Menu
1 / 0
Aktualności /

MŚ w Pekinie: Błocki 11-sty, sztafety poza finałami

MŚ w Pekinie: Błocki 11-sty, sztafety poza finałami

Adrian Błocki zajął 11-ste miejsce w chodzie na 50 kilometrów i był to najlepszy wynik polskiego chodziarza w pekińskich mistrziostwach świata. Czasem 3:49:11 Błocki ustanowił rekord życiowy.

Adrian Błocki zajął 11-ste miejsce w chodzie na 50 kilometrów i był to najlepszy wynik polskiego chodziarza w pekińskich mistrziostwach świata. Czasem 3:49:11 Błocki ustanowił rekord życiowy.



Chodziarze rozpoczęli rywalizację o 7:30. Już wtedy widać było, że dzień będzie bardzo upalny. Mimo to Słowak Matej Toth ruszył bardzo mocno, za nim szła grupa pościgowa. Po 15 kilometrach byli w niej dwaj Polacy - Łukasz Nowak i Rafał Augustyn. - Czułem się znakomicie. Pomyślałem sobie, że nie interesują mnie już miejsca w dziesiątce, czy ósemce. Jest szansa powalczyć o coś więcej - mówi Nowak. Jednak jeszcze przed 20-stym kilometrem sędziowie dwukrotnie sygnalizowali, że Polak ma problemy z wyprostem nogi. Kilka kilometrów później trzeci wniosek, który oznaczał dyskwalifikację Nowaka. - Wielka szkoda, miałem szansę na dobry wynik. To był mój dzień jeśli chodzi o przygotowanie wydolnościowe. Mimo dyskwalifikacji jestem zadowolony ze swojej decyzji. Podjąłem walkę o medal. Muszę coś zrobić jeśli chodzi o moją technikę, jestem już po wstępnych rozmowach w tej sprawie. To nie jest moje ostatnie słowo - powiedział Łukasz.
W połowie dystansu na trasie zostali więc dwaj Polacy. Wtedy zaczął się dramat Rafała Augustyna. - Poczułem, że mam nogi z ołowiu. Głowa chciała do przodu, ale nogi hamowały. To były ciężkie chwile, ale nawet przez moment nie myślałem o tym, żeby zejść z trasy. Kiedy startuję z orzełkiem na piersi muszę walczyć do końca - mówi Rafał, który wyraźnie zwolnił i był wyprzedzany przez kolejnych rywali. Ostatecznie skończył rywalizację na 28. pozycji z czasem 3:57:30. - Może powinienen zacząć trochę wolniej? No cóż, kto nie ryzykuje ten nie ma. Nie zawsze się udaje, ale walczyłem o najwyższe miejsce. Pogoda odgrywała największą rolę, nawet odpowiednie chłodzenie nie dało pożądanego rezultatu. Nogi stawały się coraz cięższe. Nie startowali to Rosjanie, to była szansa dla innych. Ja też byłem w gronie tych, którzy myśleli o czołowej lokacie. Ten sezon miałem intensywny, rekord życiowy na 50 km, medale na innych dystansach. Skupimy się teraz na przygotowaniach do igrzysk - zapowiedział Rafał Augustyn.
Najlepiej z Polaków wypadł w Pekinie Adrian Błocki, który doszedł na metę jako 11-sty z rekordem życiowym (3:49:11). - Dosyć równo szedłem na wszystkich kilometrach, jestem bardzo zadowolony, że utrzymałem to tempo i nie szarżowałem. Zrobienie życiówki w Azji, latem to już jest coś. Tutaj jest zdecydowanie większa wilgotność, wyższa temperatura, ale poradziłem sobie. Bardzo się cieszę - przyznał Adrian. W chodzie triumfował Słowak Matej Toth.

Z pekińskiej bieżni uradowane schodziły nasze sprinterki, które biegły w eliminacjach na 4x100 m. Polki co prawda nie awansowały do finału (zabrakło 11 setnych sekundy), ale uzyskały najlepszy wynik w sezonie - 43.20. Biało-czerwone biegły w składzie: Agata Forkasiewicz, Anna Kiełbasińska, Weronika Wedler i Marta Jeschke. - Cieszę się z dobrego debiutu na tak dużej imprezie. Udało nam się zrobić SB, więc lepiej być nie mogło. Nie stresowałam się, biegło mi się bardzo dobrze, zmiana wyszła bombowo - mówiła Agata, która miała w Pekinie kłopoty zdrowotne. Dlatego trener Jacek Lewandowski rozpatrywał nawet wariant z wstawieniem do składu płotkarki Karoliny Kołeczek. Ostatecznie jednak postawił na Agatę. Drugi, najdłuższy odcinek biegła w sztafecie Anna Kiełbasińska, półfinalistka biegu indywidualnego na 200 m. - Rano obudziłam się z lekkim stresikiem, pojawił się on też na stadionie. Ale bardzo się cieszymy z tego wyniku, dziekujemy trenerom: Lewandowskiemu, Modelskiemu i Rostkowi. Chcemy też pozdrowić dziewczyny, które zostały w Polsce, życzymy im powrotu do zdrowia - powiedziała Ania, a Weronika dodała: - Byłam mocno skupiona, jak tylko usłyszałam od Ani "już", wyciągnęłam rękę i chwyciłam pałeczkę. Skupiłam się na biegu po wirażu i biegło mi się fajnie. Wierzyłyśmy w swoje przygotowanie. Ta sztafeta miała drobne przejącia, same nie byłyśmy pewne, w jakim skłądzie pobiegniemy. Ale byłyśmy zmotywowane i dałyśmy z siebie wszystko.
Bieg sztafetowy w polskiej ekipie kończyła Marta Jeschke. - Zabrakło nam trochę szczęścia, ale możemy być z siebie dumne. mamy najlepszy wynik sezonu. Stać nas na jeszcze szybkie bieganie. Szkoda, że nie ma dwóch dziewczyn, ale uwazam, że skład, który jest w Pekinie wszystko wykonał perfekcyjnie. W Rio będzie jeszcze lepiej - mówiła Marta.

