Sprinterka Ewa Swoboda (KS Podlasie Białystok) wywalczyła w niedzielne południe awans do półfinałowej rywalizacji na dystansie 60 metrów. Po pierwszych trzech konkurencjach wieloboju Paulina Ligarska plasuje się na piątym miejscu.
W popołudniowym półfinale bez problemu zameldowała się Ewa Swoboda. Reprezentantka Polski wygrała swoją serię eliminacyjną, uzyskując czas 7.14.
– To był słaby bieg. Nie mogę powiedzieć nic pozytywnego – krótko podsumowała start zawodniczka Podlasia Białystok.
Debiutująca w halowych mistrzostwach Europy Aleksandra Piotrowska była w biegu eliminacyjnym szósta. Czasem 7.30 wyrównała najlepszy rezultat w sezonie, ale nie wywalczyła awansu do kolejnej rundy.
Rywalizację w pięcioboju rozpoczęła w niedzielny poranek Paulina Ligarska. Zawodniczka Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego w pierwszej konkurencji – biegu na 60 metrów przez płotki – uzyskała czas 8.56. W skoku wzwyż bezbłędnie pokonywała kolejne wysokości, aż do 1.78. Dziś to było dla niej zbyt wysoko. Zdecydowany zastrzyk punktowy Ligarska zapewniła sobie dobrym startem w pchnięciu kulą. Już w pierwszej próbie uzyskała 14.10, czyli najlepszy wynik w sezonie. Jeszcze lepiej spisała się kilka minut później, posyłając kulę na odległość 14.48. To był trzeci wynik wśród startujących.
Przed dwiema ostatnimi odsłonami rywalizacji – skokiem w dal i biegiem na 800 metrów – reprezentantka Polski jest sklasyfikowana na piatym miejscu. Na koncie Ligarskiej znajduje się 2746 punktów.
Nie tak miał wyglądać start w Apeldoorn w wykonaniu Konrada Bukowieckiego. Marnym pocieszeniem jest fakt, że nasz zawodnik pokonał lidera europejskich tabel Fabbriego. Niestety obu nie zobaczymy w finale. Bukowiecki zanotował w kwalifikacjach tylko jedną mierzoną próbę – uzyskał w niej 19.78, ale to było zbyt mało, aby marzyć o walce w finale.
– Wszystko poszło nie tak. Zupełnie nie pokazałem tego, na co mnie stać. Jest mi strasznie smutno. Pierwszy raz od bardzo dawna jestem naprawdę super przygotowany. Tylko wtedy kiedy powinienem, tego nie pokazałem. Jest mi smutno. Żadnym pocieszeniem nie jest też to, że odpadł Fabbri. Znamy się chyba od 16 roku życia. Obaj powinniśmy być w finale, ale nie pokazaliśmy w eliminacjach, tego co powinniśmy – mówił przygnębiony Bukowiecki.
Zapytany, czy dzisiejsze niepowodzenie buduje w nim sportową złość w kontekście startu na halowych mistrzostwach świata, Bukowiecki zaprzeczył.
– W tej chwili jestem strasznie zdemotywowany. Lecę do Chin, chociaż pierwotnie tego nie planowaliśmy. Zostały dwa tygodnie, aby nauczyć się trafiać w kulę. – dodał polski kulomiot.
W popołudniowym półfinale bez problemu zameldowała się Ewa Swoboda. Reprezentantka Polski wygrała swoją serię eliminacyjną, uzyskując czas 7.14.
– To był słaby bieg. Nie mogę powiedzieć nic pozytywnego – krótko podsumowała start zawodniczka Podlasia Białystok.
Debiutująca w halowych mistrzostwach Europy Aleksandra Piotrowska była w biegu eliminacyjnym szósta. Czasem 7.30 wyrównała najlepszy rezultat w sezonie, ale nie wywalczyła awansu do kolejnej rundy.
Rywalizację w pięcioboju rozpoczęła w niedzielny poranek Paulina Ligarska. Zawodniczka Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego w pierwszej konkurencji – biegu na 60 metrów przez płotki – uzyskała czas 8.56. W skoku wzwyż bezbłędnie pokonywała kolejne wysokości, aż do 1.78. Dziś to było dla niej zbyt wysoko. Zdecydowany zastrzyk punktowy Ligarska zapewniła sobie dobrym startem w pchnięciu kulą. Już w pierwszej próbie uzyskała 14.10, czyli najlepszy wynik w sezonie. Jeszcze lepiej spisała się kilka minut później, posyłając kulę na odległość 14.48. To był trzeci wynik wśród startujących.
Przed dwiema ostatnimi odsłonami rywalizacji – skokiem w dal i biegiem na 800 metrów – reprezentantka Polski jest sklasyfikowana na piatym miejscu. Na koncie Ligarskiej znajduje się 2746 punktów.
Nie tak miał wyglądać start w Apeldoorn w wykonaniu Konrada Bukowieckiego. Marnym pocieszeniem jest fakt, że nasz zawodnik pokonał lidera europejskich tabel Fabbriego. Niestety obu nie zobaczymy w finale. Bukowiecki zanotował w kwalifikacjach tylko jedną mierzoną próbę – uzyskał w niej 19.78, ale to było zbyt mało, aby marzyć o walce w finale.
– Wszystko poszło nie tak. Zupełnie nie pokazałem tego, na co mnie stać. Jest mi strasznie smutno. Pierwszy raz od bardzo dawna jestem naprawdę super przygotowany. Tylko wtedy kiedy powinienem, tego nie pokazałem. Jest mi smutno. Żadnym pocieszeniem nie jest też to, że odpadł Fabbri. Znamy się chyba od 16 roku życia. Obaj powinniśmy być w finale, ale nie pokazaliśmy w eliminacjach, tego co powinniśmy – mówił przygnębiony Bukowiecki.
Zapytany, czy dzisiejsze niepowodzenie buduje w nim sportową złość w kontekście startu na halowych mistrzostwach świata, Bukowiecki zaprzeczył.
– W tej chwili jestem strasznie zdemotywowany. Lecę do Chin, chociaż pierwotnie tego nie planowaliśmy. Zostały dwa tygodnie, aby nauczyć się trafiać w kulę. – dodał polski kulomiot.
Apeldoorn, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk