Paweł Fajdek (po awansie do finału rzutu młotem - 76.46 m):
Patrząc na ostatnie lata, taki wynik spojkojnie dawał awans. Dałem z siebie wszystko. Stres mnie zżerał, paraliż się pojawiał, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Próbowałem się zawiesić na sprzęcie, ale nie ugiąłem nóg, tylko się pochyliłem. Nogi stanęły dęba. Dla mnie to nowa sytuacja, nigdy nie udało mi się rzucić dalej w eliminacjach igrzysk. To jest wiec moja życiówka. Oby kolejna była w finale... Noc miałem cieżką, zasnąłem koło 2-giej, a wstałem za pięć 6-sta. Mimo to czułem się dobrze. Ciężko było mi zasnąć, zrobiłem kilka spacerów. Miliardy razy przewijały mi się przez głowę dobre i złe chwile. Chciałem sobie poradzić ze stresem. Finał to zupełnie co innego, to przecież mój żywioł. Pora wieczorna jest lepsza, nie będzie tego stresu związanego z wczesnym wstawaniem.
Wojciech Nowicki (po awansie do finału rzutu młotem - 79.78 m):
Cieszę się, że awansowałem już po pierwszym rzucie. warunki były bardzo dovre, pogoda tez. Na nic nie narzekam. Zdziwiłem się, że młot tak daleko poleciał, bo rzut był można powiedzieć treningowy. Koło jest bardzo dobre. Obym tak rozpoczął finał i pokazał się z najlepszej strony. Myślę, że w finale popadają bardzo dobre wyniki. Mam już za sobą olimpijski finał, ale zawsze jest ten startowy stres. Cieszę sie, bo to mnie mobilizuje. Wiedziałem, co mam dziś robić, wykonałem to i nie mam sobie nic do zarzucenia. Chciałbym oddać w środę dobre technicznie rzuty. Wtedy będzie znakomicie. Jestem spokojny i pewny tego, co robię.
Martyna Galant (po awansie do półfinału na 1500 m z rekordem życiowym - 4:05.03):
Kiedy dowiedziałam się, że startuję w trzeciej serii, ucieszyłam się. Te biegi zazwyczaj są najszybsze, wszystkim zależy na awansie i dobrym tempie. Trener Rostkowski i fizjoterapeuta Wojtek Dybiżbański otoczyli mnie rano opieką, zaufałam im, nie musiałam się niczym martwić. Skupiłam się na bieganiu i to zaowocowało kwalifikacją do półfinału. W finale wszystko może się wydarzyć, ale już jestem spełnjona. To są igrzyska. Na pewno w kolejnym biegu dam z siebie wszystko; zobaczymy, na ile to wystarczy.
Joanna Linkiewicz (nie awansowała do finału na 400 m pł - 55.67):
Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Czułam się dzisiaj dobrze. Nie byłam zmęczona po eliminacjach i liczyłam, że pobiegnę w granicach rekordu życiowego. Jestem w formie. Znów zakończyłam igrzyska na półfinale, ale to i tak dla mnie duży sukces. Przed finałem jest dzień przerwy, dziewczyny zdażą się zregenerować. Uważam, że może w Tokio paść rekord świata.
foto: Marek Biczyk