 

 


W niedzielnym finale nie zaobaczymy żadnej z polskich sztafet 4x400 m. Spore szanse na awans miał żeński zespół (kilka miesięcy temu na Bahamach wywalczył awans na igrzyska). Do pewnego momentu wszystko szło nieźle. Z bloków wystartowała Małgorzata Hołub, przekazała pałeczkę Patrycji Wyciszkiewicz. Ta zmieniała z Joanną Linkiewicz, która na wirażu walczyła o czwartą pozycję z Kanadyjką. Nasza płotkarka dała z siebie wszystko, za wszelką cenę nie chciała, by biegnąca po drugim torze rywalka weszła przed nią. Przez przypadek uderzyła rywalkę w rękę i... upuściła pałeczkę. - Przepraszam... - powiedziała, schodząc z bieżni ze łzami w oczach. Oczywiście od razu podniosła pałeczkę z bieżni, ale straciła już dużo do rywalki i ani ona, ani czwarta w naszej ekipie Justyna Święty nie były w stanie odrobić straty. Polki ukończyły serię półfinałową na 7. pozycji z czasem 3:32.83. Kanadyjki weszły do finału. Polska ekipa złożyła protest, ale powtórka wideo nie wykazała błędu kanadyjskiej biegaczki. - Żal, złość, gniew, wszystkie negatywne uczucia, tak się teraz czujemy. Liczyłyśmy na awans do finału, a wylądowałyśmy na 7. miejscu w swojej serii - mówiła, kręcąc głową, Patrycja Wyciszkiewicz. - Już dawno nie byłam tak zdenerwowana. Na swojej zmianie może zaczęłam troszkę za szybko, ale starałam sę oddać pałeczkę jak najwcześniej - dodała Małgosia Hołub. - Przy odbiorze byłam w szoku, co sie stało! Widziałam mianę Patrycji z Asią, byłyśmy na czwartej pozycji. A ustawiając się w strefie zmian, musiałam to zrobić na dużo dalszej pozycji. Biegłam już do końca na zaliczenie, bo żeby cokolwiek zdziałać, musiałabym chyba pobiec poniżej 40 sekund na zmianie. Liczyłyśmy tu, na poprawienie rekordu Polski. Niestety, jeden błąd przekreślił nasz występ w Pekinie. Wszyscy dookola byli zaskoczeni decyzją trenera co do składu. Ale nie moja rola, by to oceniać. Iga miała wystartować w finale, jednak już nie wystartuje... - zakończyła Justyna Święty.
W niedzielnym finale zabraknie też naszej męskiej sztafety 4x400 m. Panowie w składzie: Łukasz Krawczuk, Michał Pietrzak, Rafał Omelko i Jakub Krzewina zajęli 5. pozycję w swojej serii (po dyskwalifikacji Bahamów) z czasem 3:00.72. - Taki wynik zawsze dawał awans do finału mistrzostw świata, czy igrzysk olimpijskich. W igrzyskach w Atenach dawał nawet medal. Ale poziom 400 metrów i sztafet w Pekinie jest kosmiczny. My zrobiliśmy to, co mogliśmy, a przecież w trakcie przygotowań nie brakowało problemów zdrowotnych. Ja i Kuba mieliśmy operacje. Nie udało się wypracować formy, żeby indywidualnie biegać bardzo szybko. Mam nadzieję, że w sezonie olimpijskim będziemy szybsi - powiedział Michał. - Sędziowie trochę namieszali. Michał biegł na 6-stej pozycji, tak się ustawiłem na zmianie, ale sędziowie przestawili mnie i zmienili kolejność. Michał miał później problem z minięciem Japończyka. Poziom jest w tym roku niesamowity. Ten finał nam odjechał - stwierdził Rafał. - Nasze indywidualne bieganie w tym sezonie pozostawia wiele do życzenia. Z sumy season bestów wynikało, że powinniśmy mieć wynik około 3:02. Pobiegliśmy dużo szybciej, ale to nie dało awansu. Świat poszedł do przodu, a my stoimy w miejscu - mówił Łukasz, a Kuba dodał: - Jesteśmy bardzo waleczni, chcieliśmy finału. Przyjechaliśmy do Pekinu, żeby zrealizować najwyższe cele. Za rok wrócimy silniejsi i będziemy w finale igrzysk - zapowiedział.

 

 


W kolejnych konkurencjach wielobojowych nie zachwycił Paweł Wiesiołek. Na płotkach (przy przeciwnym wietrze) miał 14.82, w dysku 41.55, a o tyczce skoczył 4.50.

Powrót do listy

Więcej