79.05, najlepszy wynik w historii dziesięcioboju na mistrzostwach świata) zgromadził 8691 pkt.
Po emocjonującej walce na ostatnich metrach Marcin Lewandowski niemal rzutem na taśmę zajął piąte miejsce i z czasem 3:37.75 awansował do piątkowego półfinału.
- Taktyka była idealna. Taka jak założyliśmy. Jestem na takim poziomie, że mogę sobie pozwolić na bieganie z tyłu. Z Tomkiem, moim bratem i trenerem, podjęliśmy decyzję, że jeśli będzie wolny bieg to mogę biec nawet po drugim torze żeby spokojnie kontrolować sytuację. Chodziło o bezpieczną pozycję do ataku. Nie kosztowało mnie to wiele. Wpadliśmy wszyscy razem na metę, ale wiedziałem, że jestem na bezpiecznej piątej pozycji. Wszystko zgodnie z planem, udało się wejść do półfinału małym kosztem energii – opisał start Lewandowski.
Półfinał rywalizacji na dystansie 1500 metrów zaplanowano na piątkowy wieczór.
- Tam będzie walka na noże. Każdy będzie gryzł trawę żeby wejść do finału. Zostawię serce na bieżni żeby awansować. Moim atutem jest szybkość – zaznaczył Lewandowski.
Tylko Konrad Bukowiecki będzie reprezentował Polskę w sobotnim finale pchnięcia kulą. Wysoki poziom uczestnicy tej konkurencji zademonstrowali już w eliminacjach. W pierwszej grupie, w której rywalizował Konrad Bukowiecki, aż ośmiu zawodników uporało się z ustalonym na poziomie 20.90 minimum. Polak kulę poza granicę uprawniającą do awansu pchnął już w pierwszej próbie.
- Cieszę się, że już w pierwszym pchnięciu udało mi się wypełnić minimum, a to nie było pchnięcie dobre technicznie. Nie pamiętam takich kwalifikacji w mojej karierze na seniorskiej imprezie gdy tak szybko awansowałem. Eliminacje są specyficzne, zawsze nerwowe. Często odpadają faworyci, więc fajnie, że ja już jestem w finale przyznał Bukowiecki.
Program mistrzostw świata w Katarze ułożono dla kulomiotów dość nietypowo. Między eliminacjami i finałem jest dzień przerwy.
- Patrząc na to jak startowałem w tym sezonie to nie jest to dla mnie problemem. Wystarczy spojrzeć na ostatnie starty. W Karpacz pchnąłem 21.99 i po dniu przerwy ustanowiłem rekord życiowy 22.25 na Memoriale Kamili Skolimowskiej w Chorzowie powiedział Bukowiecki.
W finale Polak nie zamierza kalkulować.
- To jest walka o medale mistrzostw świata. Tu nie ma miejsca na jakieś pchnięcia na zaliczenie. Od początku trzeba pchać mocno – zaznaczył.
Wysoką dyspozycję zaprezentowali w eliminacjach także rywale Polaków. Nowozelandczyk Tom Walsh pchnął aż 21.92.
- Nie robi to na mnie wrażenia. Tutaj trzeba było pchnąć 20.90, a nie 21.90 czy 22 metry. Za dwa dni będzie inaczej. Tam jeśli ktoś osiągnie 22 metry to będzie bił się o medal – analizował Bukowiecki.
Do finału nie awansował Michał Haratyk (20.52). Rekordzista Polski narzekał na koło stadionu.
- Było dla mnie zbyt śliskie. Pogubiłem się w nim – mówił.
Na braku awansu zaważyły także problemy zdrowotne z jakimi ostatnio zmagał się Haratyk.
- Mam ucisk na nerw w łokciu, do naprawy jest też nadgarstek. Z tym bólem pchnąłem nawet rekord Polski, ale wtedy nie burzył on mojego treningu. Ostatnie dwa miesiące były bardzo ciężkie. Ucisk na nerw – to bardzo boli. Będą potrzebne zabiegi medyczne. 7 października wracam do Polski i dzień później zaczynam załatwiać lekarzy – zapowiedział podopieczny Piotra Galona.
Pytany kto jest jego faworytem w finale odparł.
- Myślę, że o medale powalczy szóstka zawodników. Najmocniejszy jest chyba Crouser. Konrad jest ode mnie silniejszy, myślę że może nawet poprawić rekord Polski, a to powinno dać medal – prognozował Haratyk.
W finale zabraknie także Jakuba Szyszkowskiego, który zmagania w mistrzostwach zakończył na kwalifikacjach. Uzyskał w nich odległość 20.55.
- Tym razem przynajmniej nie jestem 13, bo ostatnio zabrakło centymetra. Jestem zadowolony z dzisiejszego wyniku. Uzyskany był w pierwszej próbie, potem zabrakło sił. – relacjonował.
Szyszkowski przyznał, że przed nim jeszcze jeden sportowy cel w tym roku.
- Za trzy tygodnie w Chinach chciałbym uzyskać dobry wynik na igrzyskach wojska. Dzięki temu, że jestem żołnierzem mogę trenować i chciałbym się odwdzięczyć armii – powiedział.
Wyniki mistrzostw: Doha
Doha, Maciej Jałoszyński / foto: Marek Biczyk