Piątkowy wieczór, wypełniona po brzegi hala Omnisport w Apeldoorn czeka na ostatni finał dnia – rywalizację płotkarzy na 60 metrów przez płotki. W blokach pojawia się także Jakub Szymański, który kilkanaście sekund później z biało-czerwoną flagą świętuje na mecie zdobycie złotego medalu. – Pokazałem, że umiem wytrzymać presję – mówił w rozmowie po wywalczeniu tytułu Szymański.
W drugiej połowie stycznia media obiegła informacja, że urodzony w 2002 roku płotkarz Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego podczas mityngu w Luksemburgu najpierw wyrównał, a potem czasem 7.41 poprawił własny halowy rekord Polski w biegu na 60 metrów przez płotki. To było tylko preludium do kolejnych świetnych biegów. W lutym, podczas ORLEN Cup w Łodzi, Szymański czasem 7.39 ponownie wyśrubował najlepszy wynik w historii polskiej lekkoatletyki. Ten czas daje mu drugie miejsce w europejskich tabelach historycznych. A na kartach historii biegu przez płotki Szymański ponownie zapisał się 7 marca, gdy wieczorem w Apeldoorn został halowym mistrzem Europy.
50 lat temu w Katowicach halowych mistrzem Europy w biegu na 60 metrów przez płotki został Leszek Wodzyński. W 1984 roku sukces ten powtórzył Romuald Giegiel, a teraz Ty wywalczyłeś złoto i nawiązałeś do tych pięknych historii. Wykonałeś robotę, którą sobie tutaj zaplanowałeś.
Tak. Zdobyłem złoty medal dla Polski. Mam nadzieję, że to przyczyni się do naprawdę dobrego miejsca naszej reprezentacji w klasyfikacji medalowej. Dołożyłem cegiełkę do tego, ale przede wszystkim wykonałem zadania. Udźwignąłem presję i praktycznie wszystkie założenia spełniłem. Start wykonany perfekcyjnie w 100%. Nic mnie nie boli, nie ma kontuzji i jest złoty medal. Jestem dumny z siebie i całego mojego sztabu.
To 7.43, które uzyskałeś w finale, jest wynikiem satysfakcjonującym? Czy mogłeś tutaj pobiec jeszcze szybciej?
Nie. Liczył się medal. Oczywiście w zasięgu był rekord mistrzostw, który wynosi 7.39. Natomiast nie biegłem na wynik, a na medal. To jest mój trzeci wynik w karierze.
Chciałbyś na mistrzostwach świata w Nankinie, za dwa tygodnie, pokonać Granta Hollowaya. Ten dzisiejszy start utwierdził Cię w tym, że takie zwycięstwo jest realne?
Może nie, że pokazał, bo jednak nie uzyskałem tutaj mojego najlepszego czasu. Nie zmienia to faktu, że forma jest na dobrym poziomie. Oczywiście będę musiał przeanalizować reakcję startową i cały start. Natomiast gdy bieg wyjdzie, to jestem w stanie pobiec na poziomie poniżej 7.40. Uważam, że naprawdę będę w stanie nawiązać walkę z Hollowayem. Pokazałem dziś, że umiem wytrzymać presję. Na mistrzostwach świata liderem będzie Amerykanin i to na nim będzie spoczywać ta presja. Dzięki temu mnie będzie łatwiej.
Dwa lata temu w Stambule zdobyłeś srebro halowych mistrzostw Europy, teraz dzierżysz już złoto. Świetny progres!
Dwa medale zdobyte na imprezie tej samej rangi – to cieszy. Oczywiście mam teraz chrapkę na krążek z halowych mistrzostw świata i zawodów na otwartym stadionie. Na to wszystko przyjdzie jednak jeszcze czas.
Sezon letni zbliża się nieubłaganie. Ile z tego rekordu życiowego na poziomie 7.39 jesteś w stanie przełożyć na letnie bieganie na 110 metrów przez płotki?
Matematycznie to 13 zero z hakiem. To jest w moim zasięgu. Porównując życiówki najlepszych płotkarzy, którzy biegali na poziomie 7.40, to zwykle ich letnie wyniki są na poziomie 13.00. To jest możliwe, ale będę musiał wszystko dobrze poskładać na dystansie.
Twój trener mówił po mityngu ORLEN Cup w Łodzi, że największym problemem tego letniego biegania jest po prostu fakt, iż tych płotków jest więcej i łatwiej o błędy.
Dokładnie tak jest! Jestem typem zawodnika, który umie rozwinąć prędkość już od początku dystansu. Niektórzy lubią nakręcać rytm na dystansie i wytrzymać to na końcówce. Ja lubię jednak już od początku biegu iść mocno. Później to po prostu trzeba wytrzymać do mety.
W 2024 roku miałeś taki bieg w Lublinie, który nie był perfekcyjny w pierwszej części, ale później pozbierałeś się i uzyskałeś bardzo dobry czas. To pokazuje, że umiesz dobrze reagować na te błędy w trakcie startu?
Oczywiście, jednak i tak muszę się obiegać, żeby mieć pewność siebie obok takich rywali, jakich miałem w finale mistrzostw Europy. Tutaj byłem pewniakiem. Chciałem zabrać Francuzom ten medal, chciałem być złotym medalistą. Utrzymałem nerwy. Na 110 metrów przez płotki pewnością siebie zwyżkuje razem z umiejętnościami czysto teoretycznymi. Życiówka na poziomie 13.00 pozwala zawodnikowi czuć się na bieżni jak szefowi. Nawet jeśli pobiegniesz gorzej, to uzyskujesz czas w okolicach 13.20, a to daje finały.
Mówiłeś, że jesteś kozakiem dystansu 60 metrów przez płotki. W Apeldoorn zdecydowanie to udowodniłeś. Czas zatem, żeby być także takim kozakiem tego letniego biegania!
Chcę stać się pełnoprawnym płotkarzem. Na hali zrobiłem już to ponad normę. Teraz na 110 metrów przez płotki chcę biegać regularnie w okolicach 13.20. To wynik, który daje finał na każdej imprezie. Mam nadzieję, że te wystrzały poniżej tego rezultatu też będą się dzięki temu pojawiały.
Apeldoorn, Maciej Jałoszyński / foto: Tomasz Kasjaniuk