Fantastyczny bieg Maksymiliana Szweda na halowych mistrzostwach Europy w holenderskim Apeldoorn. 21-letni zawodnik AZS-u Łódź zdobył srebrny medal w biegu na 400 metrów, a czasem 45.31 poprawił halowy rekord kontynentu do lat 23 i wymazał z tabel rekord Polski Marka Plawgo.
Maksymilian Szwed czaił się już od kilku biegów, aby poprawić halowy rekord Polski Marka Plawgo. Do dzisiejszego wieczora wynosił 45.39 – Plawgo uzyskał taki czas podczas halowych mistrzostw kontynentu w Wiedniu, 23 lata temu. Szwed już po półfinałach w Apeldoorn głośno deklarował, że wynik słynnego poprzednika wymaże z tabel podczas potyczki finałowej. Jak zapowiedział – tak zrobił. Na bieżni Omnisport Szwed (AZS Łódź, trener Krzysztof Węglarski) pobiegł znakomicie i zdobył srebro, które okrasił halowym rekordem Polski 45.31.
– Chciałem, żeby jak najwięcej osób widziało ten wynik, ten bieg. Dlatego czekałem z nim aż do finału mistrzostw Europy. To był idealny bieg. Molnár poprowadził mi cały bieg. Czułem, że mogę poprawić rekord życiowy. Nie chciałem się z nim ścigać na zejściu. To mogło mnie dużo kosztować i straciłbym pozycję na rzecz Hiszpana. Biegłem maksymalną prędkością za Węgrem. On był dla mnie swoistym pacemakrem. Luźno dotrzymywałem mu kroku – analizował bieg Maksymilian Szwed
Dzisiejszy wynik Szweda jest również halowym rekordem Europy do lat 23 i szóstym w historii europejskiej lekkoatletyki. Te informacje bardzo zaskoczyły Polaka, gdy pojawił się w strefie wywiadów hali Omnisport w Apeldoorn.
– Ale jako to? Rekord Europy? Szóste miejsce w historii? Nie no piękne. Wczoraj rekord eliminacji, a teraz jeszcze dwa rekordy. Gdzieś zapiszę się w tej historii. Jest świetnie – nie ukrywał radości reprezentant Polski.
W finale biegu na 400 metrów kobiet zobaczyliśmy Justynę Święty-Ersetic. Polka ostatecznie dobiegła do mety na piątym miejscu, uzyskując czas 51.59. Z bieżni schodziła uśmiechnięta.
– Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, bo to był dobry bieg w moim wykonaniu. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie byłam na tyle szybka, żeby pozamykać rywalki. Próbowałam walczyć, ale tym razem przegrałam. Pozostaje trochę niedosyt, ale zostawiałam serducho na bieżni – przyznała Święty-Ersetic.
Od startu biegu półfinałowego pewnie po swoje biegła Anna Wielgosz. Reprezentantka Polski na ostatnim okrążeniu odparła ataki rywalek i wygrała z czasem 2:03.29.
– Aż sama jestem w szoku, że to się dzieje. Kiedy byłam małą dziewczynką, wyobrażałam siebie właśnie taką, jaka jestem teraz. Moja mama zawsze mówiła, żebym nigdy nie dała się wyprzedzić. Żebym odpierała ataki. Udawało mi się to w szkole podstawowej i teraz po 20 latach znowu mi się to udaje. Czuję się rewelacyjnie. Jutro pewnie dojdzie trochę stresu, ale wygrywałam tutaj z faworytkami. Jestem dobrej myśli – mówiła po biegu Anna Wielgosz. Generalnym sponsorem reprezentacji Polski jest Grupa ORLEN.
W finale nie zobaczymy z kolei Angeliki Sarny. Polka biegła w połowie stawki, ale na ostatnim okrążeniu dała się zablokować rywalkom i ostatecznie finiszowała piąta z czasem 2:02.54. Aby myśleć o awansie do finału trzeba było zająć miejsce w czołowej trójce.
–Finału nie ma, ale w tym roku pobiegłam w hali na poziomie 2:00. To jest bardzo dobry prognostyk przed sezonem letnim – przyznała Sarna.
Do finału biegu na 800 metrów nie udało się awansować naszym panom. W pierwszej serii mocno ruszył Maciej Wyderka. Wydawało się, że kontroluje sytuację, ale na ostatnim okrążeniu z rytmu wytrącił go Holender. Polak stracił przez to pozycję i finiszował czwarty. Uzyskał czas 1:46.17, ale kierownictwo naszej ekipy złożyło protest w sprawie działań zawodnika gospodarzy. Niestety nie został on uznany.
– Jest mi po prostu przykro. Zabrakło sił na końcówce. Chyba to było jednak zbyt mocne tempo – powiedział Wyderka.
W tym samym biegu piąty był Patryk Sieradzki – bydgoszczanin większość dystansu pokonał z tyłu stawki i zaatakował dopiero pod koniec rywalizacji. Uzyskał czas 1:46.94. Do drugiego półfinału przypisano Bartosza Kitlińskiego. Wczoraj zawodnik z Lublina zanotował upadek i nie uniknął przepychanek na dystansie. Teraz pobiegł spokojnie, trzymał się z tyłu stawki. Mocny finisz niestety nie poskutkował wywalczeniem awansu. Kitliński był czwarty, wybiegał czas 1:46.06.
–Biegłem z tyłu, bo chciałem uniknąć takich sytuacji jak wczoraj. Jeszcze moja postura, jeśli chodzi o te przepychanki, daje starty. Bardziej od rywali odczuwam takie sytuacje. Być może niektórym będzie wydawało się, że to był błąd, że zostałem z tyłu. Chcę jednak powiedzieć, że pierwsze 400 metrów pobiegłem dziś najszybciej w sezonie. Zachowywałem siły i unikałem przepychanek. Uważam, że dobrze zaatakowałem z 250 metrów. Starałem się gonić, ale zabrakło – analizował Kitliński.
Urodzony w 2004 roku Kitliński przyznał, że wyniki, jakie uzyskiwał w hali, powinny przełożyć się na regularne bieganie latem na poziomie 1:44.00.
– Latem będą mistrzostwa Europy do lat 23. Mam nadzieję, że tam pokaże moc. Chciałbym też wywalczyć minimum na wrześniowe mistrzostwa świata w Tokio – zapowiedział Bartosz Kitliński.
Na półfinale udział w halowych mistrzostwach Europy zakończył sprinter Oliwer Wdowik. Szybkobiegacz Resovii Rzeszów uzyskał czas 6.62 – najlepszy w tym sezonie – ale to dało mu dopiero piąte miejsce w pierwszym biegu półfinałowym.
– Można powiedzieć, że ten wynik jest jakimś pocieszeniem. Przynajmniej tak to wygląda na papierze. Uważam, że dziś mogłem pobiec lepiej. Na rozgrzewce czułem się dobrze. Czułem pod nogą gaz. Jest mi trochę wstyd, szczególnie za pierwsze 30 metrów. Strasznie mi odjechał Holender i przez to miałem wrażenie, że miałem słaby ten początek dystansu – analizował start Wdowik.
Po trzech dniach rywalizacji w Apeldoorn reprezentacja Polski ma na koncie trzy medale i zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji. W niedzielę ostatni dzień zawodów.
Apeldoorn, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk