To był wyjątkowy bieg na 400 metrów, podczas lekkoatletycznych halowych mistrzostw Europy. Drugi na mecie reprezentant Polski czasem 45.31 poprawił nie tylko rekord kraju, ale także ustanowił halowy rekord Europy do lat 23. – Bieganie to moja wymarzona praca, to przyjemność – mówił po zdobyciu srebra Maksymilian Szwed.
Uważnie śledzącym zmagania lekkoatletów polskim kibicom Maksymilian Szwed z pewnością nie jest postacią obcą. Ten urodzony w 2004 roku zawodnik AZS-u Łódź już dwa lata temu zdobył swój pierwszy medal na imprezie mistrzowskiej. Latem 2023 roku sięgnął w Jerozolimie po brązowy krążek europejskiego czempionatu juniorów. W zeszłym sezonie, jako 20-latek, był ważnym ogniwem reprezentacyjnej sztafety, z którą podczas World Athletics Relays na Bahamach wywalczył kwalifikację olimpijską. Ostatnie tygodnie upłynęły mu w pogoni za 23-letnim rekordem Polski Marka Plawgo. Wynik znakomitego poprzednika poprawił wreszcie w sobotni wieczór, gdy w Apeldoorn uzyskał 45.31 i został halowym wicemistrzem Europy.
Od początku sezonu halowego rozbudzałeś apetyty kibiców i… Marka Plawgo, czyli do wczoraj rekordzisty Polski w biegu na 400 metrów, na poprawę rekordu kraju. Zbliżałeś się do niego niemal z każdym biegiem, aż przyszedł ten moment – finał halowych mistrzostw Europy.
Chciałem, żeby jak najwięcej osób widziało ten bieg, ten rekord. Udało się dziś poprawić rekord Polski. Ten bieg był idealny, tak jak to planowałem, Molnár poprowadził mi cały bieg. Czułem, że mogę poprawić rekord życiowy. Nie chciałem się z nim ścigać na zejściu. To mogło mnie dużo kosztować i straciłbym pozycję na rzecz Hiszpana. Biegłem maksymalną prędkością za Węgrem. Starałem się jak najluźniej dotrzymywać mu kroku. Czułem, że drugie kółko było szybsze, niż każde moje poprzednie. Gdybym miał jeszcze z 10 metrów, może nawet udałoby się Węgra wyprzedzić.
Byłeś drugi, zdobyłeś srebro, ale czasem 45.31 poprawiłeś też halowy rekord Europy do lat 23! To też szósty wynik w historii europejskiej lekkoatletyki.
Pięknie! W piątek uzyskałem też rekord eliminacji, jeśli chodzi o halowe mistrzostwa Europy. Teraz to. Gdzieś zapiszę się w tej historii lekkiej atletyki. Super.
Czujesz w sobie rezerwy? Możesz być szybszy?
Nie wiem. Bez kogoś lepszego przede mną wątpię, żebym pobiegł tutaj lepiej. Świetną robotę zrobił Węgier. Pociągnął mnie, był kimś w rodzaju pacemakera. On mi poprowadził bieg.
Jak przygotowywałeś się do tego sezonu z trenerem Krzysztofem Węglarskim? Mieliście konkretny plan, żeby w hali biegać tak szybko?
Raczej szliśmy takim samym planem jak co roku. Jedyne co się zmieniło to to, że trener przygotowywał mnie bardziej na mistrzostwa Europy, a nie mistrzostwa Polski. Tutaj miał być ten wystrzał formy. Jak zwykle to się udało! Mój trener ma idealne wyczucie, kiedy ta forma ma być najlepsza. I wtedy ona jest najlepsza. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Trener Węglarski pracował z wieloma znakomitymi biegaczami na 400 metrów, żeby wymienić, chociażby Kajetana Duszyńskiego. Teraz w Jego grupie jesteś Ty. Czy dobrze czujesz się z myślą, że możesz być takim następcą Kajetana w reprezentacji?
No pewnie, że tak! To był mój wzór, do naśladowania. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Trenowałem z nim tak naprawdę rok, ale to był niezwykle wartościowy czas.
Znajdziesz teraz czas na świętowanie sukcesu?
Z pewnością, ale niezbyt długi. Za chwilę jadę na kolejny obóz. Muszę się zregenerować, bo tutaj zrobiłem dużo roboty. Odczuwam już bóle. Nie będę też startował w zbliżających się halowych mistrzostwach świata.
Czy czujesz teraz odpowiedzialność za sztafetę reprezentacyjną? Już w maju czekają Was przecież biegi w Kantonie, podczas World Athletics Relays. To impreza kwalifikacyjna do mistrzostw świata w Tokio.
Szczerze mówiąc, to nie myślałem jeszcze o tym. Byłem skupiony na tych mistrzostwach w Apeldoorn. Na pewno będę taką osobą, która dużo zrobi dla zespołu. Nie wiem, jak będzie wyglądała na bieżni reszta chłopaków, ale dużo może się wydarzyć.
Przed Tobą dużo ważnych reprezentacyjnych startów. W sezonie letnim i festiwal sztafet i drużynowe mistrzostwa Europy[ potem czempionat do lat 23 i na koniec, we wrześniu, mistrzostwa globu w Tokio. Czy to będzie dla Ciebie trudny sezon?
Oczywiście, że tak. Szczególnie że kończy się dopiero w połowie września. Natomiast to jest moja praca. Tak po prostu jest. Nie jestem na to zły, bo to moja wymarzona praca. Dla mnie to przyjemność.
Apeldoorn, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk