Polska sztafeta pań 4 x 100 metrów biegnąca w piątkowy wieczór w składzie Pia Skrzyszowska, Kristsina Tsimanouskaya, Magdalena Stefanowicz, Ewa Swoboda wywalczyła awans do jutrzejszego finału lekkoatletycznych mistrzostw świata w Budapeszcie.
Polki uzyskał w eliminacjach czas 42.65, czyli drugi rezultat w historii polskiej lekkoatletyki.
– Myślę, że wszystkie dałyśmy z siebie prawie wszystko. Jutro będzie nowe rozdanie. Będziemy się starać pobiec to na co nas stać. Możemy liczyć na dobry wynik. Cieszę się, że udało nam się dobiec i to z drugim wynikiem w historii polskiej sztafety – podkreśliła Swoboda, która rywalizowała na czwartej zmianie. Na pierwszej pobiegła z kolei Pia Skrzyszowska, która nie bez problemów przekazywała pałeczkę drugiej naszej sprinterce, czyli Kristsinie Tsimanouskiej.
– Nie chcę mówić, że ona mi uciekła, ale trochę musiałam gonić. Ona z kolei zwalniać. To nie była idealna zmiana, nie chcę jednak mówić czyja to wina. Po prostu może źle to wyliczyłyśmy – powiedziała Skrzyszowska.
Biegnąca na drugiej zmianie Tsimanouskaya podkreśliła, że była mocno skoncentrowana na dobrym przejęciu pałeczki od klubowej koleżanki.
– Czułam, że przejęłam pałeczkę w końcu strefy zmian. Starałam się patrzeć na linię żeby jej nie przebiegnąć. Zobaczymy jak to się ułoży. Będzie trzeba też porozmawiać z trenerem. Jak poprawimy błędy to będzie lepiej. Finał z pewnością będzie spokojniejszy – zapewniła Tsimanouskaya, która przekazała później pałeczkę Magdalenie Stefanowicz.
Przygoda polskiej sztafety męskiej 4 x 100 metrów z mistrzostwami świata skończyła się na pierwszej zmianie – Adam Burda bez powodzenia przekazywał pałeczkę Mateuszowi Siudzie.
– Myślę, że byłem gotowy do tego startu. Powiedziałem to trenerowi, on na mnie postawił, a ja zawiodłem jego zaufanie. Przykro mi. Zawiodłem chłopaków. Sporo trenowaliśmy zmiany. Mieliśmy wszystko wyliczone. Plan był taki żeby przekazywać pałeczkę na końcu strefy zmian. Ja po prostu nie trafiłem raz w rękę Mateusza, a w sztafecie to oznacza koniec walki – powiedział Adam Burda, członek reprezentacji Polski której generalnym sponsorem jest Grupa Orlen.
Jak przyznał Mateusz Siuda dopiero szczegółowa analiza będzie mogła pokazać gdzie zespół popoełnił błąd.
– Ciężko mi to teraz ocenić. Dopiero będziemy to analizować na wideo. Wydaje mi się, że ruszyłem na znak. Czułem się świetnie, ale niestety nie mogliśmy pokazać na co nas stać – ze smutkiem przyznał Siuda, który miał przekazać pałeczkę Łukaszowi Żokowi, a ten z kolei Dominikowi Kopciowi.
– Wiedziałem w jakiej jesteśmy formie i naprawdę mogliśmy tutaj zrobić dobry wynik – przyznał sprinter Agrosu Zamość.
Budapeszt, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk